Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

14.11.2021

Od Dennis cd. Ruby

    Kiedy spośród pełnych żalu i rozwścieczonych głosów męskich wybrzmiał chłodny głos Ruby McConnell, Dennis podniosła głowę, żeby móc zerknąć na jej surową twarz. Chociaż odważna, zaradna i bez litości, kiedy ktoś nadepnął jej na odcisk, Hoover zawsze widziała w niej coś sympatycznego, a może nawet w jakiś sposób łagodnego. Trudno jednoznacznie stwierdzić, z czym konkretnie się wiązała akurat taka opinia, ale na pewno nie bez znaczenia pozostawały natura samej Dennis i to, że chyba w każdym widziała coś dobrego, oraz dawna znajomość pani McConnell z niejaką Helen Hoover (przez przyjaciół nazywaną po prostu Birdie, choć chyba nikt nie wiedział, skąd się to drobne przezwisko wzięło), która znowu tak nagle zniknęła kilka lat temu, niemalże z dnia na dzień, o czym, swoją drogą, Ruby została powiadomiona jako jedna z pierwszych osób, bo należała do grona jej najbliższych koleżanek.
    Kobiety wymieniły spojrzenia, a Dennis obdarzyła ranczerkę delikatnym, słonecznym uśmiechem.
    Odkąd kobieta wtrąciła się w serię żali i skarg, reszta spotkania, "obrad", odbyła się jakoś o wiele sprawniej.
    Konkluzja była taka, że nie wiadomo, o co chodzi, bydło umiera, a temu, kto rozwiąże sprawę, wpadnie do kieszeni kilka orłów. Dennis miała nadzieję, że ta dobra dusza, która się tym zajmie, zrobi to szybko, bo sama myśl, że z jej niewielkiej farmy mogłyby zniknąć jedyne krowy, napawało ją niemałym lękiem. Jej samej nawet do głowy nie przyszło, żeby cokolwiek próbować, chociaż bardzo chciałaby pomóc. Miała wrażenie, że nie miała takiej siły przebicia, żeby móc cokolwiek zdziałać w tej materii.
    — Nagrodę należy odebrać w moim biurze, ale będzie przyznawana tylko na podstawie solidnych dowodów, tfu! Żegnam!
    Po pomieszczeniu znowu rozeszła się wrzawa, a przejęci tą sprawą mieszkańcy zaczęli tłumnie wychodzić na zewnątrz. Dennis trzymała się gdzieś z tyłu, nie chcąc nikomu przeszkadzać. Przy okazji nie musiała słuchać tych wszystkich bluzg i przekleństw w tak ogromnym natężeniu, jak to się działo na przodzie grupy.
    Trudno jej było o tym nie myśleć, ale sama czuła się raczej bezsilna. W ciągu jednego dnia nabawiła się kolejnego dużego zmartwienia, a ilość trosk i problemów zaczynała przekraczać granicę wytrzymałości, ale wystarczyło, żeby Dennis wyszła na zewnątrz i odetchnęła świeżym powietrzem, a od razu zrobiło się jej nieco lepiej, nawet jeśli już całe miasto zaczynało mówić o tej sprawie z bydłem.
    Kiedy się rozejrzała, ujrzała Ruby w towarzystwie swoich kowboi. Zawsze, kiedy ich spotykała, kusiła się na małą pogawędkę, a ten dzień nie był żadnym wyjątkiem pod tym względem.
    — Dzień dobry! — przywitała się, zbliżając się do nich.
    Twarz Dennis pojaśniała kolejnym uśmiechem, tym razem nieco szerszym niż ten, który posłała Ruby podczas spotkania z szeryfem.
    — Jak wam mija dzień? Jak się czujecie? A ty, Ruby? Wszystko dobrze? No, może oprócz… tego. Będę musiała powiedzieć dzisiaj ojcu o tym wszystkim. Jest bardzo zapracowany, nie chcę mu dokładać trosk, ale chyba powinien wiedzieć o czymś takim. To poważna sprawa, prawda?
    Była też z siebie całkiem dumna, bo chyba pierwszy raz zdarzyło jej się po prostu powiedzieć do niej na "ty", a nie, tak jak to miała w zwyczaju, mieszać w swoje słowa żadnej "pani" czy czegoś w tym rodzaju, tak jak niejednokrotnie ją prosiła – praktycznie podczas ich każdego spotkania.
    — U ciebie też już się to dzieje? — zapytała, patrząc spojrzeniem na McConnell; w oczach dziewczyny błysnęło coś na kształt troski.
    Nie chciała nazywać tej sytuacji po imieniu, żeby nie kusić losu. Może i była religijna, ale też równie przesądna, jak to prosta osoba – miała swoje sztuczki i magiczne rytuały, które "odprawiała" często niechcący i nieświadomie. Był to stały element jej życia. Nic więc dziwnego, że nie chciała zrzucić niedobrego losu ani na siebie, ani na Ruby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz