Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

12.11.2021

Od Ruby cd. Dennis

Ruby miała ustalony plan dnia i starannie się go trzymała. Wiedziała bardzo dobrze, że zrywami i napadami nagłej weny nigdzie nie zajedzie. Może artyści byli w stanie tak żyć - tworzyć i pracować tylko wtedy, gdy tak mówiła im ich wewnętrzna muza. Ale normalni, pracujący ludzie nie mogli liczyć i polegać na czymś takim. Musieli do życia i wszystkich jego wywrotek podchodzić spokojnie, logicznie i systematycznie. Dlatego też pani McConnell opracowała już swoją rutynę i intensywnie się jej trzymała. Zaś wszelkie odstępstwa od tej rutyny traktowała chłodem i poirytowaniem.
Przedpołudnie zazwyczaj poświęcała na wszystkie sprawy związane z ranczem - od przejrzenia raportów dotyczących stanu zdrowia krów, czy któraś nie zachorowała, czy się czymś nie zatruła, czy któraś się nie zraniła. W zależności od pory roku zdarzały się i sprawy związane z liczbą cielaków, ze sprzedażą krów, z dojrzewającymi serami albo wędzonkami. Duże ranczo z pastwiskami ciągnącymi się daleko poza horyzont generowało wielkie zyski, ale generowało też mnóstwo pracy, zaś wszystkie najważniejsze decyzje spoczywały na barkach Ruby.
Kobieta ucisnęła palcami kąciki oczu. Zastanawiała się, czy nieco marzące się jej przed oczami litery to kwestia przemęczenia, czy też może potrzebowała już jakichś okularów.
— Taka stara to nie jestem — mruknęła do siebie, przetarła twarz dłonią, jeszcze raz wróciła wzrokiem do liter. — Nie osiwiałam od tego wszystkiego, to i okularów nie potrzebuję.
Te rozważania przerwało jej dość natarczywe pukanie do drzwi. Ruby oderwała się od czytania, zmarszczyła brwi. Miała swoją ustaloną rutynę i wolała się jej trzymać. Wolała też, gdy pracujący na ranczu kowboje również się jej trzymali. Zaś poranna rutyna dla kowbojów wyglądała tak, że nikt jej rano nie przeszkadzał, nie pukał do gabinetu i nie zawracał głowy, jeśli sytuacja nie była naprawdę groźna. Ranczerka westchnęła ciężko.
— Proszę! — zawołała.
W drzwiach stanął Pedro.
Señora, bo szeryf przysłał zastępcę… — zaczął mężczyzna, mimowolnie sięgając dłonią do zawiązanej pod szyją chustki.
— I jakie wiadomości przysłał zastępca? — zapytała Ruby, odkładając kartki na bok. Cóż, przybycie zastępcy szeryfa nie zwiastowało niczego dobrego, mężczyzna nie odwiedzał rancza Ruby, jeśli nie działo się coś naprawdę poważnego.
— Ach, señora, no nie powiedział nic sensownego tak do nas wszystkich. — Pedro postąpił krok, zamknął za sobą drzwi. — Ale przyniósł jakąś kartkę i mówił, że to ważne.
Ruby wyciągnęła rękę, kartka wylądowała w dłoni. Kobieta przebiegła wzrokiem litery.
— No ładnie — mruknęła.


Sala była duszna, zatłoczona. Ruby przyszła razem z Pedro i grupą swych kowbojów - mężczyźni zostali na zewnątrz, czekając aż ich pracodawczyni skończy brać udział w naradzie. Spotkaniu. Czy czymkolwiek miało to być. Tak jak Ruby się spodziewała, nie szło dobrze. Ledwie szeryf nakreślił sprawę, zaraz inni mieli coś do powiedzenia, zaraz wszystko zmieniło się w licytację. Tak, na pewno każdy tutaj wiele stracił, dla wielu farmerów kilka krów stanowiło majątek życia. Ruby nie odmawiała im prawa do tego, by się tym martwić, potrafiła myśleć w innej skali. Ale szlag ją trafiał, gdy zamiast konstruktywnej rozmowy wszystko sprowadzało się do żałosnego jojczenia o durnoty i przekrzykiwania się, komu tym razem los zasadził większego kopa w dupę.
Jasne, że los miał tendencje do zasadzania kopów i wbrew powszechnej opinii wcale nikogo nie omijał. Przydziałowy wpierdol dostawali zarówno ci biedniejsi, jak i ci bogatsi, zaś Ruby była tego boleśnie świadoma. Problem był tylko taki, że bogatszym łatwiej było się potem pozbierać i kop nie rzucał na kolana. A przynajmniej nie na długo.
Fakt tego, że bydło padało z niewyjaśnionej przyczyny był dla Ruby naprawdę kiepską informacją. Kobieta instynktownie stawiała na jakąś zarazę, ale z drugiej strony - czy stada tych wszystkich krzyczących ludzi się ze sobą kontaktowały? Pewnie nie. A jeśli nie, to mogła nie być to zaraza. Mogło to być czyjeś celowe działanie… Ruby, zbyt wiele razy kopnięta w tyłek przez życie, w wielu miejscach wietrzyła czyjąś złą wolę, w całej tej kabale widziała raczej przygotowanie do napaści na jej własne stada, niż cokolwiek innego.
Harmider się przedłużał, szeryf nie był w stanie opanować ludzi. Ruby zmarszczyła brwi i wstała.
— Do kurwy nędzy! — krzyknęła gniewnie. — Przewinąć was wszystkich trzeba, że tyle płaczecie? To jedyne, co potraficie - siadać i pierdolić jak banda stetryczałych dziadków? Dajcie szeryfowi mówić, nie mamy całego dnia na te walone smęty!
I tak pani McConnell przysporzyła sobie kolejnych wrogów. Kolejnych ludzi, którzy uważali, że babie woda sodowa uderzyła do głowy, że zasadziła się na cudzym ranczu i chodziła z nosem zadartym pod nieboskłon. Ruby to nie obchodziło, nie przejmowała się już od dawna tym, co inni o niej myśleli. Usiadła. Niech szczekają.
— Tak, wracając… — szeryf podjął wątek, zaczął przedstawiać nieco więcej szczegółów, ale nadal nie składało się to w bardzo koherentną historię.
Ruby ułowiła wzrokiem gruby, kasztanowy warkocz i charakterystyczną sylwetkę Dennis. Dziewczyna pasowała do zaprawionych życiem farmerów jak kwiatek do kożucha, Ruby od razu zrobiło się jej szkoda. Jakby przyciągana jej wzrokiem, Dennis obróciła się, Ruby wykorzystała krótki moment by skinąć dziewczynie głową. Tak trochę na pocieszenie. To „spotkanie" mogłoby się już skończyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz