Luthedir Frye
Orion
elf • prostytutka • 29.12.1818 •
♫
Elf łapie za klamkę okna, a rama owego skrzypi, oznajmiając wszem i
wobec kilku prostym meblom w pokoju, że zostało uchylone. Szyba jest
ciut przybrudzona. Palce Oriona na niej tańczą, zbierają kurz na swe
opuszki, na którego widok elf następnie zmarszczy swe czoło. Prychnie,
zastanawiając się, kto pozwala, by pracował w takich warunkach – w
rzeczywistości jednak nie ma nikomu za złe – strzepnie pyłek na podłogę.
A następnie przejdzie do części najważniejszej swojego nocnego rytuału.
Pociąga za okno, chcąc jeszcze bardziej je rozchylić. Gwałtownie i z niespodziewaną, jak na tak subtelne ciało, siłą. Gdy nocne, chłodne powietrze tego śmierdzącego miasta uderza go w poliki, wskakuje z gracją na parapet. Opuszki pędzą przed siebie, prosto w wieczorną ciemność, chcąc posmakować sobą brudnej faktury elewacji. To nie ona jednak jest gwoździem programu. Orion unosi swe zamglone oczy i widzi, choć niewyraźnie.
Nigdzie nie uciekły, nie zniknęły i wyjątkowo nawet nie schowały się za chmurami. Nadal błyskają na głębokiej, czarnej satynie, będąc dumnymi ze swojego kształtu oraz wzorów, które wspólnie układają. Elf unosi lewą dłoń i palcem wodzi po niebie, bo w pamięci cały czas ma wyryte ich nazwy, ich linie i ścieżki, za pomocą których się łączą.
Ktoś porusza klamką, drzwi skrzypią. Orion wzdycha ciężko i zaczyna rozpinać swą i tak prześwitującą koszulę, doskonale wiedząc, że powinien był to zrobić te kilka minut temu. Zeskakuje z parapetu, zatrzaskuje za sobą okno.
— Z kim mam dzisiaj zaszczyt?
Głos jest słodki niczym szczery, złoty miód i ciągnie się pięknie, plącząc się w okolicach uszu kolejnego klienta, tak jak w umyśle elfa nadal plączą się wspomnienia o srebrnych gwiazdach.
Pociąga za okno, chcąc jeszcze bardziej je rozchylić. Gwałtownie i z niespodziewaną, jak na tak subtelne ciało, siłą. Gdy nocne, chłodne powietrze tego śmierdzącego miasta uderza go w poliki, wskakuje z gracją na parapet. Opuszki pędzą przed siebie, prosto w wieczorną ciemność, chcąc posmakować sobą brudnej faktury elewacji. To nie ona jednak jest gwoździem programu. Orion unosi swe zamglone oczy i widzi, choć niewyraźnie.
Nigdzie nie uciekły, nie zniknęły i wyjątkowo nawet nie schowały się za chmurami. Nadal błyskają na głębokiej, czarnej satynie, będąc dumnymi ze swojego kształtu oraz wzorów, które wspólnie układają. Elf unosi lewą dłoń i palcem wodzi po niebie, bo w pamięci cały czas ma wyryte ich nazwy, ich linie i ścieżki, za pomocą których się łączą.
Ktoś porusza klamką, drzwi skrzypią. Orion wzdycha ciężko i zaczyna rozpinać swą i tak prześwitującą koszulę, doskonale wiedząc, że powinien był to zrobić te kilka minut temu. Zeskakuje z parapetu, zatrzaskuje za sobą okno.
— Z kim mam dzisiaj zaszczyt?
Głos jest słodki niczym szczery, złoty miód i ciągnie się pięknie, plącząc się w okolicach uszu kolejnego klienta, tak jak w umyśle elfa nadal plączą się wspomnienia o srebrnych gwiazdach.
Art na wizerunku Oriona autorstwa @za_ra_h. W tytule Wołanie Eurydyki Janusza Kofty, pod nutką znajduje się interpretacja Katarzyny Groniec. A ja standardowo – witam się z moim niebinarnym elfem, zapraszam do wąteczków. MG może grzebać w orionowych wątkach. Oriona można używać w swoich opowiadaniach po wcześniejszej konsultacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz