Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

27.11.2021

Od Nathaniela CD. Stanleya

Słuchając tego narzekania, powoli łapał z jaką osobą ma do czynienia. Nieco starawy facet bez żony i miłości, wdzięczny w niewdzięczny sposób. I prawda, obraza o matce nieco ubodła w słabe miejsce młodego chłopaka, jednak ton w jakim słowa uciekły z ust pacjenta mało go nie rozbawił, ba! Parsknął lekko, czując narastający w nim śmiech, którego tak dawno świat nie słyszał. Trzeba było przyznać, że ten dziadyga miał w sobie coś, co sprawiało, że jego narzekanie bawiło Nathaniela niemiłosiernie. A wiele osób już w swoim życiu spotkał.
— Gdzie z tym chudymi nogami w Gęstwinę się pchasz, baranie, chyba na własne niedoczekanie. — Oczywiście medyk spodziewał się kąśliwych uwag na temat swojego wyglądu. Często się z nimi spotykał. 
Niski, z wyglądu słaby fizycznie (bo mentalnie był całkiem stabilny), blady. Nic dziwnego, że pierwszą myślą jest albo łatwy cel, albo słaby człowiek. No cóż. Może na słabego wyglądał, ale bardzo niemrawy nie był. Lata szycia, noszenia pacjentów, jazda konna, to wszystko trenuje mięśnie w zaskakująco niespodziewanym stopniu. Chociaż pewnie tego człowieka, nawet zranionego, by nie pokonał. Bądźmy szczerzy, był lekarzem nie wojownikiem czy traperem. Najszybciej poza swoim zawodem trafiłby najwyżej do cyrku . 
— Niedźwiedzie, jak większość tego gówna tutaj. Jakiś debil musiał podrzucić cyprnait na jego niedoczekanie i jak zwykle gówno rozeszło się po okolicy. Trzy pary oczu to chuj, pewnie gdzieś tam latają bestie z ośmioma łapami. — Nathaniel zatrzymał się w połowie ruchu. Jego palce zanurzone w krótkiej, ale miękkiej sierści swojego wierzchowca zastygły. 
Milion myśli pojawiło się w głowie blondyna, kiedy myślał nad odpowiednią reakcją. Z jednej strony było to doskonałe wytłumaczenie tego przedziwnego lisa, którego na szczęście minęli bez starcia. Z drugiej zaś, co ten zdradziecki materiał robił w gęstwinie i kim mógł być baran, który przytargał coś tak zabójczego w te strony. No i jaki był jego motyw, o ile ten ktoś jeszcze żył. Nat przymknął błękitne oczy na chwilę. Trzecie uczucie. Prócz zrozumienia i przestrachu, nadeszła do jego serca ciekawość. Prawda, słyszał o tym niesamowitym kamieniu, o tym zielonym kolorku, jednak czy kiedykolwiek widział go na własne oczy? No nie. Dlatego w nieco zbytnio energicznym ruchu przysiadł sobie przed mężczyzną.
— Cyprnait? — spytał ciekawsko. Bądźmy szczerzy ze sobą. Był młody i zainteresowany rzuceniem okiem na ten skarb Krainy. Co prawda nigdy nie marzył o żadnej zawieszce z tego kamienia, gdyż zagrożenia z tym związane były nazbyt przerażające, a on nie zamierzał ukrywać, że zwyczajnie się ich boi.
— Znaczy, tak mi się chyba wydaje. — Nieznajomy podrapał się po głowie. — A ty kiego taki interesowny, he?
— Nigdy nie widziałem tego cholerstwa. Może stąd moja ciekawość — mruknął w odpowiedzi, jakby tłumacząc też to samemu sobie. — W dodatku, jeśli to rzeczywiście jest to, Gęstwina szybko stanie się miejscem niebezpiecznym nawet dla doświadczonych traperów, więc myśląc ekonomicznie, wiele osób straci pracę lub życie — mruknął, wstając. — Pozwól, że zostawię cię na chwilę i pójdę po jakiś opał. Młoda, zerkaj na niego. — Nie zwrócił się do pacjenta, a do klaczy, która zatrzęsła grzywą w jakby niemym zrozumieniu. Nat w sumie nie wiedział, jak wiele jego przyjaciółka rozumiała z tego co do niej mówił i na ile była w stanie inteligentnie na to „odpowiedzieć”.
Chwilę go tylko nie było, a kiedy wrócił na szczęście zastał tego człowieka tam, gdzie go zostawił. Nie był pewny czy to z powodu zadanego mu bólu, czy jakiego innego powodu, ale odrobinę mu ulżyło. Nat idioto. Przestań się tak szybko przywiązywać do nieznajomych, których nie znasz nawet z imienia! Powarczał sam na siebie w głowie, sprawnie rozpalając ogień. Potem przysiadł sobie na ziemi obok kamrata.
—… Czego?— ten tylko warknął, widząc jak Nat mierzy go wzrokiem.
— Nic, nic. Po prostu martwi mnie nadal ten cyprnait. Ile zwierząt musi… — zatrzymał się w pół słowa słysząc w dalekim echu głośne zawodzenie, jakby coś zarzynano żywcem — cierpieć z jego powodu.
Głos mało nie ugrzązł mu w gardle, a jego stanowczo za dobre serce ścisnęło się w delikatnym żalu. Kto robi tak potworne rzeczy w takiej głuszy? Kto zgubił coś tak ohydnego pośród lasów? Kto zatruwa zwierzęta? Jaki jest jego motyw? Co dokładnie się stało? Tyle pytań. Żadnej odpowiedzi. Nathaniel w nagłym milczeniu wbił oczy w daleką ciemność lasu.
— Planujesz coś z tym… zrobić? — Zerknął na nieznajomego u swojego boku.

<Stanley?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz