Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

6.09.2021

Od Odette cd. Ruby

Jegomość, którego spotkała przy ogrodzeniu zaprowadził ją dalej, pod główną chałupę. Nie odzywał się przy tym za dużo, choć wcale przecież nie musiał. Odette nie była nowa w tym świecie, nie urodziła się wczoraj, ani nie złapała za rewolwer w zeszłym miesiącu. Mogli milczeć, mogli iść przed siebie, ale pewne osądy zostały już postawione, tego była bardziej niż pewna. Jeszcze parę lat temu zapewne by się jej to nie spodobało; buntowniczo zaczepiłaby tamtego i jeszcze innego, dała komuś w nos i dała nogę. Albo gorzej, postrzeliłaby jednego, drugiemu rozwaliłaby nos i okradła dom ze wszystkiego co tylko okraść można. O tak, kiedyś to były czasy. Teraz Warren zdecydowanie ostrożniej podchodzi do wycieczek gdziekolwiek poza okolice śmierdzącego Blisstown, zdecydowanie ostrożniej podchodzi do możliwych osądów jakie wydają obcy w jej sprawie. Czegóż można się spodziewać w końcu po niskiej, chudej dziewuszce z nietypowymi kudłami i równie nietypowymi ślepiami? Nosi broń przy pasie, ale czy potrafi się nią posługiwać? Strzelbę ma przy koniu, ale czy potrafi jej szybko dobyć? A co z samym koniem, spokojny wałach to, czy może trudna do opanowania bestia? Czy białowłosa jest w ogóle godna tego, by przedstawiać ją pani McConnel? Tego kowboj początkowo nie wie, ale ostatecznie stwierdza, że nie jemu to wszystko oceniać i nie jemu wpierdalać się między wendigo, a jego teoretyczną pogromczynię.
Chrupek beznamiętnym spojrzeniem spogląda na łączący jego ogłowie ze słupkiem sznur, być może nawet zachodzi w głowę na co w ogóle go tu przywiązywać, skoro grzecznym jest koniem i nie ucieka. Cokolwiek jednak czai się w tej końskiej czaszce, cokolwiek sobie sądzi i myśli – przepada to jak kamień w wodę. Warren poklepała jedynie jego bok, jakby w geście pożegnania i tyle ją widział.
Niepozorna dziewucha dodaje do listy spostrzeżeń kolejne, całkiem zresztą miłe, które brzmi: nikt się nie wpierdala w nieswoje sprawy. Jest to o tyle istotne i o tyle miłe, że od razu, samoistnie, poprawia jej humor i zmywa resztki obaw, jakie tliły się w niej od momentu wkroczenia na ranczo, protokół czwartej zasady odpala się na dobre, Odette przekracza próg domostwa i zabawa zaczyna się na serio.
Kolejne puknięcie opuszkami palców o rondo kapelusza w geście pozdrowienia kierowane prosto do mijanej na korytarzu starszej kobiety, kolejne drzwi, kolejne pomieszczenie. Tym razem zdecydowanie docelowe, co poznać można nie tylko po tym, że nie ma stąd za bardzo innego wyjścia niż jakimś oknem, ale przede wszystkim po tym, że w fotelu za biurkiem siedziała już zapewne pani McConnel. Czerwona tęczówka mimowolnie lustruje kobietę wzrokiem; całkiem surowy wyraz twarzy jeśli miałaby ocenić, całkiem zadbane włosy o długości na którą Warren niby sobie pozwolić nie może z czystego pragmatyzmu. Całkiem ładna chałupa, całkiem ładne ranczo, całkiem urocze krowy. Innymi słowy, solidne 7/10 w skali Warren. Kapelusz zdjęty, chudy tyłek usadzony na krześle naprzeciw biurka.
— Więc mówisz, że jesteś w stanie wytropić to, co morduje mi krowy.
― Tak jest, madame. ― głowa leciutko przechyla się na bok, przybrudzone kurzem białe pasmo włosów plącze się po policzku koniokradki, a w czerwonej tęczówce pojawia się jakiś niezdrowy błysk ekscytacji. Odette w życiu nie miała do czynienia z wendigo, ale tym samym w rzeczonym życiu miała do czynienia z wszelkiej maści oszustami, udawaczami, spiskami, kopaniem pod sobą dołków i innymi ciekawymi sprawami. Ba, przecież bardzo często to ona stosowała jakieś pojebane taktyki byleby swój cel osiągnąć. Wendigo więc, czy nie wendigo, Odette zamierza je po prostu znaleźć, odstrzelić łeb, zgarnąć pieniądze i odjechać. Sprawa prosta, plan jeszcze prostszy. Tylko to całe wendigo jednak jakieś skomplikowane i zdecydowanie niewspółpracujące, ale spokojnie proszę pani, pracujemy nad tym ― Wytropić, zabić, wypatroszyć, pełen serwis, pełen zakres usług, do wyboru, do koloru ― Warren nie wykazuje nawet ułamka skromności w tym co mówi, w sumie to wali prosto z mostu. Nie ma co owijać w bawełnę, bo widzi przecież, że przed sobą ma kobietę konkretną i twardo stąpającą po ziemi. Tak jej mówi doświadczenie w analizowaniu ludzkich twarzy, tak mówi jej bliżej nieokreślone przeczucie, tak mówi jej surowe wnętrze gabinetu. Chociaż tym ostatnim to chyba nie ma się co chwalić, żeby nie wyjść na jakąś nawiedzoną.
― Według mnie to nie jest żadne wendigo, tylko ktoś, komu słońce wyjątkowo mocno nagrzało dekiel. ― kobieta wzrusza ramionami – ponownie nie ma co owijać w bawełnę przecież ― Ale dobrze byłoby zobaczyć najpierw miejsce zbrodni, a potem gdybać dalej. ― tak czy inaczej, już na wstępie Odette okazała się być osobą w wendigo nie wierzącą. Podobnie jak w inne wróżki-zębuszki, mikołaje, Jedynych, magię i tym podobne, mało przydatne rzeczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz