Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

13.09.2021

Od Vasi cd. Ogaty

Vasia w przeciwieństwie do swojej babci nie należał do ludzi religijnych. Prawdę mówiąc żeby w coś uwierzyć musiał to zobaczyć lub przeżyć na własnej skórze. Nigdy nie przekonywały go nauki głoszone w kościele, a kiedy przybył do Krainy, odniósł wrażenie, że tu kwestia religii jest jeszcze bardziej przekłamana. Kiedy zatrzymał się w saloonie celem przeprowadzenia swojego małego, prywatnego dochodzenia, słyszał to i owo. Obiło mu się na przykład o uszy, że rozwód można tu dostać za pokaźną sumkę lub zastraszenie klechy.

Jako dziecko przez jakiś czas chodził na msze, ale te strasznie go nudziły. Z trudem krył ziewnięcia i zupełnie nie rozumiał dlaczego raz wszyscy stają na baczność, a innym klękają jak jeden mąż. Słowa wygłaszane przez dziwnie ubranego księdza wydawały mu się pozbawione sensu, więc całą uwagę skupiał na misternych zdobieniach świątyni i obrazach przedstawiających poszczególne stacje drogi krzyżowej. Jego ulubiony przedstawiał stację dwunastą i Jezusa umierającego na krzyżu. Potrafił przyglądać się płótnie z zaciekawieniem śledząc dłonie przebite gwoździami, krew sączącą się z ran i zrozpaczone twarze postaci przedstawionych poniżej.

Wracając do domu przeżuwał suchego obwarzanka, zastanawiając się czy kiedykolwiek stworzy dzieło sztuki, które ktoś będzie podziwiał z podobnym zainteresowaniem. Wtedy jeszcze nikt nawet nie myślał o wojnie, ale kiedy przyszło Vasi chwycić za broń, potrafił zadawać cierpienie jak tamci ludzie przedstawieni na ikonach, które widywał co niedzielę. W rzeczywistości jednak dookoła słychać było wrzask przepełniony cierpieniem rannych, krew cuchnęła metaliczną nutą, a śmierć rozkładem. Na to żaden obraz, nawet namalowany ręką najzdolniejszego artysty na świecie, nie był go w stanie przygotować.

Zasępił się na krótką chwilę z powodu powracających do niego wspomnień. Potrząsnął głową przy okazji odsuwając w ten sposób kilka kasztanowych kosmyków, które łaskotały go w czoło i nos. Uśmiechnął się, słysząc jak Ogata mówi coś w swoim ojczystym języku. Ni w ząb nie zrozumiał jego słów, ale domyślił się co takiego mógł powiedzieć.

— Pewnie powiedziałeś coś niemiłego, ale dobrze, że zacząłeś się odzywać — odparł, nie wyglądając na wzburzonego swoimi podejrzeniami. Przyglądał się temu jak mężczyzna sączy napar. Ucieszył się, że wziął od niego napój i zaufał mu na tyle, że go wypił. Wyglądało na to, że byli na dobrej drodze do porozumienia.

— Wiem jak masz się nazywasz odkąd wysłali nas na granicę — powiedział nagle, dorzucając jednocześnie drewna do ogniska na widok drżącego Ogaty. Płomień podniósł się gwałtownie, niemalże liżąc pomarańczowo-czerwonymi jęzorami uchwytu kociołka. Pod wpływem powiewu wiatru szybko jednak z powrotem przygasł. — Napisali o dezerterze z Siódmej Dywizji, który miał towarzyszyć głównemu celowi — dodał słowem wyjaśnienia. Musiał szukać kilku słów i wypowiedział je trochę niepewnie, jak gdyby nieprzekonany o tym, czy dobrze wymówił bardziej skomplikowane wyrazy. — Ale teraz to nieważne, obaj jedziemy na tym samym wózku — stwierdził.

Zapewne gdyby rozeszły się wieści, że jednak nie gryzie piachu jak zakładano, zostałby uznany za dezertera tak samo jak Ogata. Kto wie, może nawet posądziliby go o współudział w nielegalnym przekroczeniu granicy, zdradzie stanu albo gorzej. Kiedy ktoś stawał się niewygodny, łatka z łatwością mogła znaleźć się sama i niekoniecznie musiała być prawdziwa.

Vasily westchnął, kiedy Japończyk ściągnął bandaż z twarzy. Cmoknął pod nosem z wyraźnym niezadowoleniem. Rana wyglądała na bardzo poważną. Pochylił się nieco nad ogniskiem, aby lepiej się jej przyjrzeć. Zmarszczył brwi, bo z pewnego rodzaju przykrością stwierdził, że oka raczej nie dało się uratować. Miał ochotę dowiedzieć się kto i w jaki sposób zadał mu takie obrażenia, ale powstrzymał ciekawość z obawy o to, że mógłby go w ten sposób spłoszyć i zrazić do siebie.

— Nieźle oberwałeś — skomentował tylko, wrzucając do kociołka z bulgoczącą wodą skrawki materiału. Wyglądały na nowe, ale mimo wszystko wolał je wyparzyć dla pewności. Poza tym łatwiej będzie zmyć krew, kiedy będą mokre i miękkie. Ostrożnie wyłowił je czubkiem swojego wypolerowanego na błysk bagnetu i położył na pokrywce od kociołka.

— Pewnie nie chcesz o tym gadać, więc pozwól, że to ja powiem ci coś o sobie. Mam na imię Vasily, ale możesz mówić na mnie Vasia, jeśli wolisz — przedstawił się. Skrót jego imienia brzmiał łagodniej i przyjemniej dla ucha, choć rzadko ludzie się tak do niego zwracali. Od dawna niewiele osób dopuszczał do siebie na tyle blisko. Być może miało się to zmienić. Kraina, choć nieznośnie upalna, w większości piaszczysta i niezbyt bezpieczna dla nieuzbrojonych, wydawała się całkiem niezłym miejscem na nowy początek.

— Pójdę po coś do jedzenia. Marnie wyglądasz, pewnie jesteś głodny — oznajmił, uznając, że może kiedy na chwilę się oddali, to Ogata poczuje się trochę bardziej komfortowo i ubierze. Miał ładne ciało, ale szkoda by było, żeby się przeziębił. — Ciuchy są czyste, a twój mundur będzie trzeba wyprać, bo wonieje brudnym kotem — stwierdził, oddalając się nieopodal między drzewa, gdzie mignęła mu głowa jakiegoś zwierzęcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz