Kolumna góra
Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.
W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.
Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.
Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.
30.01.2022
Od Adama cd. Ojca Kruka
Od Oriona cd. Stanleya
27.01.2022
Od Stanleya, CD. Nathaniela
Stanley był szorstki, niezależnie od tego, z której strony na niego się patrzyło. Twarz wiecznie nieogolona, ze źle prowadzoną brodą, bo do barbera czasu zaglądać nie miał, a i jemu pod brzytwę cudzą spieszno nie było, to chodził w dużej mierze skudłacony. Kłaki nad uszami też już swoje wycierpiały, gdy obecna pora roku nie wybaczała zimna, a żeby wodę nagrzać, to się przecież narobić nieźle musiał. No i mydliny były od tego, żeby się mydlić, a nie go w oczy szczypać. Jednocześnie i charakter człowieka sprawiał wrażenie nieco spróchniałego, nadgryzionego zębem czasu. Co swoje przeżył, to drugie tyle wycierpiał, o ile samemu twierdził, że charakter twardnieje i tężeje wyłącznie w dobrym kierunku, tak zarówno Billy, jak i Stella, wielokrotnie mieli odmienne zdanie na ten temat.
Może dlatego interesowność mężczyzny w temacie dziwnego kamyczka od razu wzbudziła jego czepliwość. Jak człowiek zbytnio się w czymś z dupy własnej zaczynał orientować, to nagle zaraz gorączka (niekoniecznie tylko złota...) padała padalcom na te łby zakute. A tak obandażowany, pozszywany i w dodatku nieźle pokiereszowany nie bardzo miał możliwość ewentualnie się przed zapędami doktorka obronić. Prawda to, że z niego chuchro było, nawet jak medyczka, ale przecież do rzucenia w kogoś nożem dużej siły nie było potrzeba, jak kto blisko stał. A bliskość stojącego nieopodal doktorzyny Stanowi, to się już w ogóle nie podobała.
Gęstwina nie była dobrym miejscem dla dobrych ludzi. Na szczęście Stan nie był dobrym człowiekiem, ale zdawał sobie sprawę, że nie wszystkich cechują podobne upodobania, co jego. Doktorek, jeżeli był faktycznie taki porządny, na kiego wyglądał, w co zdecydowanie Stanley uwierzyć zbytnio nie chciał, to tutaj miejsca zbyt długo zagotować nie miał. Zignorował wobec tego chwilowe odejście mężczyzny, żeby zatopić się w myślach. Przepełnionych bólem, od którego musiał zęby zagryzać, powiększającego się wraz ze spadkiem adrenaliny w jego ciele.
— Czego? — warknął po chwili, bo wzrok doktorynki też nie przypadł mu do gustu. W ogóle cały jegomość wydawał się Stanowi niepotrzebnym utrapieniem, nawet jeżeli teoretycznie chyba życie mu uratował.
— Nic, nic. Po prostu martwi mnie nadal ten cyprnait. Ile zwierząt musi… — Skrzywił się, słysząc jego słowa przy akompaniamencie odległego skowytu. Widać, że niedźwiedzie musiały już dorwać lepszy cel — cierpieć z jego powodu.
Stan zapatrzył się na młodzinę. No, minę miał nietęgą, z sercem niby na dłoni, ale czuć od niego było zamkniętą w wątłym ciele dobroć. Zastanowił się przez moment, na tyle, żeby nie musieć kłapać niepotrzebnie jęzorem w tak emocjonalnej chwili.
— Planujesz coś z tym… zrobić?
Pytanie mężczyzny wyrwało go z transu. Teoretycznie mógłby zająć się całą tą sprawą niepotrzebnego kamyczka w Gęstwinie, ale znowu, za darmo? I na cudzą modłę? Po co to komu, wobec tego wzruszył tylko ramionami.
— Zobaczymy. Jak mię przeszkadzać będą, to się coś z tym zrobi — powiedział w końcu, ignorując uporczywe spojrzenie rozmówcy. — Nie ma sensu się w takie gówno pakować bez środków. Na to trzeba pomyślunku, dużo śrutu i jeszcze więcej dynamitu. W jednego człowieka, to najwyżej nieszczęście można sobie zmalować.
Spróbował wstać, opierając się o pobliski korzeń. Prawie upadłby, gdyby nie chwycił się mocniej za wystającą gałąź jakiegoś pobliskiego drzewska. A i tak udało mu się podtrzymać tylko chwilę, zanim licha gałązka złamała się pod ciężarem mężczyzny. Zdołał za to utrzymać równowagę, chociaż zaraz doskoczył do niego niedoszły wybawca, przymuszając Stana do ponownego siadu.
— Panie, ja panu złota dam, tylko weź się już chłopie odpierdol — warknął do nieustępliwego mężczyzny, który jedynie pokręcił głową.
— W takim stanie pacjent leżeć i odpoczywać powinien, a nie się na boki miotać — fuknął w jego stronę.
I tak stali przez kilka dobrych minut, dywagując w ramach kwestii zdrowotnej, chociaż Stan dużo chętnie określiłby to malkontenckim pierdoleniem, ale w gęstwinie Gęstwiny zaszeleściło. Raz i drugi, aż poły pobliskich traw rozchyliły się na moment, żeby wyszła z nich niesforna czupryna Stelii.
— Wujek Stan!
14.01.2022
Od Aliana CD. Ezry
5.01.2022
Podsumowanie nr5
Witajcie po raz kolejny kowboje!
Na wstępie administracja chce życzyć wszystkim członkom, czytelnikom, jak i obserwującym bloga spokojnego, pełnego sukcesów nowego roku. Abyście spełniali się pisarsko i nie tylko. Abyście wszystkie przeszkody na waszej drodze przeskakiwali z lekkością, bez żadnego problemu oraz bez spoglądania w tył. By rok ten wypełniony został jedynie pasmem sukcesów. Jeżeli popełnicie błąd, to by ten był tylko niezbyt bolesną nauką, z której ostatecznie będziecie się jeszcze śmiać.
Trzymamy również kciuki za wszystkich studentów podczas zimowej sesji oraz życzymy im zaliczenia wszystkich zbliżających się egzaminów!
A teraz zapraszamy wszystkich do grudniowego podsumowania:
W tym miesiącu pożegnaliśmy się z:
Napisane notki
Vasily: 340+366=706
Reputacja
2.01.2022
Od Ogaty CD. Vasi
Pulsujący ból głowy nie pomagał, nawet jeżeli był już trzeźwy, na zdrową ocenę tego co się dzieje. Niby wiedział, słyszał, rozumiał, ale po chwili wypuszczał w niepamięć. Słysząc jakże trafny komentarz Rosjanina sprawił że zmarszczył swoją twarz jeszcze bardziej, a podczas tego przygarnął dodatkowy materiał, który zapewniałby mu więcej ciepła. Nie był wdzięczny, raczej uznawał to za coś oczywistego. Owinął się jeszcze szczelniej i odwrócił na drugi bok, obserwując jak drugi mężczyzna się rusza, zbierając coraz to więcej ofiar poprzedniej nocy. Położył się płasko na plecach i przewrócił… okiem. Niczego nigdy nie żałował, ale w tym momencie… Miał złe przeczucia. Strzelanie do losowych niewinnych ludzi, pakowanie kulek między oczy (albo palcy w oczy, taka opcja też istniała) czy machaniem przeróżnymi, niezbyt bezpiecznymi i moralnymi rzeczami nigdy go nie martwiło, nie, skądże, ale obecność Ruska, obok którego pozwolił sobie na to… co się stało? Martwiło. Prychnął pod nosem i postanowił także ruszyć swoje dupsko, przeklinając jak szewc pod nosem. Nigdy do tego się nie przyzwyczai – zwłaszcza gdy świat dookoła wyglądał jakby chciał mu śliwę nabić.
Do domku wpadło świeże powietrze którym można było oddychać. Ogata miał ubrane już spodnie i sięgał po koszulę, gdy wziął głębszy oddech. Zerknął ponownie na towarzyszącego mu, również dezertera, który to był jakże zainteresowany światem zewnętrznym na który patrzył w tej chwili.
Nie odezwał się, mieląc w głowie wcześniejsze wydarzenia i szukając momentu w którym się stoczył, nie, w którym popełnił błąd, w którym przesadził. Błąd popełnił… znacznie wcześniej. Stając się zbyt nieostrożnym. Pozwalając sobie na zostawianie śladów, nie dbając o rany, a potem wyszło że się schlał jak ostatni rasowy pijak. Nie mówiąc już o… innych substancjach i doświadczeniach. Jasna cholera. Zdusił ziewnięcie i zerknął na szafkę nocną, już bardziej trzeźwy niż wcześniej. To co zobaczył… Mrugnął parę razy, ignorując nieproszonego od wczoraj towarzysza, niegdyś wroga, sięgając po szkicownik i przypatrując się postaci. Czy to on? Prychnął, gotowy żeby wyrwać kartkę i wyrzucić do ognia, zbulwersowany wizerunkiem siebie jako coś innego niż… No właśnie, co? Wstrzymał się jednak po dwóch centymetrach, czując się podobnie tak, jak kiedyś.
— W cholerę ze wszystkim — wymamrotał wstając, a koszula zafalowała wraz z jego ruchem. Podszedł do Vasyi i wcisnął mu jego własny przedmiot w ręce, agresywnie się garbiąc i odwracając wzrok, odchodząc na parę metrów.
— My żadnych planów nie mamy. Zabierasz swoje manatki i spadasz, póki nie mam rąk na karabinie. Zobaczę cię raz jeszcze to tym razem szczęścia mieć nie będziesz i faktycznie będziesz zimny i martwy. Rozumiesz? — oziębły i głęboki ton głosu wydobywał się z jego gardła kiedy ten szturchnął palenisko i zajął się ubieraniem reszty odzienia. Nie odwrócił się do niego, bo po co? A tak przynajmniej sobie wmawiał, utrzymując twarz w spiętej mimice.