Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

12.09.2021

Od Vasi do Annushki

Vasily sięgnął do końskich juków. Przez krótką chwilą szarpał się ze sprzączką, by wydostać z nich niedużą, nieco zabrudzoną sakiewkę. Rozwiązał ją i z niezadowoleniem przyjrzał się kilku monetom z wybitym wizerunkiem orła. Zdał sobie sprawę z tego, że powinien zajechać do Huronsfield, żeby sprzedać parę skór. Potrzebował pieniędzy, ponieważ ostatnio skupił się tylko na poszukiwaniach swojego dawnego oponenta. Ucierpiały na tym jego niewielkie oszczędności, ale pamiętał o czekających go wydatkach. Jednym z nich było uzupełnienie zapasów nabojów. Zboczył więc z wcześniej obranej trasy i zniknął w leśnej gęstwinie.

Popołudnie upłynęło mu na zakładaniu kolejnych sideł. Miał nadzieję, że kiedy wstanie rano, parę zwierząt będzie czekało martwych na oskórowanie. Przy okazji w ten sposób pozyska mięso, którego nadmiar również planował sprzedać. Tuż przed zapadnięciem zmierzchu udało mu się sklecić niezbyt imponujący szałas. Choć wieczór okazał się dość chłodny, to prowizoryczne schronienie wystarczało dla jego potrzeb. Poza tym mężczyzna i tak zamierzał je zniszczyć przed ponownym wyruszeniem w drogę. Z przyzwyczajenia zacierał po sobie ślady, mimo tego, że nie sądził, aby ktoś szukał go tak daleko od rodzinnego kraju.

W nocy przez pewien czas nie mógł zasnąć. Nie miał pojęcia która była godzina ani jak długo leżał z uchylonymi powiekami, wpatrując się tępo w gwiaździste niebo. Błądził myślami, zastanawiając się nad przyszłością. Przyjemne ciepło ogniska ogrzewało mu policzki, po jasnej skórze przymykały cienie płomiennych jęzorów. Zanim zapadł w sen słyszał wycie wilków dobiegające z oddali, ale rano nie dostrzegł w pobliżu paleniska znajomych śladów łap.

Zagrzebał ognisko butem, a potem zjadł resztki suszonego mięsa, przeżuwając je niecierpliwie. Nie lubił zostawać zbyt długo w jednym miejscu. Teraz szczególnie odczuwał poczucie straty czasu, zupełnie jakby ten za którego tropem podążał miał rozpłynąć się w powietrzu. W zasadzie jednak nie była to bezpodstawna obawa. Przełknął ostatni kęs i przepił go wodą z bukłaka, a następnie poszedł w kierunku zastawionych przez siebie pułapek. Pozbierał ciała kilku martwych zwierząt. Głównie w sidła zaplątały się zające, wiewiórki, ale trafił się też jeden lis.

Skórowanie zwierząt zajęło mu sporo czasu, ale chciał otrzymać większą kwotę za dobrze wykonaną robotę, żeby znowu nie musieć przerywać… Właśnie, czego tak właściwie? Podróży, pościgu, tropienia…? Sam nie potrafił tego nazwać. Czasami czuł się podobnie do tych stworzeń, zaplątanych w sidła, z których nie potrafiły się wyrwać. Potrząsnął głową, by skupić się na drodze. Pociągnął wodze, kierując konia w stronę Huronsfield.

Targ w miasteczku przypominał mrowisko. Całe mnóstwo ludzi zebrało się na placyku, oferując swoje produkty i usługi. Większość zgadzała się na wymianę za gotówkę, choć niektórzy wciąż wydawali się nieufni wobec takiej formy zapłaty. Prawdopodobnie wynikało to z wieści o przekrętach bankowych, ale Vasily prawdopodobnie przebywał w Krainie zbyt krótko, aby o nich słyszeć.

W pewnym momencie wielki, kudłaty pies wyrwał się właścicielowi i rzucił wprost na klatki z gęsiami. Nagle zrobiła się wrzawa, a kulawa kobyła Vasi, zwykle spokojna, leniwie powłócząca nogę za nogą na widok agresywnego, ujadającego wściekle kundla stanęła dęba. Dwie skóry zsunęły się i spadły na ziemię, ale na szczęście jeździec nie podzielił ich losu. Utrzymał się w siodle, starając się uspokoić zwierzę, choć z jego ust posypało się kilka przekleństw w ojczystym języku. Podchwycił parę zaciekawionych spojrzeń ze strony lokalnych sprzedawców, ale nikt nie zwrócił mu uwagi. Korzystając z zamieszania Vasily wystawił swoje skóry na sprzedaż. Pięciu klientów wystarczyło, aby pozbyć się wszystkiego z ostatniego polowania. Niektórzy próbowali negocjować ceny, ale większość przystawała na jego propozycje, widząc, że potrafi się targować, nawet jeśli porozumiewa się z nietypowym, czasem trudnym do zrozumienia akcentem.

Za zarobione pieniądze od razu kupił zapas naboi, główny powód dla którego pojawił się w Huronsfield. Jeśli chciał polować na dużą zwierzynę, sidła były niewystarczające. Poza tym podróżowanie po Krainie z nienabitym karabinem wydawało się co najmniej szalone. Po drodze nieraz mijał podejrzanych jegomościów, choć oni zwykle nie dostrzegali jak obserwował ich z zarośli. Samotny, a na dodatek bezbronny jeździec z pewnością mógł paść ofiarą ich łupieży.

Kiedy wrócił do swojego niewielkiego obozowiska znów zrobiło się ciemno. Na nowo wzniecił ogień, a po wyczyszczeniu i załadowaniu broni odłożył ją tuż obok siebie i położył się do snu. Tym razem nie było jednak dane mu się spokojnie wyspać. Przez hałas, który usłyszał z oddali zerwał się z posłania tak gwałtownie, że niemal uderzył głową o ścianę szałasu zrobioną z gałęzi, liści i mchu. Zacisnął palce na karabinie i opuścił schronienie, patrząc z zaniepokojeniem w okolicę. Mimo płomieni paleniska było ciemno, że oko wykol. Poruszał się w całkowitym mroku, kierując głównie słuchem.

Ostrożnie podszedł się do miejsca, skąd dochodziły niepokojące odgłosy. Skrył się za pniem pobliskiego drzewa, chcąc się upewnić czy to nie żadna pułapka. Najpierw jego uszu dobiegły szybkie kroki. Był w stanie rozpoznać, że oto przez Gęstwinę biegła jedna osoba. Gdy znalazła się bliżej dostrzegł ciemne, długie włosy, krzywe nogi i zadarty nosek. Zaledwie chwilę później poczuł jak ziemia drży pod jego stopami. Coś ją najwyraźniej goniło. Ryk wydobywający się z paszczy stworzenia uświadomił mężczyźnie, że to musiał być niedźwiedź.

— Padnij! — krzyknął do nieznajomej, wydając komendę.

Decyzję podjął błyskawicznie. Oparł karabin o ramię, mierząc w głowę brunatnej bestii. Wystrzał wstrząsnął okolicą, zadzwoniło mu od niego w uszach. Stado ptaków ze skrzekiem wzbiło się w powietrze i przecięło zachmurzone niebo. Niedźwiedź stanął na dwóch łapach, zamachnął się, ale przez kulkę wycelowaną między brązowe oczy padł jak długi. Potężne cielsko zwaliło się na runo leśne, brocząc obficie krwią.

Vasily raz jeszcze rozejrzał się po okolicy i upewniwszy się, że z dziewczyną nikogo nie ma, wyszedł ze swojej kryjówki. Spojrzał na nią jasnymi, trochę podkrążonymi oczami. Przeładował broń, bo choć niedźwiedź wydał ostatnie tchnienie, w ciemnościach mogło się kryć jeszcze wiele niebezpieczeństw.

— Nic ci nie jest? — spytał, zastanawiając się co takiego ciemnowłosa robiła sama w środku lasu o tak późnej porze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz