Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

19.11.2021

Od Ruby cd. Dennis

Kowboje Ruby czekali na nią niemal zaraz obok wyjścia. Jeden opierał się barkiem o ścianę budynku, drugi niezobowiązująco wsparł dłonie o barierkę krótkiej wiaty. Kolejny żuł źdźbło trawy, które zaraz wypluł, gdy tylko z wnętrza budynku wyłoniła się Ruby. Pedro wypatrywał ranczerki najuważniej, wyjął ręce z kieszeni, gdy zaczęła się zbliżać.
— Jakie wieści, señora? — spytał, zerkając na nią z lekkim niepokojem. Po Ruby było widać, że narada u szeryfa, czy cokolwiek to było, nie przebiegło najlepiej, a i wieści były niewesołe.
— Szeryf nie chce siać paniki, dlatego zaprosił tylko właścicieli stad, farmerów — zaczęła kobieta, skrzywiła się nieco.
— Coś z bydłem — domyślił się od razu Pedro.
— Ano z bydłem — westchnęła, nie chciała jednak sama siać paniki wśród swoich ludzi, choć przecież była im winna jakieś wyjaśnienia. — Ale poradzimy sobie. Nie tak, to inaczej. Zawsze sobie przecież radzimy.
W tym momencie Ruby usłyszała pogodne „Dzień dobry" za plecami. Odwróciła się, spojrzała na Dennis.
Musiała przyznać, że szkoda jej było dziewczyny. Była młoda, wesoła, powinna cieszyć się życiem i myśleć o totalnie innych rzeczach, nie zaś przychodzić na spotkania dotyczące zdychającego bydła. To zdecydowanie była rola jej ojca, Ruby jednak, choć potrafiła zachowywać się gruboskórnie, jeśli wymagała tego sytuacja, miała w sobie wystarczająco dużo taktu i empatii, by nie poruszać tej kwestii na głos.
— Na razie u nas wszystko dobrze, odpukać — odpowiedziała jej Ruby z uśmiechem - jej marsowa mina, którą miała jeszcze chwilę temu, gdzieś zniknęła.
Martwiła ją cała sytuacja, ale nie chciała dorzucać Dennis dodatkowych zmartwień. Ruby zdawała sobie sprawę, że jako właścicielka dużego rancza, do tego jego głównodowodząca (jedno z drugim nie zawsze przecież się pokrywało, wielu ranczerów miało swych zarządców i to oni zajmowali się wszystkimi ważnymi sprawami), oraz nieco starsza i bardziej doświadczona przez los kobieta, tak właściwie to powinna w pewien sposób wyznaczać jakiś trend i podejście do całej sprawy.
— Ale masz rację, sytuacja jest poważna, nie wolno jej lekceważyć. Koniecznie powinnaś wszystko opowiedzieć ojcu.
Ruby w końcu znów się uśmiechnęła. Nie umknęło jej, że Dennis udało się powiedzieć do niej normalnie, na ty, i cieszyło to kobietę. W jej odczuciu Dennis była nieśmiałą i wrażliwą dziewczyną, a choć obie te cechy w normalnych przypadkach byłyby zupełnie w porządku, o tyle tutaj, na Dzikim Zachodzie, każdy nieśmiały wrażliwiec musiał umieć też po prostu wdziać portki i być twardym, przełamać się. Życie potrafiło być brutalne. Ruby zaś cieszyła się, że Dennis możliwie poczyniła jakieś kroki w stronę tej umiejętności bycia twardszą i odważniejszą - nawet jeśli było to wbrew jej naturze, było to potrzebne.
— Chodź kawałek, pogadamy jak kobieta z kobietą — powiedziała do Dennis, skinęła swoim kowbojom i obie oddaliły się kawałek. — U mnie na razie cisza — podjęła Ruby, gdy znalazły się poza zasięgiem słuchu pozostałych. — Ale obawiam się, że nie potrwa to długo, a jeśli to faktycznie jest jakaś choroba, to będzie bardzo ciężko.
Ruby nie musiała wiele dodawać. Jej stada były liczne, sztuki bydła liczyła w setkach, więc jeśli dopadłoby je coś zaraźliwego, zaraza rozprzestrzeniłaby się w okamgnieniu. Ranczerka westchnęła - tylko tego brakowało. Co prawda na ranczu miała weterynarza, ale cóż mógł poradzić tylko jeden człowiek? Zresztą, stary doktor Malcolm ograniczał się głównie do pomocy przy „codziennych" sprawach związanych z bydłem, Ruby jakoś ciężko było sobie wyobrazić, by walczył z jakąś nieznaną chorobą.
— A u ciebie? Na razie cisza? — spytała z troską. — Cała ta sprawa wydaje mi się mocno podejrzana… — przyznała w końcu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz