Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

10.09.2021

Od Ruby cd. Odette

— Też miałam nadzieję, że cokolwiek napada moje krowy, to jednak jakiś człowiek — powiedziała Ruby, odchylając się na krześle i splatając dłonie. — Nie idzie splunąć w krzaki, żeby nie trafić co najmniej jednego pajaca, któremu nie podobam się ja, ranczo, moi kowboje, albo wszystko na raz. Na szczęście ludzie więcej mielą ozorami w saloonie, wlewając w siebie kolejne kielony taniej whiskey, niż faktycznie próbują cokolwiek zrobić. Ale masz rację, początkowo nastawiłam się na szukanie jakiegoś tchórzliwego chujka.
Ruby wróciła wspomnieniami do początkowych miesięcy, które spędziła na ranczu sama. To znaczy - zaraz po śmierci Richarda. Bo wtedy było najgorzej. Jej teściowie w okamgnieniu postanowili położyć łapę na ranczu, które według prawa i przyzwoitości, należało się Ruby i jej dzieciom. Gdy stało się jasne, że sąd chyli się bardziej ku sprawie ciężarnej wdowy i czwórki (wkrótce piątki) sierot, ranczo stało się nagle ulubionym celem wszystkich rzezimieszków, i to nie tylko tych okolicznych. Ruby miała wrażenie, że bandy wszelkiej maści złodziei i innych typów spod ciemnej gwiazdy, ściągali z najdalszych zakątków krainy, jakie dało się jeszcze znaleźć na mapie. Jej kowboje schwytali ich chyba więcej, niż szeryf dał radę złapać przez cały rok, ale nie schwytali przecież wszystkich. Stada ucierpiały, nie każdą krowę dało się odzyskać. Dziewczynki się bały - przynajmniej te, które były na tyle duże, by rozumieć zagrożenie. Ruby podzielała ich strach. W końcu kto wie, kiedy któraś banda zrobiłaby się na tyle zuchwała, by targnąć się na dom, nie na same stada. Ona sama miała wtedy tylko garść ludzi i z każdym dniem coraz cięższy brzuch, na pewno stanowiła świetną ochronę dla dziewczynek…
Kobieta odetchnęła, odsunęła od siebie te myśli. Skoro wtedy sobie poradziła, poradzi sobie i teraz - miała po stokroć lepszą sytuację, więcej zasobów i możliwości. Nic jej nie złamie, a jeśli coś zagrozi jej ranczu, nie pozostanie bezkarne.
— Problem jest tylko taki, że kimkolwiek jest nasz chujek, którego słońce dopiekło w dekiel, nie zostawia żadnych śladów. Moi chłopcy znają każdy krzak na tym ranczu, wiedzą jak szukać i tropić nieproszonych gości, ciężko jest jednak znaleźć cwaniaczka, który najwyraźniej lata — Ruby zmarszczyła brwi. Widać było, że nie podoba jej się ta konkluzja, ale nie mogła przecież kłócić się z faktami, bez względu na to, jak bardzo ją irytowały. — Również i rany na krowach nie wyglądają na zadane normalną bronią, bardziej pazurami.
Ruby klepnęła otwartą dłonią udo.
— Wiem, że dopiero przyjechałaś, ale nie ma co czekać - chodźmy. Dobrze, żebyś zobaczyła to „miejsce zbrodni". Chociaż najświeższe mamy sprzed trzech dni, więc w kwestii jakichkolwiek śladów…
Głośne, szybkie pukanie przerwało jej wpół zdania.
— Proszę! — zawołała Ruby, przeczuwając już, jakie wieści zaraz usłyszy. Nowe informacje w kwestii krowiego problemu trapiącego od paru tygodni ranczo były jedynymi wieściami, które przyjmowała w trakcie spotkań.
W uchylonych drzwiach pojawił się Pedro - we wciąż zakurzonych portkach, z rozwianym włosem i kapeluszem odrzuconym na plecy.
— Jest następna, señora.
Ruby pokiwała głową.
— Masz szczęście — odezwała się, przenosząc wzrok na Odettę. — Dostaniesz jednak całkiem świeżą.


Krowa była świeża, ale ranczo całkiem duże. Nim znaleziono martwe zwierzę, nim Pedro dotarł do Ruby, nim Ruby i Odette dotarły do krowy - gorąca pogoda sprawiła, że nad truchłem zaczął unosić się duszący smród padliny, a tłuste, czarne muchy pchały się w rozpruty brzuch, w nieruchome oczy i rozwarty pysk.
— Na psa urok, kurwa — prychnął jeden z kowbojów, zapobiegawczo splunął przez ramię.
To nie było tak, że kowboje nigdy nie widzieli padłej krowy. Zwierzętom zdarzało się dokonać żywota - a to skręt kiszek, a to jakiś wypadek i znajdowano biedną mućkę połamaną w jakiejś rozpadlinie. Jednak truchła krów zabitych przez cokolwiek, co postanowiło nękać ranczo, miały w sobie jakąś trudną do wyjaśnienia grozę, która działała na wyobraźnię ludzi. Ten nienaturalnie wygięty, skręcony kark, ten rozpruty brzuch, wywalony, siny język. W ich zastygłym nagłą śmiercią spojrzeniu krył się jakiś pierwotny lęk.
Poza tym do normalnych, padłych krów w okamgnieniu dobierali się padlinożercy. Nawet gdy ludzie byli w pobliżu, kojoty zaraz zaczynały kręcić się w okolicy, chowając w zaroślach i strzelając spojrzeniami żółtych ślepi, czy może uda się podlecieć choć na moment, ukraść choć jeden tęgi kęs. Krew zwabiała też sępy, błękit nieba zaraz wypełniał się ich ciemnymi sylwetkami wykreślającymi hipnotyczne, złowróżbne okręgi. Ale do krów zabitych przez „wendigo" nie przychodzili żadni padlinożercy. Początkowo Ruby kazała palić truchła, nie chcąc zwabiać nieproszonych amatorów wołowiny, szybko jednak okazało się to zbędne. Tylko muchy latały wokół padliny - owady widać były zbyt durne, by czuć niepokój związany z trudną do normalnego wyjaśnienia przyczyną śmierci krów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz