Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

26.11.2021

Od Julesa CD. Odette

― Przestańcie o mnie rozmawiać, jakby mnie tu nie było, do kurwy nędzy.
Zerknął na Odette, na Donara i znów na Odette; ta wzburzeniem czerwonego oczyska również przeskakiwała groźnie z jednej twarzy na drugą i tylko jeden, jedyny Donar spośród całej trójki w tej milczącej zabawie zdawał być się graczem zdecydowanym, bo w taki sposób na Warren patrzył, że ciężko było już to nazwać niepozornym zerkaniem. To znaczy – gapił się po prostu. Błękitne gały szeroko otwarte, szczęka prawie na ziemi, gęba purpurowa, jakby się mu głupio i wstyd zrobiło. Odjęło chłopu mowę, no zamilkł.
Więc Ilyushka stwierdził, że on również sobie pomilczy. I nie pożałował. Parsknął pod nosem, zaśmiał się krótko i nisko, uśmiechnął złośliwie i dziecinnie. Ruda, gęsta brew powędrowała wysoko do góry, oznajmiając przyjęcie wyzwania.
― Wiesz co, Donar... jakoś nie chce mi się wierzyć w profesjonalizm tej twojej godnej kandydatki, przyjacielu. ― wbrew zmiany adresata, szara tęczówka wciąż uparcie, zaczepnie wpatrywała się w twarz Odette. ― I mógłbym się założyć, że jest nierozsądniejsza.
Przyjaciel odburknął coś niewyraźnie i ostatecznie nie odpowiedział, spojrzał na niego spod ukosa, twarz przybrała gburowatego wyrazu. Woronov wywrócił teatralnie oczami. Okiem.
― No co? Do niej z pretensjami, nie do mnie. Sama zaczęła. ― odpyskował nieładnie, wzruszył niewinnie ramionami, tak jakby zupełnie nic do zarzucenia sobie nie miał. Bo nie miał, tak? To nie on ustalił zasady gry, on tylko je przejął. A Warren… och, Warren zagrała bardzo nieczysto. I jak na kogoś, kto na ogół umiejętności nieczystej gry ceni sobie bardzo, wyjątkowo to się Julesowi nie spodobało.
Nieprzypadkowo przypomniawszy sobie o swoim majstersztyku, zajrzał ciekawsko do bulgoczącego gara. Zmarszczył brwi. Coś mu tutaj śmierdziało i nie była to wcale wątpliwej jakości potrawka; do smrodu spalenizny zdążył się już akurat całkiem dobrze przyzwyczaić. A tutaj o coś więcej chodziło. Czyżby dziewczę było dla Donara kimś ważnym, skoro wolał dla niej dalej palić buraka, zamiast pożartować sobie ze starym, dobrym znajomym od gorzały i przekrętów stulecia?, pomyślał w końcu i na samą myśl skrzywił się odruchowo. Jakoś niespecjalnie uśmiechała mu się taka możliwość. Im mniej powiązań, tym lepiej. O przywiązaniach nie wspominając.
Zupie, tymczasowej powierniczce wszystkich jego poufnych przemyśleń, widocznie nie uśmiechnął się z kolei komentarz Igora na jej temat. Wywar zasyczał niebezpiecznie, raz jeden i drugi, wypluł z osmolonego gara kilka wrzących kropel rzekomej zupy. Zadumany Ilyushka ledwo zdążył uchylić się w porę, zanim w wyniku tego nieszczęśliwego wypadku ucierpiała jego twarz i oko. Zaklął głośno, wyprostował się do pionu, odstąpił na całkiem sporawy krok, przetarł dłonią twarz. Jego jedyne, psia jego mać, sprawne oko.
― I jeszcze przedstawiasz się fałszywym imieniem.
― Jak my wszyscy, córeczko.
Och. To by bardzo wiele wyjaśniało.
― Nie jestem twoją córką, Donar.
A to już niekonieczne.
Ilya zaczął się gubić. Więc stwierdził, że najlepszym pomysłem będzie wtrącenie się w środek zmierzającej w ckliwym kierunku rozmowy, żeby odzyskać inicjatywę i gubić się przestać. Miał bardzo mało czasu, potrzebował kogoś do zastępstwa Nadii na teraz i już, a sprawa zaczęła się komplikować. Wypadało działać szybko.
― Atrakcyjnie… śmierdzi.
Uśmiechnął się szeroko, dumny ze swojej roboty. Zaskakująco dumny jak na kogoś, kto właśnie otrzymał tak bardzo wątpliwej jakości komplement. Ale Ilyushce naprawdę więcej do szczęścia nie było trzeba – nim się jeszcze Odette zdążyła zastanowić nad wyrokiem, jaki właśnie na siebie skazała, nim doszła do wniosku, że w ślad za Donarem warto byłoby podziękować i odpuścić sobie ryzykownych przedsięwzięć, już sięgał po miski. Nieprzejęty wcześniejszym zagrożeniem utraty oka, jakby zupełnie o nim zapomniał, zaczął nakładać. Odette, sobie samemu. Nieprzejęty również zapewnieniami, że Donar "jakoś specjalnie głodny nie jest", jemu nałożył także. Nie wierzył staremu bykowi. On zawsze głodny był.
Pierwsza miska wylądowała w dłoniach Odette, dwie kolejne – na skrzynce obok donarowego stołka, gdzie spoczywał również nagrzany od słońca kufel piwa, srebrna papierośnica w towarzystwie paczki zapałek, żółta, gumowa kaczka oraz kilka miedziaków.
Odette zaryzykowała pierwsza. I pożałowała. Miska wylądowała na suchej ziemi, rozbryzgując rozwodnioną ciecz dookoła, kandydatka – chyba zaczęła się krztusić, a na pewno głośno i nieładnie przy tym przeklinać.
O dziwo, albo nie dziwo wcale, Ilyushka wobec tego zatrważającego widoku pozostał jakoś spokojnie, podejrzanie niewzruszony. Przygarnął sobie pierwszą lepszą skrzynię, jaka się pod szarą tęczówkę napatoczyła, klapnął sobie (zasłużenie) i jak gdyby nigdy nic, sięgnął po papierośnicę i zapałki.
― I mówisz mi, że przywiozłeś mi tutaj dziewczynę, którą traktujesz jak własną córkę? ― zapytał wprost, jak to Woronov miał już w zwyczaju, kiedy konkretnych odpowiedzi potrzebował. Skrzywił się nieprzyjemnie, odpalił papierosa. ― Czy ciebie do reszty pojebało? ― dodał zaraz, jakby od niechcenia zerkając na kurduplowatą białowłosą, która widocznie przechodziła właśnie bardzo ciężki okres. ― Może warto przepić? Mamy piwo. Ciepłe, ale lepsze to niż nic! ― zaoferował z humorem.
Zupa w dwóch pozostałych miskach niewzruszenie stała i nagrzewała się na słońcu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz