Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

12.09.2021

Od Ogaty cd. Vasi

    Dezercja.
    Słowo, które uciekało przez spierzchnięte usta ilekroć jego umysł postanowił wracać do niezbyt odległej przeszłości, brzmiało lekko, jakby wcale nie miało ciężkiego znaczenia. Cóż, dla niego faktycznie nie miało. Ot, po prostu już nie był w wojsk. Ot, po prostu przestał bawić się w ten jeden wielki zasrany cyrk i w bycie psem, nie żeby kiedykolwiek nim był.

    Pozostawienie znajomej ziemi za sobą było najtrudniejszym i największym wyzwaniem. Nie przez przywiązanie, a przez zwykłe przyzwyczajenie do zazwyczaj chłodnej temperatury, która najbardziej mu odpowiadała. Kraina była raczej ciepła, ba, gorąca i sprawiająca że często ledwo trzymał się na nogach pod warstwami materiałów. Kolejnym powodem natomiast była ogromna różnica pomiędzy kulturą i sposobem życia, który tak diametralnie się różnił, a tak długo już tu przebywał, że ciągle miewał momenty zszokowania.

    Ciągle jednak był nielubiany, ciągle wchodził komuś za skórę i ciągle nadstawiał karku, śmiejąc się śmierci w oczy, gdy po raz kolejny jakoby całkiem przypadkiem uchodził cało, teoretycznie bez szwanku. Cóż, czasami bywało lepiej, czasami gorzej. Przynajmniej w ten sposób nigdy się nie nudził, mając formę rozrywki, jakkolwiek niebezpieczna by ona nie była, jakkolwiek by nie podważała jego stanu psychicznego, który swoją drogą nie istniał od zbyt długiego czasu.

    Zaciągnął się po razy kolejny powietrzem, które śmierdziało tytoniem. Kąciki ust podeszły ku górze, gdy mężczyźni siedzący dookoła wzdrygnęli się po raz kolejny, zerkając na trzymany w jego prawej dłoni przedmiot. Machał nim lekko od niechcenia, nie przejmując się tworząca się na drewnianym parkiecie szkarłatną plamą, a drugą rękę wyciągnął w stronę grubasa z cygarem. Przechylił ciężar ciała na drugą nogę, jawnie dając znać że już się niecierpliwił. Karabin przewieszony przez ramię wisiał sobie beztrosko, jego model niczym egzotyk dla tutejszych delikwentów. Na dodatek, był w o wiele lepszym stanie niż ich rewolwery w starych, przebrzydłych kaburach. To zdążył i on zauważyć w pierwszej sekundzie po wejściu do lokalu.

    Nie stał tam ani chwili dłużej, gdy woreczek z zapłatą pofrunął w górę, zmuszając Ogatę do wyciągnięcia ręki i złapania go, rzucając tym samym worek z głową na stół. Oczywistym było, że ten mały kawałek ciała przeturlał się na bok, ujawniając światu kruczoczarne włosy i już nie tak żywe zielone oczy, oraz dziurę na środku czoła. Gdy wychodził, nie odwrócił się ani razu. Nie miał po co, a i jedyne o czym marzył, to o wydostaniu się z tej przeklętej krainy potem płynącej. Bez cienia zastanowienia odwiązał rudą klacz od wysokiego, drewnianego palika i wskoczył na jej grzbiet, już w powietrzu popędzając szkapę żeby ruszyła z kopyta. Jego standardowy ubiór i płaszcz nie były dobrym wyborem do miasta, a trzepoczący materiał za nim jedynie o tym przypominał. Zwracał na siebie uwagę w tamtym momencie, co nie było tym czego chciał, więc zwolnił zwierzę, a jego wzrok mimowolnie osiadł na jednym z przechodzących facetów, który nie wydawał się być zadowolony ani jego osobą, ani tym, jak na niego spojrzał.

    Ogata był przyzwyczajony do dłuższych wędrówek, co nie oznaczało jednak że udawał się w nie z przyjemnością. Zdecydowanie wolał pozostawać przez długi okres czasu w bezruchu, czekając na zły krok swojej ofiary, bądź żeby się po prostu pokazała. Wolał być przygotowanym na akcję, niż martwić się o przykładowo stan kobyły, która niezbyt chętnie przemieszczała się do przodu tak, jak wcześniej. Mruknął pod nosem parę niezbyt miłych słów zdecydował, że to czas na chwilę odpoczynku. Chciał się napić i zdobyć parę innych… przedmiotów, które pomogłyby mu w dalszym funkcjonowaniu w Gęstwinie, w której starał się kręcić na codzień i do której się kierował. Zsiadł z konia i wcisnął wodze w dłonie podobnej wielkości do jego, a zerkając na twarz lekko mniejszej od niego dziewczynki jedynie zmrużył oczy, nadając swojej mimice jeszcze bardziej nieprzyjemny wyraz. Poprawił pasek od broni i ruszył w stronę sklepów, powstrzymując się tylko odrobinę przed wsadzeniem paluchów pod bandaż na prawym oku. W miejscu, w którym kiedyś widział, zauważał teraz jedynie jakby skrawki jego ciała. Czy to buty, czy to drobny kawałek czapki bądź łopoczącej flagi. Nie było to coś, czego pragnął widzieć.

    Tak samo jak paru innych rzeczy.

    Ogata nie pamiętał jak wrócił do głębi lasów Gęstwiny, ale przynajmniej miał wszystkie swoje pakunki ze sobą. Chyba. Szum wody w rzece działał niczym słodka ambrozja do kolejnego łyka whisky, a prażące słońce jedynie muskało przyjemnie, nawet jeśli w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Nie przejmował się tym i patrzył się przed siebie, spojrzeniem niewyraźnym i na pewno nietrzeźwym. Wyciągnął rękę przed siebie w zamiarze dotknięcia czegoś, co nawet nie istniało i ostatnia szara komórka powstrzymała go przed tym. Zamrugał parę razy, a obraz wrócił do normalności.

    Huh.

    Nie czekając na kolejne halucynacje wstał na niezbyt równe i stabilne nogi, zaczesując włosy do tyłu i mamrocząc pod nosem obelgi w stronę tego jednego kosmyka. W końcu poczuł także spływający pot, który sprawił że po jednym zerknięciu w stronę wody, podjął decyzję. Bez pośpiechu, ani także w trybie ślimaka, zaczął po kolei zdejmować materiał za materiałem, rozpinany guzik za rozpinanym guzikiem i odwieszał je na gałęziach.

    Po czym, gdy został nagusieńki jak bobas po narodzinach, powoli wchodził do wody. Nie powstrzymał cichego westchnięcia, które opuściło jego usta podczas tej krótkiej chwili nagłej ochłody. Było to przyjemne uczucie, chłodna ciecz na jego rozpalonym ciele. Mógłby nawet–

    Usłyszał jakiś dźwięk i momentalnie jego uwaga została zwrócona w tamtą stronę. Stał w bezruchu przez parę sekund, obserwując źródło dźwięku, może po tym zrobił parę kroków przez szumiącą wodę, ale nie zauważył niczego, bądź nikogo.

    Zamrugał parokrotnie, gdy po odwróceniu się do tyłu nie zauważył swoich ubrań, oczy rozszerzając się w typowy dla niego sposób. Rozejrzał się momentalnie, szukając ich i to właśnie wtedy… Zobaczył coś.

    Nie był już pewien czy to było coś, a może ktoś… A może kolejne halucynacje.

    Niewątpliwa była jednak potrzeba przytulenia się do swojej morderczej oazy, której brakowało pewnej części. Mimo tego i tak trzymał się kurczowo karabinu, oczami (albo raczej, okiem) i uszami niedowierzając temu, co mu zmysły właśnie serwowały. Czyżby to były kolejne halucynacje…? Czy to jednak jest już rzeczywistość…?

    Celował w to pierwsze. Nie pamiętał, żeby przedstawiał się gościowi, którego przecież sam osobiście zastrzelił, a mimo tego, siedział sobie najlepsze właśnie na drzewie i powiedział “Ogata”. Przechylił lekko głowę w bok, mrużąc brwi. Kusiło go, żeby podejść i go dotknąć, przekonać się czy faktycznie jest to rzeczywistość. Zamiast tego jednak stał i gapił się w niego, stojąc całkowicie nieruchomo, wstrzymując nawet oddech. Przyglądał się mu, obserwował go tym jednym, pozostałym okiem, a drugie zaczęło go świerzbić niemiłosiernie przy tym. Nieświadomie opuścił broń, trzymając ją jedną ręką, a drugą bezpardonowo po prostu wsadził se pod bandaż, palcami penetrując oczodół, ignorując ból jaki sobie przy tym zadawał. Im dalej, tym głębiej, tym bardziej. Widział zmianę ekspresji twarzy snajpera, ale nie miał pojęcia o czym myślał. Uśmiechnął się ponuro, głównie do siebie niż do niego.

    Nie wierzył ciągle w to co widział, ale krew cieknąca przez policzek i łza spływająca po drugim uświadomiły go jednak, że tak, jest to prawdziwe życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz