Kąt przymglonego, elfiego oka posunął się ku siedzącemu teraz przy nim mężczyźnie odzianym w sutannę, chcąc wyłapać jak najwięcej szczegółów. Póki ten był blisko, na odległość ledwie co wyciągniętej dłoni.
Orion uśmiechnął się delikatnie, orientując się, że obaj przybierali się w bezpieczną czerń, choć gdy elf robił to ze swojego w miarę wolnego wyboru, tak ksiądz prawdopodobnie wdziewał barwę tę z czysto zawodowych pobudek.
Bawiło go niezwykle, jak odmienna była to czerń – niosła bowiem za sobą dwa różne symbole. Gdy religia przymuszała do pewnej elegancji i jak najbardziej wyszukanego minimalizmu całkowicie pozbawionego natrętnych, błyszczących ozdóbek mających zdobić ciało, tak ciemność, którą przywdziewał elf, była jego cieniem i spokojną ostoją, którą mógł przyozdabiać srebrem, jak tylko mu się to podobało. Domem, w którym odnalazł udawane bezpieczeństwo.
Westchnął w końcu cicho, pochylając się odrobinę w stronę Ojca. Łańcuszki na uszach zadrżały, ciemne loki przysłoniły szczupłą twarz, ukrywając ją skrzętnie. I dobrze, bo ciężko mówiło się o swoich grzechach, gdy ktoś mógł podziwiać twe pomarszczone czoło, twój nos, twe drżące w stresie i patetyzmie całej sytuacji wargi.
Rozchylił usta, nim jednak się odezwał, w przymglonym oku coś błysnęło, a czoło się zmarszczyło w zagwozdce.
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto kiedykolwiek słyszał, by prostytutka zwierzała się duchownemu ze swojej nieczystości. Orion w swych myślach schyla się więc ku skałkom leżącym na żwirze.
— Ostatni raz u spowiedzi byłem — zawahał się, czoło, dopiero co rozluźnione, zmarszczyło się ponownie. Orion prychnął, powracając do zwyczajowej i niby wpisanej w odgrywaną postać dumy — kiedyś. — Doskonale pamiętał, kiedy to tajemnicze kiedyś było. Wolał jednak konkretną datą nie chwalić, stwierdziwszy, że ta prawdopodobnie przyczyniłaby się jedynie do ewentualnego zawału biednego kapłana. — Pokuty zadanej prawdopodobnie nie wypełniłem, albo zapomniałem, albo zignorowałem, stwierdziwszy, że była pokutą nieodpowiednią. To prawdopodobnie pierwszy z grzechów, którego chciałbym pozbyć się z duszy. — Poprzednio zadana pokuta nadal czaiła się gdzieś w jego umyśle, ujawniając się raz na jakiś czas, wypełzając z piachu niby nocne stworzenia pustyni, mogące w końcu odetchnąć świeżym powietrzem bez natrętnego upału płynącego prosto z nieba. Nigdy nie miał zamiaru jej wykonać. — Kłamałem, kłamstwa jednak wypowiadane były w dobrej wierze lub dla obrony własnej. Byłem lekkomyślnym, nierozważnym i zbyt beztroskim. — Elf odchrząknął, zerknął niepewnie na nadal słuchającego go Ojca. — Nie szanowałem swego ciała, byłem nieczysty i nieprzyzwoity.
Orion rzuca kamieniem w myślach, prosto w sylwetkę odzianą w czerń. Skała uderza ją w głowę, a ta pada na ziemię. Zza czarnego welonu widać spiczaste ucho.
Zdecydowanie wolałby rozmawiać sam na sam z Jedynym. Przynajmniej oszczędziłoby mu to tego obrzydliwego poczucia wstydu, teraz prześlizgującego się wzdłuż kręgosłupa.
Nie lubił się wstydzić, bo i nigdy nie miał czego – do czasu.
Odkaszlnął, czym prędzej uciekł wzrokiem zamglonych oczu od sylwetki księdza. Spojrzenie zawiesił na rozmazującym się, niknącym w barwach wizerunku Jedynego, starając w nim odnaleźć swoje pocieszenie.
— Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie serdecznie żałuję. Postanawiam poprawę, jeżeli będzie taka możliwość. Proszę o naukę i pokutę, z rozgrzeszenia zrezygnuję, bo nie jest to dla mnie realny stan do utrzymania dłużej niż dzień, nie jestem również, w mej skromnej opinii, godzien owo uzyskać.
Wstrzymał oddech, w myślach modląc się o jakąkolwiek odpowiedź, nie wiedząc, czy oczekuje jej od siedzącego tuż obok Ojca czy może samego Jedynego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz