Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

3.11.2021

Od Claire cd. Julesa

I tak oto długie miesiące pracy w pocie czoła, nieprzespane noce, odciski na palcach, podrapane dłonie, spodnie podarte o wystającego gwoździa i tony materiałów - płonęły. Bezpowrotnie i nieodwracalnie, samolot zmieniał się w pył i stopiony metal, zaś Claire, jedyne co mogła zrobić, to bezsilnie patrzeć. Nigdzie nie było żadnej studni, by chociaż chlusnąć we wrak wiadrem wody - może i byłoby to bezcelowe, ale Claire mogłaby chociaż powiedzieć żarłocznemu żywiołowi „nie, nie zgadzam się!". Piasku wokół też nie było wystarczająco dużo, by nim próbować cokolwiek zasypywać, zaś sam żar płonącej konstrukcji był tak wielki, że nie dało się podejść chociaż na pół kroku.
I chociaż Claire w tej jednej chwili tak wiele straciła, to jednak wiele też zyskała. Bo samolot jednak wzniósł się w przestworza, jednak przeleciał dobry kawałek. I choć nie wszystko było idealnie, choć nie udało jej się normalnie wylądować, to jednak start był dobry, a i zasięg maszyny - robiący wrażenie. Na dodatek obyło się bez ofiar śmiertelnych, więc nie było tak, że ktoś przyjdzie i zakaże Claire dalszych prac nad jej maszyną. Z resztą - czy gdyby faktycznie ktoś zginął, to czy szeryf by się pofatygował? W tym brutalnym świecie wypadki przecież się zdarzały.
Kobieta ochłonęła w końcu, przytomniejszym i bardziej rzeczowym okiem popatrzyła na mężczyznę, który stał obok niej.
Przyjrzała mu się nieco uważniej, wcześniej tylko przepłynęła wzrokiem po jego twarzy, nie rejestrując niemal niczego. Co wpadło do głowy, to od razu wypadło i Claire patrzyła na niego - w sumie - pierwszy raz.
Nie no, dobrze - pamiętała jego twarz tuż przed wypadkiem - te rozszerzone przerażeniem oczy, wyraz kompletnego szoku na twarzy. Czyli to była niedoszła ofiara pierwszej w historii świata katastrofy lotniczej. I o ile Claire lubiła być tą, która robi coś pierwszy raz na świecie, o tyle katastrof lotniczych z ofiarami nie chciała jednak mieć na swoim koncie.
Umysł Claire szybko połączył wątki. Skoro prawie wylądowała samolotem na tym człowieku, i skoro jakimś cudem po owym „lądowaniu" nie była w trawionym płomieniami kokpicie, mężczyzna widać musiał ją z tego kokpitu wyciągnąć. No innej opcji nie było, nikogo innego w okolicy Claire nie widziała.
Chester przygalopował, sapiąc niczym miech kowalski, z twarzą czerwoną jak dorodny pomidor - czerwieńszą nawet, niż ta jego niedołączna chustka. Kapelusz gdzieś dawno zgubił, jednak mężczyzna zdawał się tym nie przejmować, będąc całkowicie skupionym na tym, jak to się Claire teraz czuje. Zdołał wykrztusić z siebie tylko jedno zdanie, nim stanął w rozkroku i oparł dłonie na udach, dysząc ciężko.
— No nic mi się nie stało, a wszystko to zasługa tego dzielnego człowieka — powiedziała, wskazując na stojącego obok mężczyznę. — Nawet płaszcz postradał, żeby mnie ratować, widzisz, Chester? Są jeszcze dobrzy ludzie na świecie, może czasem się trochę ukrywają.
Claire wsparła dłonie na biodrach i zwróciła się do nieznajomego.
— Jestem Henrietta Ravenswood, ale proszę mówić mi Claire — Ściągnęła rękawiczkę, otarła jeszcze dłoń o portki (nie, żeby to wiele pomogło), a następnie wyciągnęła ją do mężczyzny w geście powitania. — Dziękuję - gdyby nie pan, byłabym już skwarką.
Zerknęła w stronę wciąż płonącego samolotu.
— No, i tyle z mojego podboju niebios — westchnęła ciężko, splunęła w pobliskie krzaki. — Następne podejście w przyszłym miesiącu, do tego czasu powinnam zdążyć zbudować nowy model. O ile dostawy nie nawalą i przywiozą mi wystarczająco dużo blachy.
Znów zwróciła się do mężczyzny.
— Pana chyba też trochę poturbowało to wszystko… No dużo tak teraz nie mogę zaoferować, ale tam dalej mam swój warsztat, to chociaż by pan sobie usiadł — Wskazała gestem stronę, z której tak dzielnie przybiegł Chester. — Mamy coś na ząb, coś na suche gardło i na nadto czyste płuca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz