Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

13.11.2021

Od Julesa CD. Abigail

— Ostrzegano?
— Mhm… — potwierdził miękko, zbyt zajęty dopalaniem papierosa, żeby wydać z siebie coś więcej; spojrzenia jednak od przenikliwości kobiecych ocząt nie odwrócił. Zużytego peta na czuja zgasił o dno nie wiadomo kiedy przez barmana mu podstawionej pod nos popielniczki.
— I co takiego o mnie mówili?
— Na twoim miejscu nie przejmowałbym się treścią ostrzeżenia, tylko jego istnieniem samym w sobie. — doradził uprzejmie, niczym starszy (tak pozwolił sobie przypuścić) kolega po fachu, ciepłem cudzego oddechu na poliku nieprzejęty. — Jednak ty, moja droga... — przerwał, zmarszczył brwi i przechylił głowę na bok, tak jakby przez krótką chwilę intensywnie próbując tajemnicę kryjącą się pod czupryną płomienistych fal rozwikłać. A później, wraz z tej chwili upływem, przypomniał sobie, że przecież wcale nie chciał tej tajemnicy tak szybko poznawać. — Nie wydajesz się być wcale zmartwiona. Co z kolei powinno martwić mnie. — uśmiechnął się tajemniczo, tajemniczo wzruszył ramionami. Bo czy naprawdę był zmartwiony? Raczej niekoniecznie – podobały mu się te niebezpiecznie tańczące w zieleni ogniki.. W szarej tęczówce, w ślad za całkiem zabawną w swojej prawdopodobności myślą, że trafił w końcu swój na swego, również błysnęły iskierki groźnego podekscytowania.
Przyjemne było to ciepło bladą skórę rozgrzewające, przyjemnie drobna rączka spoczywała na męskim kolanie i przyjemne były okoliczności, ale o udzielonej mu przestrodze Ilyuskha zapominać nie miał tak prędko zamiaru. Tym bardziej, że ta zdawała się być niepokojąco słuszna.
Ni stąd ni zowąd, całkiem niespodziewanie, Ilya wyprostował się w siadzie niemalże do pionu, między palcami obrócił szklaneczkę z alkoholem i obdarzył Abigail spojrzeniem szarej tęczówki nieco poważniejszym. Tutaj przecież o coś więcej niż przyjemności – bo o biznesy, brudne i ryzykowne, chodziło. Tego przecież spierdolić nie mógł.
Z odmętu jednej nietrzeźwości, prosto w ramiona drugiej, tej znacznie lepiej mu znanej, upił pokaźny łyk.
— Przy mężczyźnie twojego pokroju, nie muszę chyba niczego się obawiać, prawda?
— Nie wiem, Abigail. Poczucie bezpieczeństwa to kwestia dość osobista. — wzruszył nieznacznie ramionami, wlepiając spojrzenie w stukające o ścianki szkła kostki lodu – produkt w miejscach tak skłonnych do bezlitosnych upałów jak cały obszar Krainy, niemal bezcenny. — Czy chcesz czuć się bezpieczna przy mężczyźnie mojego pokroju? — tu przerwał na moment, wymownie uniósł brew. W końcu jednak powrócił spojrzeniem do piegowatej buziuli; uśmiechnął się szelmowsko i wtedy dopiero kontynuował: — Bo jeśli tak, to jako dumny reprezentant, cały jestem do usług. — równie szelmowsko skomentował, choć tym razem już wyraźnie się drocząc.
Kiedy dorobili się tych całych pokrojów i do którego z nich tak właściwie według swojej nowej znajomej należał – tego bardzo był ciekaw. I to właśnie, między innymi, ta wymowność uniesionej brwi komunikowała.
— Więc? Co dalej? Bohatersko ratujesz damę z opresji, stawiasz jej drinka, jak na dżentelmena przystało i… No właśnie, i.
— I zasłużenie z damą drinka wypijam. — ocenił, uśmiech typowej szelmy podtrzymał. Biznesy biznesami, zachowanie może już nie do końca profesjonalne, ale tak zupełnie na trzeźwo to on jednak mógłby nie dać rady.
Sądząc po reakcji Abigail, odpowiedź raczej nietrafna. Sądząc po słowach po reakcji następujących, odpowiedź nietrafna zdecydowanie. Czarna źrenica rozszerzyła się leciutko na wspomnienie o interesach, przywracając spojrzeniu nieco utraconego na rzecz kontynuacji niewypowiedzianej oficjalnie gry słownej, profesjonalizmu.
Jules Smith, paser i przemytnik – nie Ilyushka już i żaden Woronov cyrkowiec, odpowiedział Abigail szerokim uśmiechem. Białe ząbki błysnęły ładnie w tym właśnie uśmiechu, całkiem zresztą dla oka przyjemnym.
— No. Trzeba było od razu tak praktycznie do mnie mówić. — podsumował wesoło. Zbliżone do ust szkło, z którego haustem wypił resztę whisky, także błysnęło elegancko, zanim zostało oddane barmanowi; alkohol, zwłaszcza tak bezcennie schłodzony, nie mógł się przecież zmarnować. 
Rzekomy pan Smith raz jeszcze wybadał wszystkie kieszenie swojego czarnego płaszcza, a doszukawszy się w końcu w którejś z nich kilku pomiętych banknotów, położył na drewnianym blacie.
I nic już ich dłużej w tym wielce renomowanym saloonie na Bezkresach nie trzymało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz