Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

9.09.2021

Od Vasi do Ogaty

Tropienie samo w sobie nie należało do łatwych zadań. Wymagało wiedzy, dobrego wzroku, słuchu, a czasem i węchu. Niekiedy wystarczyło zaledwie kilka minut załamania pogodowego, by zamazać to, czego wypatrywało się godzinami na podłożu. Tym trudniej było tropić kogoś, kto umiał zacierać po sobie ślady i czynił to skutecznie. Ogata zdecydowanie należał do tych osób, o czym Vasily miał okazję się przekonać na własnej skórze. Odruchowo zsunął fałdę sukna, którą okrywał twarz i potarł policzek pokryty paskudną blizną. Choć rana zagoiła się już dłuższy czas temu, czasami te miejsca przypominały mu o sobie oraz tamtych pamiętnych wydarzeniach.

Przyjazd do Krainy był dla niego oczywistym wyborem, a może jedynym jaki mu pozostał. We własnym kraju prawdopodobnie wzięliby go za dezertera lub zdrajcę. Jak wyjaśniłby swoje zniknięcie, szczególnie, że Ogata zdołał uciec? Wolał być uznany za zmarłego. Tak było nawet lepiej. Chciał zacząć z czystą kartą, nie musząc nikomu służyć ani słuchać niczyich rozkazów. Po latach w armii stanowiło to przyjemną odmianę. Wreszcie mógł sam decydować o tym co, kiedy i jak robić. W końcu nie wisiało nad nim widmo potencjalnych kar za niedopełnienie obowiązków lub misję zakończoną porażką.

Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie wie od czego zacząć ten nowy rozdział. Coś kazało mu podążać za Ogatą, choć już nikomu nie podlegał. Nie miał pretensji za postrzał, nie zamierzał się na nim mścić. Czemu więc tak usilnie pragnął znowu go zobaczyć? Sam chciał to zrozumieć. Nigdy wcześniej nie doświadczył niczego podobnego. Postanowił jednak posłuchać tego wewnętrznego głosu. Ostatnim razem zrobił to za późno.

Pierwszy raz usłyszał o nim w saloonie. Siedział w kącie zatłoczonego lokalu sącząc niedobrą, rozwodnioną whiskey za którą pewnie przepłacił, ale był to jedno z niewielu miejsc w okolicy, gdzie można było się zatrzymać. Gdy do jego uszu dobiegły słowa o skośnych oczach i bródce zaczął nasłuchiwać uważniej. Początkowo miał trudność z uzyskaniem informacji o poszukiwanym, ale kiedy w jednej ręce trzymał karabin z bagnetem, a w drugiej rysunek na potarganej kartce, nagle mężczyzna stał się bardziej rozmowny i skory do współpracy.

— Gdzie jest? — wycedził przez zęby, podsuwając świstek papieru pod sam nos spoconego grubasa.

— Nie wiem, przysięgam! Raz w życiu człowieka widziałem. Tam poszedł! — zarzekał się, pocąc obficie. W jego wodnistych małych oczkach malowało się autentyczne przerażenie. Vasily wiedział, że mówił prawdę, ale mimo to na odchodne dźgnął go czubkiem bagnetu w potężne brzuszysko, jakby chciał w ten sposób ostrzec przed konsekwencjami wprowadzenia w błąd.

Poruszał się za dnia, by dobrze widzieć pozostawione ślady, ale nim pojawiły się kolejne wieści o Ogacie zdążył poczuć frustrację. Każda nowa informacja była jak zastrzyk motywacji. Brak wieści zabijał smakiem mocnego samogonu, który stawiał ponad tutejsze trunki. Dopóki całkiem przypadkowo i okazyjnie nie kupił swojej kulawej kobyły, poruszał się głównie na pieszo. Długi marsz nie sprawiał mu problemu, przywykł do niego nawet z cięższym rynsztunkiem niż ten, który zabierał teraz ze sobą w trasy. Koń pozwalał jednak poruszać się szybciej i rzadziej niepotrzebnie zbaczać z drogi, aby uzupełniać zapasy.

Od tamtej pory zdobył kilka dni przewagi. Tyle wystarczyło, aby znowu znaleźć kogoś, kto zwrócił uwagę na mężczyznę o nietypowej jak na te strony urodzie. Wcale nie dziwił się zaczepianym ludziom, że jeśli widzieli Ogatę, to zapadał im w pamięć. Vasily widział to tylko kilka rady w życiu, ale do tej pory przypominał sobie to przeszywające spojrzenie ciemnych oczu.

Mimowolnie wzdrygnął się, czując dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa. Zatrzymał się gwałtownie, gdy zauważył ślady po zasypanym ognisku. Przykucnął, by sprawdzić kiedy mogło zostać rozpalone. Rozejrzał się po okolicy i doszedł do wniosku, że jest blisko. Najbliżej od tygodni. Przez jego twarz przemknął uśmiech. Co kiedy osiągnie swój cel? Jeszcze nie zdecydował, ale miał przynajmniej kilka godzin do zastanowienia. Tego wieczora zasnął snem sprawiedliwego, a skoro świt zerwał się z prowizorycznego posłania i osiodłał klacz. Poganiał swoją gniadą szkapę, z zadowoleniem zauważając po drodze drobne detale, które ktoś niewyszkolony w tropieniu mógł z łatwością pominąć. Złamane gałązki, resztki po schronieniu, posiłku czy miejscu polowania na zwierzynę były tym, czego wypatrywał Vasily.

Kierował się na północ, mając w pamięci słowa ostatnio napotkanej staruszki. Miała słaby wzrok, więc próżno było ją pytać o to, czy widziała Ogatę. Znała jednak świetnie okolicę i dzięki niej dowiedział się o miejscu idealnym na postój. Postanowił, że zapuści się w gęstwinę, aby napełnić bukłak i napoić konia. Około południa dotarł do rzeki. Wierzchowiec wlókł nogami ze zmęczenia, co jakiś czas potykając się o duże szyszki i co większe kamienie.

Szkapa poderwała łeb, gdy dobiegł ich plusk wody. Vasily mocniej złapał wodze i przywiązał ją do drzewa. Następnie wdrapał się na jedno z wyższych drzew liściastych w pobliżu, aby lepiej rozejrzeć się i upewnić czy nie mają towarzystwo. Jego przeczucie okazało się słuszne. Widział zarys sylwetki, ale postać znajdowała się zbyt daleko, by gołym okiem mógł stwierdzić kim jest. Wyciągnął zza pazuchy nieco sfatygowaną lornetkę i przyłożył ją do twarzy. Z jego ust wydobył się usatysfakcjonowany pomruk, gdy po przybliżeniu rozpoznał znajomego bruneta. Tak, to musiał być on, ten sam ruch przy odsuwaniu z czoła niesfornego kosmyka włosów.

Przez chwilę przyglądał się mu, by zyskać pewność, że jest sam. Z pewnym zaskoczeniem dostrzegł broń opartą o korę rozłożystego dębu. Drzewo dawało cień, który w tak upalny dzień musiał dawać przyjemny chłód. Uniósł nieznacznie brwi, zauważając jak mężczyzna w oddali zaczyna zdejmować kolejne ciuchy i odwieszać je na niższe gałęzie, uginające się pod ciężarem liści i żołędzi.

Nagle w głowie Vasi wykiełkował iście diabelski plan. Poczekał aż Ogata wejdzie do wody, by zwinnie zejść na dół i zakraść się bliżej. Czuł przyspieszone bicie serca. Znowu czuł się jak na misji, choć tym razem planował tylko niewinny psikus. Wykorzystał moment, odwracając uwagę żołnierza kamieniem rzuconym na sporą odległość i przy pomocy bagnetu błyskawicznie ściągnął jego ciuchy z gałęzi. Zabrał je ze sobą nieopodal. Pozostawił mu karabin, ale bez jednej ważnej części - rygla. Był to pewnego rodzaju pstryczek w nos. Sztuczka, której nauczył się od niego samego. Z pewnym rozbawieniem obserwował minę okradzionego dezertera. Ujawnił się chwilę później, zwieszając jedną nogę z konaru drzewa, na którym się wygodnie usadowił. Miał na niego z tamtego miejsca świetny widok i bezpardonowo korzystał z tego przywileju.

— Ogata — zagaił. — Nie zgubiłeś czegoś? — zapytał ochrypłym głosem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz