Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

17.08.2021

Od Ruby

Ruby spojrzała na truchło krowy. Ogarnęła wzrokiem skręcony łeb, rozpruty brzuch, girlandy wnętrzności wylewające się na przesuszoną ziemię. Krew już zastygła, brunatne skrzepy zlepiały sztywne pasma ostrej trawy. Powietrze wypełniało ustawiczne brzęczenie muszych skrzydeł.
Kobieta podniosła kij, wraziła go w rozdęty rozkładem brzuch. Przesunęła zwał skóry, uwalniając chmurę mdlącego fetoru. Stojący obok kowboj cofnął się, kaszlnął z głębi brzucha. Twarz Ruby pozostawała niewzruszona.
— Wyżarło wątrobę — zawyrokowała, opuszczając z powrotem płat skóry i odrzucając zalepiony zepsutą krwią kij. — Wątrobę i nic więcej. Cokolwiek to było, zostawiło kilogramy zupełnie dobrego mięsa i wnętrzności. Który drapieżnik robi coś takiego?
Odpowiedziała jej cisza. Stojący obok kowboj - Pedro - ten, który znalazł martwą krowę, splunął w krzaki i wcisnął ręce do kieszeni.
— Trzecia w tym tygodniu — mruknął. — Źle to wygląda, señora.
— Ano źle — westchnęła i odwróciła się do reszty grupy. — Spalcie to. Truchło zwabi kojoty, jeszcze tego nam tu potrzeba.
To był kolejny tydzień, gdy pojedyncze krowy znikały ze stada tylko po to, by odnaleźć się po kilku dniach martwe. Wypatroszone, ze skręconymi karkami, pozbawione wątroby. Wokół nie było żadnych śladów, jakby cokolwiek to robiło, spadało na biedne zwierzęta wprost z przestworzy. Ruby początkowo zagoniła więcej kowbojów do wypasu, wysłała tropicieli by zbadali wszystkie ślady, ale niewiele to dało. Ci pierwsi nie ochronili stada, ci drudzy nie znaleźli niczego ciekawego.
Ruby regularnie łapała cwaniaczków, którym wydawało się, że są wielce sprytni i bez problemu uciekną z częścią jej stada. Na ich nieszczęście, Ruby spędziła całe życie na ranczu, wszelkie sztuczki znała od podszewki, a dla złodziejaszków nie miała żadnej litości. Nie mogła sobie na nią pozwolić. Samotna kobieta z całym ranczem nie mogła ustąpić nawet na pół kroku, nie mogła okazać żadnej słabości. A litość była właśnie słabością.
Tym razem sytuacja była jednak inna. Początkowo kobieta sądziła, że to jakaś nowa taktyka, która miała na celu odwrócenie jej uwagi. Że gdy ona będzie się zajmować rozwłóczonymi krowimi wnętrznościami, ktoś akurat będzie pędził jej stada w góry. Tak się jednak nie stało, a gdy sytuacja nie przyniosła rozwiązania, Ruby zaczęła powoli godzić się z myślą, że cokolwiek znowu wzięło ją sobie na cel, nie miało ludzkiej proweniencji.
— To wendigo. Teraz żre krowy, potem będzie żarł ludzi — mówił jeden z kowbojów. Ten starszy mu przerwał.
— Wendigo chodzą po ziemi, a ten nie zostawił żadnych śladów. To wechuge! Albo skin-walker!
Ruby nie obchodziła terminologia. Obchodziło ją tylko to, jak coś takiego zabić.


Jej ludzie byli zbyt przerażeni perspektywą potyczki z potworem, toteż Ruby postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. U szeryfa Jackburga pojawiło się ogłoszenie o tym, że ranczo pani McConnell szuka osoby z żelaznymi cojones lub ovarios, by rozprawić się z czymś, co nęka ranczo i jego krowy. Pociąg zabrał telegram do Saint Thomas, obiecując sowitą nagrodę temu, kto się zgłosi. Zaś Ruby przykazała niańce, by zabierała jej dziewczynki do domu przed zapadnięciem zmroku, sama zaś co wieczór wskakiwała na grzbiet Rosynanta, by wraz ze swoimi kowbojami pilnować stad.
Gdy nadciągał wieczór z nadzieją patrzyła w kierunku drogi zastanawiając się, kiedy czerwony blask zachodzącego słońca opromieni tę samotną sylwetkę człowieka, który nie będzie się bał patroszącego krowy potwora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz