Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

14.09.2021

Od Vasi cd. Annushki

Według Vasi modlitwy rzadko się spełniały, niezależnie od tego, do kogo były kierowane. Z jego doświadczeń wynikało, że czcze modły mogły w jakiś sposób podbudować psychikę wierzącej osoby, może nawet w jakiś sposób motywować ją do działania. Los należało jednak brać w swoje ręce, bo wyłącznie to stanowiło gwarancję skuteczności. On chyba nigdy nie wierzył w te brednie o boskich bytach decydujących o życiu i śmierci. Jako snajper sam bawił się w pana Boga. Strzeli albo nie, a jeśli tak, to wyłącznie od niego zależy czy wyceluje w głowę, serwując szybki zgon, czy najpierw się poznęca, przestrzelając ofierze kolana, by nie mogła uciec, a potem pakując kulkę w płuca, by dostała odmy i konała w męczarniach, powoli dusząc się.

W zdecydowanej większości przypadków kiedy sięgał po broń zadawał śmiertelne obrażenia. Na wojnie liczyło się to, aby pokonać wroga, a kiedy była ich cała masa, nikt nie bawił się w półśrodki. Liczył się dobry cel, pewna ręka i czysty strzał, z miejsca zmiatający przeciwnika z powierzchni ziemi, żeby już więcej nie mógł nikomu zagrozić. Tą samą zasadą pokierował się w przypadku tego niedźwiedzia. Zaatakował, więc dostał to, na co zasłużył.

Vasily popatrzył na zwierzę, zadowolony z tego, że udało mu się pozbawić je życia w ciemnościach jednym strzałem. Ostatnio częściej polował w nocy, ale chyba jeszcze ani razu nie udało mu się położyć trupem tak dużej zwierzyny tak niewiele widząc. Niedźwiedź był wielki i agresywny, dziewczyna miała szczęście, że były żołnierz usłyszał hałasy i zdecydował się jej pomóc. Gdyby nie on, mogłoby się nie skończyć na podrapanych dłoniach czy kolanach.

Nagle podniósł wzrok na płaczącą nastolatkę. Lekko uniósł brwi, słysząc w głosie nieznajomej zbliżony akcent. Zaskoczyło go to, ponieważ pierwszy raz spotkał w Krainie kogoś, kto mógł pochodzić z jego rodzinnego kraju. W pewien sposób go to podekscytowało oraz zafascynowało. Z drugiej jednak strony poczuł odrobinę niepokoju. Jeśli w okolicy jest więcej Rosjan, to czy powinien się obawiać, że wśród nich mogą być jego dawni znajomi z wojska lub straży granicznej?

— Jak masz na imię? Pochodzisz z Rosji? — podpytał, nie kryjąc zaciekawienia. Na początku sięgnął po bagnet z zamiarem odpięcia go od broni, ale szybko zrezygnował z pomysłu skórowania zwierzaka. Jedynym źródłem światła o tej porze był księżyc, który wychynął zza gęstych chmur. Mężczyzna uniósł twarz w stronę nieba i przyjrzał się pełni. Chłodny poblask podkreślił głębokie blizny, jakimi poznaczone były jego policzki. Przypomniał sobie o tym, że nie miał zakrytej twarzy i z przez myśl przeszło mu, że mógł wyglądać bardziej przerażająco od tego niedźwiedzia.

— Ja jestem Vasily, mam niedaleko rozbity obóz — oznajmił, dostrzegając błysk sierpu. Mimowolnie uśmiechnął się na widok tej nietypowej broni. Ciemnowłosej musiał dopisywać fart, bo w trakcie upadku mogła sobie zrobić zakrzywionym ostrzem poważną krzywdę. Może jednak czuwała nad nią jakaś opatrzność?

Teraz kiedy lepiej ją widział zastanowił się też, czy nie mignęła mu już wcześniej w Huronsfield. Na pewno nie była jego klientką, ale niewykluczone, że gdzieś się minęli. Tego dnia na targu znajdowały się tłumy ludzi, nie szło spamiętać wszystkich. Zwykle zwracał uwagę na osoby z charakterystyczną urodą, a ta nieznajoma młoda kobieta zdawała się wyglądać ciekawie. Jej duże oczy i zawadiacko zadarty nosek przelane na papier mogły przyciągać wzrok.

Z oddali znowu usłyszał wycie wilków. Mógłby przysiąc, że to ta sama wataha, którą słyszał ostatnim razem, ale tym razem znajdowała się bliżej. Vasia obrócił się na pięcie, bacznie obserwując okolicę. Wymacał pojemnik z nabojami przy swoim pasku i sprawnie załadował broń. W pewnym momencie dostrzegł jednego osobnika stojącego na wystającym kamieniu. Szarobury wilk wpatrywał się w nich nieruchomo z uszami postawionymi na baczność. Mężczyzna uniósł broń i przyłożył karabin do błękitnego oka, ale tym razem nie pociągnął za spust. Zwierzę znajdowało się za daleko, więc wystrzał byłby nieskuteczny, a tym samym bezcelowy.

— Powinniśmy stąd iść — mruknął cicho, mając nadzieję, że zwierzęta są wygłodniałe i porzucą ich trop, kiedy na swojej drodze znajdą nienaruszone, wciąż ciepłe truchło niedźwiedzia. Normalnie musiałyby z nim walczyć całą grupą, a przy okazji na pewno poniosłyby straty. Lepiej było się wynosić, póki wilki znajdowały się wystarczająco daleko, by się o tym przekonać. — Niebezpiecznie jest chodzić samopas po lesie — stwierdził łamanym językiem wspólnym. — Jak się tu znalazłaś, zgubiłaś się? — zapytał, zakładając karabin przez ramię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz