Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

14.09.2021

Od Vasi cd. Ogaty

Vasia obejrzał się przez ramię, słysząc dźwięk przypominający do złudzenia miauknięcie. W pierwszej chwili pomyślał, że to jakieś zwierzę, ale ku jego zdziwieniu ujrzał tylko ziewającego Ogatę. Uśmiechnął się mimowolnie pod nosem na ten widok. Nawet pomimo tego zdystansowania potrafił być… uroczy? Niechętnie musiał to przyznać. Zwykle odsuwał od siebie podobne myśli.

Przez lata wpajano mu, że powinien wodzić wzrokiem za kobietami, ale prawda była taka, że damskie towarzystwo w ogóle go nie interesowało. Zwykle szybko tracił ochotę na spędzanie z nimi czasu, nie mając wspólnych tematów. Z facetami zawsze można było pogadać o broni, wojnie, polityce, podzielić się podobnymi doświadczeniami. Jak dotąd jedyna kobieta z jaką mieszkał pod jednym dachem była jego babcia. Pewnie gdyby nie zamieszanie z Japończykami, jego rodacy uznaliby go za starego kawalera i dziwaka. Wszak większość osób w jego wieku mieszkała już na swoim, miała męża lub żonę, a najczęściej również dzieci. Vasia nie widział się w roli ojca ani małżonka. Nie zamierzał utknąć w maskaradzie, w której przez lata musiałby robić dobrą minę do złej gry. Przyjazd do Krainy na swój sposób uwolnił go od społecznych oczekiwań.

Zagłębił się w leśnej gęstwinie, słuchając coraz bardziej odległego szelestu ubrań. Spojrzał na piaszczysty brzeg pobliskiej rzeki. Dreptały po nim zwierzęta o brunatnym, mokrym od wody futerku, podłużnym, opływowym ciele i długim ogonie. Rozpoznał w nich wydry. Musiały polować na ryby, ale najwyraźniej spłoszyły je bale płynące wraz z prądem rzeki.

Vasily spojrzał na swoją broń. Karabinem narobiłby sporo hałasu, a płochliwe stworzenia w mig zniknęłyby pod wodą. Przez chwilę zastanawiał się co robić, ale szybko wpadł na pewien pomysł. Cofnął się do końskich juków, skąd wydobył siatkę. Zwykle służyła mu do montowania sideł i odławiania ryb, ale tym razem zdecydował się jej użyć w nieco inny sposób.

Będąc w pobliżu zerknął na ich prowizoryczne obozowisko. Usłyszał jak Ogata wypowiada jakieś imię. Yuusaku? Nie przypominał sobie, żeby w tamtym pamiętnym liście je wspomniano. Wątpił zatem, aby był to ktoś z ekipy, która nielegalnie przekroczyła granicę. Prawdę mówiąc nie miał nawet pojęcia, czy to imię damskie, czy też męskie. Równie dobrze mężczyzna mógł być zadręczany wizjami porzuconej narzeczonej lub utraconego przyjaciela. Z pewnością był to jednak ktoś ważny dla niego.

Nie ujawnił swojej obecności. Zamiast tego zabrał siatkę i udał się z powrotem nad brzeg rzeki, gdzie widział wydry wygrzewające się na piasku. Kilka z nich zajadały się teraz niewielkimi rybkami. Były tak zajęte rozszarpywaniem zdobyczy, że nie zauważyły jak Vasia skrada się w ich kierunku. Zaledwie chwilę później były już w potrzasku. Dwie zdołały umknąć z siatki, szybko przecięły taflę wody i tyle je widział. Reszta zaś bezradnie usiłowała wydostać się z potrzasku, próbować ją przegryźć lub znaleźć jakiś drogę ucieczki. Vasia sięgnął po bagnet i zaczął je uśmiercać jedna po drugiej. Pochlapał się krwią, ale nie zwrócił na to większej uwagi.

Zabrał je ze sobą do ogniska. Przyjrzał się leżącemu Ogacie i zajął się skórowaniem i porcjowaniem mięsa. Miał w tym wprawę, więc szło mu szybko. Doszedł do wniosku, że upolował tego dnia samicę z dwoma młodymi. Taka kolej rzeczy, zjedz albo zostać zjedzony. Łańcuch pokarmowy bywał okrutny, ale często nieuchronny. Gdy doprawione mięso wylądowało nad ogniem zabrał się za obmycie z siebie krwi i wypranie munduru Ogaty. Żałował, że nie ma przy sobie tarki, bo wtedy zajęcie sprawiłoby mu mniej zachodu, ale zamiast się uskarżać czy narzekać zacisnął tylko zęby, namydlając i intensywnie szorując granatowy materiał munduru. Po wypraniu płaszcz odzyskał jasny kolor. Vasia wypłukał jedno i drugie, a potem wyrżnął najmocniej jak umiał i zarzucił mokre rzeczy na gałąź, aby przeschły na wietrze. Dziwił się, że Ogata jeszcze nie pozbył się tego ubrania. Wydawało się średnio pasować do tutejszego upalnego klimatu, a poza tym przyciągało uwagę miejscowych. Nic dziwnego, że tak łatwo udało mu się go znaleźć, skoro ciągle go nosił.

Kiedy uporał się z praniem, mięso było prawie gotowe. Przemieszał je, aby nie przylgnęło do dna kociołka, a następnie zabrał się za to, o czym od początku mówił Ogacie. Usiadł tuż obok niego i odsunął ten niesforny długi kosmyk ciemnych włosów, okalających twarz dezertera. Zaczął wycierać mu wilgotną szmatką krew zakrzepłą na twarzy. Kiedy dotarł do strużki znajdującej się przy brodzie, poczuł irracjonalną chęć dotknięcia zarostu Ogaty.

Przez chwilę walczył ze sobą, ale w końcu poddał się temu pragnieniu i niby przypadkowo przesunął po podbródku wierzchem dłoni. Krótki, ciemny zarost otarł się przyjemnie o jego skórę. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczuł, że brakowało mu kontaktu fizycznego z drugim człowiekiem, że jak dotąd dusił w sobie tę potrzebę. Odsuwał ją na drugi plan z taką zawziętością, że niemal zapomniał o tym, że głęboko w środku nadal się tliła, a teraz dała o sobie znać jak jątrząca rana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz