Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

29.09.2021

Od Adama CD. Ojca Kruka

— Żyjemy w nieprzyjemnym miejscu. Myślę, że na wiele rzeczy Jedyny przymyka oko.
Adam parsknął typowym jak na niego, ślicznym i czystym śmiechem, zgadzając się z całością wypowiedzi. Przymknięte oko Jedynego, które dla zabójców, złodziei i wszelakich ludzi, należących do grup definitywnie przestępczych, miało być całkiem wygodną wymówką, teraz stało się argumentem człowieka, który z religią do czynienia miał na codzień. Jak więc się z nim nie zgodzić, zwłaszcza, gdy Adam Walsh zdecydowanie należał do wcześniej wymienionych osobistości; nawet jeżeli miał się do tego nie przyznawać.
Adam Walsh w końcu miał niepojętą tendencję do zamiatania spraw pod dywan – czy to prywatnych, czy tych, które ujrzały oczęta wszechobecnej publiki gotowej, by go ocenić. Adam Walsh nienawidził być ocenianym, bo za sędzię godnego wydawania na niego wyroków uważał jedynie siebie. Kto wie więc, czy to nie w tej kwestii zdawał się leżeć problem niemożności oddania się, zaufania Jedynemu. Jedno, boskie oko, te zawsze otwarte, wystarczająco drażniło rewolwerowca, by już od dawien dawna nie postawić swej nogi w kościele.
Jakby kiedykolwiek to zrobił. Jakby aktualnie miał w ogóle taką możliwość.
Błękitne oczy zjechały po księdzu niby woda po kaczce, tym razem na spokojnie oceniły jego sylwetkę. Pewną siebie, świadomą gestów, wiedzącą, kiedy klatka piersiowa powinna się poruszyć, a kiedy należało zatrzymać ją w jednym miejscu. Wszystko spowite żałobną czernią, którą Adam Walsh zaliczał do kolejnych religijnych wymysłów nie do pojęcia.
W białych, bawełnianych koszulach wyglądało się zdecydowanie lepiej; dopóki nie przykleiła się do nich czyjaś jucha, oczywiście. 
— Natanielu, gdzie zmierzasz? — zapytał prosto, przy okazji powtarzając imię księdza.
Och, jak dziwnie było zwracać się do księdza per ty. Łamało to odpowiednie granice, było niczym przeskakiwanie rozpadającego się, spróchniałego płotu. Wydawać by się mogło, że odgórnie ustawiona hierarchia społeczna miała im uniemożliwiać taką poufałość.
Ale czy poufałością nie było mierzenie z własnego, pięknego rewolweru prosto w centrum samego czoła biednego duchownego? Adam Walsh takie gesty uważał zawsze za niezwykle zbliżające do siebie. Łamiące lody, można by rzecz.
— Chętnie się z tobą zabiorę — dodał, wzruszając ramionami. Schylił się po swoje rzeczy, zaczynając je powolutku zbierać, zwijać, podnosić. Należało w końcu się spakować. — O ile, oczywiście, miejsce, w które zmierzasz, będzie sensowne. — Chłodny błękit ukryty w tęczówkach błysnął zawadiacko. — W niektórych ośrodkach, załóżmy, nie jestem zbyt lubiany.
Parsknięcie śmiechem miało opuścić usta – szelest w pobliskich krzakach przerwał jednak wesoły dźwięk. Mężczyzna spiął się, stał na dwóch nogach w przeciągu kilku sekund. Ponownie, celował.
— Ktoś z tobą był? — zapytał księdza, swą drugą dłoń utrzymując przy drugiej z kabur. Zawsze w gotowości.
W krzakach zaszeleściło ponownie, a zza listków wysunął się ogromny, jaszczurzy łeb. Zwierz wysunął swój charakterystyczny, rozcięty język, posmakował powietrza. Walsh ściągnął brwi, prędko analizując tę unikatową sytuację.
— Twoje?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz