Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

6.09.2021

Od Loretty cd. Mae

Choć Loretta zamieszkiwała Blisstown od lat, wciąż nie wyściubiła nosa za miasto. Na początku było to spowodowane zaborczym zachowaniem męża. Podporządkowywała mu się, bo wiedziała jakie spotkają ją konsekwencję za niesubordynację. Siadała więc w bujanym fotelu, zakrywała się kolorowym, tak niepasującym do tego szaroburego miasta, kocem i zatapiała się w lekturze. Im dłużej czytała, tym żywsze obrazy pojawiały się w jej głowie. Rzeki tak czyste, że można dostrzec w nich przepływające ryby najróżniejszych gatunków, zwierzęta niespotykane w tych stronach, ludzi, których próżno szukać nawet pośród licznych przyjezdnych. Niektóre opisy zamieszczone w książkach przypominały jej o domu, o Gęstwinie, która choć w niektórych wywoływała niepokój dla niej zawsze stanowiła azyl i oazę spokoju. To tam uciekała przed agresywnym ojcem i mogła wypłakać się bez obawy o kpiące spojrzenia.

Teraz jednak nie miała zbyt wiele czasu na czytanie. Zwykle kładła się spać wykończona. Ledwie zdążyła przykryć się kołdrą, a już po chwili odpływała w objęcia Morfeusza. Czasami miewała koszmary, ale nigdy nie widziała w nich twarzy zmarłego męża, zupełnie jakby jego śmierć nie wywarła na niej żadnego wrażenia. Choć na początku naprawdę go kochała lub też uważała, że darzy mężczyznę tak silnymi uczuciami, potem otrząsnęła się z tego przekonania. Na powrót stał się dla niej obcym człowiekiem, a może nawet co gorsza potworem. Jak inaczej nazwać człowieka toksycznego, ograniczającego i bezpodstawnie zarzucającego zdrady?

Oczywiście, w jego zabójstwie próżno poszukiwać pierwiastku dobra. Dopuściła się zbrodni z czysto egoistycznych pobudek. Tak potwornego czynu nie dało się niczym wyjaśnić ani usprawiedliwić. Pewnie gdyby była swoją matką, zostałaby przy tyranie do śmierci — swojej lub jego. Jednak nie poszła w ślady cichej, spokojnej i zahukanej kobiety jaką pamiętała z przeszłości jak przez mgłę. Przypominała ją sobie ostatniego dnia za życia, wpatrującą się w pustkę rozbieganym spojrzeniem, oblaną zimnym potem, zmożoną gorączką, ale boleśnie świadomą zbliżającego się końca. Pamiętała też siebie, zaciskającą pięści z bezradności i poczucia żalu. Przecież przez lata była znachorką, ale mimo tego nie potrafiła pomóc samej sobie w sądnym dniu. Wiedza, którą przekazała Lottcie nie była wystarczająca, aby powstrzymać nieuniknione. Dziewczynce nie pozostało w końcu nic innego, niż pożegnać się z rodzicielką i poprzysiąc, że nigdy nie będzie taka jak ona.

Została wyrachowaną morderczynią, a teraz sama poszukiwała winnego podobnej zbrodni. Uśmiechnęła się kwaśno pod nosem, zdając sobie nagle sprawę z hipokryzji jaka za tym się kryła. Obróciła twarz, słysząc męski głos. Przez moment obserwowała rozwój sytuacji. Taka smarkula miała rozwiązać sprawę potwornej zbrodni na (zapewne) niewinnej niczego kurtyzanie? Na początku uznała to za pomyłkę lub ponury żart, ale dostrzegając broń, którą miała przy sobie dziewczyna, postanowiła dać jej szansę.

Przechyliła kieliszek z whiskey, a następnie wstała z wysokiego stołka barowego, na którym przysiadła by ukoić nerwy przy odrobinie alkoholu. Kroki zbliżającej się brunetki zwiastował głośny stukot wysokich obcasów. Długa suknia o rzadko spotykanych w tych stronach kolorach szurała po ziemi ozdobną koronką. Loretta skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, a następnie zmarszczyła brwi, co nadało jej nieprzyjemnego wyrazu twarzy.

— Jeszcze jeden taki komentarz w moim lokalu, a jedyne cyce jakie zobaczysz to krowie wymiona w stodole — wycedziła przez zęby. Nie zważała na to, że Lawrence był stałym klientem. Nawet jeśli płacił, nadal powinien się jakoś zachowywać. Właśnie dlatego nie znosiła mężczyzn. Większość z nich takich była. To zapewne niesprawiedliwe i stereotypowe stwierdzenie, ale Lotta doszła do tego faktu po wielu podobnych sytuacjach. To zachowanie sprzed chwili nie stanowiło odosobnionego przypadku.

— Nazywam się Loretta Randall, to ja jestem właścicielką i autorką ogłoszenia o którym mowa — przedstawiła się rudowłosej, przyglądając się jej z góry. Pomyślała, że zapewne nastolatka ma nie więcej niż siedemnaście lat. W podobnym wieku Lotta trafiła do domu publicznego, to też nie było dobrym zajęciem dla podlotka, ale czasami życie pisało przykre scenariusze. — Zapraszam ze mną do gabinetu, porozmawiamy o szczegółach na osobności — dodała, zachęcająco wskazując ruchem ręki na schody prowadzące na górę.

Na poddaszu po zamknięciu drzwi muzyka była niemal niesłyszalna, podobnie jak męski rechot i dziewczęcy chichot prostytutek. Lotta popchnęła drewniane okiennice, wpuszczając do pomieszczenia więcej światła i świeżego powietrza. Zasiadła przy biurku, lekko pochylając się nad uprzątniętym blatem, na którym znajdowała się teraz tylko niedopalona świeca.

— Obawiam się, że niewiele będę w stanie pomóc przy rozwiązaniu sprawy. Nie dalej, niż kilka godzin temu usłyszałam krzyk jednej z dziewcząt. Wzięłam broń i zbiegłam na pomoc, ale było już za późno. Ciało leżało w krzakach za budynkiem, nieopodal ustępu. Jedna z kurtyzan znalazła nieboszczkę i ze strachu wrzasnęła z całych sił. Okropny widok, nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałam. Pełno krwi, naprawdę ciężko mi o tym mówić — westchnęła ze wstrząśniętym wyrazem twarzy. — Ciało wysłałam do zakładu pogrzebowego, żeby nie straszyć klientów. Jeśli chcesz, możesz je obejrzeć. Poprosiłam, aby kilka dni zatrzymali je w nienaruszonym stanie, choć zgodzili się niechętnie ze względu na ten nieznośny upał. Podejrzewam, że biedaczka musiała leżeć tam już od rana, a może od zeszłej nocy, była zimna, a wokół niej zebrały się całe stada much… — zrelacjonowała w skrócie. — Jeżeli chcesz, mogę zaprowadzić cię do Mary, to ona znalazła zwłoki, choć pewnie nie powie wiele więcej, niż ja — mruknęła ze smutkiem. Chciała jak najszybciej załatwić tę sprawę w obawie o kolejne ataki. Obojętne jej było kto się podejmie rozwiązania zagadki, kluczowa była skuteczność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz