Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

16.08.2021

Od Odette

Pustkowie.
Pustkowie wszerz i wzdłuż, przecinane od czasu do czasu pędzonym przez wiatr wyschniętym krzaczorem, lub klimatycznym kaktusem. Przeschnięta ziemia, sucha trawa, niemiłosiernie palące grzbiet słońce i marna wizja końca jeśli szybko nie znajdzie się czegoś do picia; problem to spory, problem niebywale palący, ale nie znajdujący stosownego przełożenia na rzeczywistość. Kołyszący się w siodle jeździec jest przygarbiony, kapelusz już dawno temu zwiał wiatr, który – równie często jak krzaczorami – porusza wyblakłymi, zafarbowanymi włosami, tak samo jak porusza także przewiązaną na ramieniu teoretycznie czystą szmatą, której zadaniem jest zatamować krwawienie po ranie. Jeździec - którym w tym wypadku jest niejaka Odette Warren - jest w magicznym stanie pomiędzy życiem, a śmiercią, w którym to jest się boleśnie świadomym nadchodzącego końca, ale jednocześnie ma się zbyt wyjebane w to by jakkolwiek temu zapobiec. Odette nie zapobiega więc, lejce luźno zwisają dając kropkowanemu siwkowi pełne pole manewru. I z tego pola manewru Chrupek rzecz jasna korzysta; wybiera sobie drogę, czasem podjedzie do obiecująco wyglądającego krzaczka, czasem się spłoszy i przyśpieszy kroku, czasem stanie pośrodku niczego i nazbyt inteligentnie rozejrzy się po okolicy w poszukiwaniu… nie wiadomo za bardzo czego. Może wody? Może magicznego wyjścia z sytuacji? Kto wie, kto wie.
Góry.
W tle majaczą góry wyższe i niższe, górują nad okolicą i jednocześnie stanowią obietnicę czegoś więcej niż cholernych, wysuszonych krzaków, krążących nad głową sępów i wszystkich omenów śmierci jakie tylko można napotkać. Góry to jakaś tam ichniejsza górska roślinność, góry to strumienie, góry to życie, góry to trawa. Taką kalkulację rozumie nawet Chrupek – a może zwłaszcza Chrupek, będący obecnie kierownikiem całej tej wycieczki – i tam właśnie się kieruje. Stukot kopyt o podłoże jest miarowy, sucha ziemia wzbija się w obłoczki pyłu z każdym kolejnym końskim krokiem. Warren w tym czasie odnajduje pocieszenie opierając się na końskiej szyi, jedna stopa bezwiednie wymyka się ze strzemienia, druga zaś wjeżdża weń za głęboko i blokuje się w jakiejś dziwnej pozycji grożącej skręceniem kostki, no ale kto by się tam przejmował, bo na pewno nie Odette, która w tej chwili prócz upragnionego wytchnienia, odnajduje także parę całkiem solidnych halucynacji i urojeń, a spierzchnięte wargi mamroczą:
— Na wszystkich nieistniejących bogów, zostawcie tytoń i ciastka owsiane…
Chrupek ignoruje pozbawione sensu mamrotanie, słyszy już cel swojej podróży, a niedługo potem łagodny brzeg rzeki ukazuje mu się już w całej okazałości. Ostrożnie podchodzi bliżej, kopyta zanurza w wodzie i pochyla łeb by zaspokoić pragnienie. Gdzieś obok przelatują masywne ptaki, ale to by było na tyle jeśli chodzi o potencjalne niebezpieczeństwa. Żadnych kojotów, żadnych wilków od strony rzeki. Sielanka, można byłoby powiedzieć. I wtedy też, w całej sielankowatości tego obrazu, od strony gór rozlega się potężny huk – jakby od dynamitu, jakby od jakiejś bomby, czy legendarnej i nigdy niewidzianej magii. Siwek płoszy się gwałtownie, wierzga, ostatecznie staje dęba, a Warren – której do tej pory było wszystko obojętne – ląduje w wodzie po samoistnym, wyjątkowo bolesnym, uwolnieniu stopy ze strzemienia. Zimna, górska woda cuci ją na tyle by z krzykiem otrzeźwieć i nie ześlizgnąć się z bezpiecznej płycizny prosto w rwącą wodę. Zgrzytając zębami i przeklinając w myślach absolutnie wszystko co tylko przekląć można, gramoli się dalej na brzeg i bez sił obserwuje niknącego w oddali Chrupka. W czerwonych tęczówkach tli się irytacja i obietnica zamordowania absolutnie wszystkiego – nawet jeśli gołymi rękami… albo ręką, bo opuchnięte i zdecydowanie niesprawne ramię nie sprzyja posługiwaniu się obiema kończynami. — Kurwa mać — kończy się ostatecznie na burknięciu i przekręceniu z brzucha na plecy by rozważyć dalsze możliwe akcje. I kiedy tak Odetee przekręca się w tej płytkiej wodzie, tak dostrzega, że po drugiej stronie pojawił się intruz. Kto dokładnie – tego nie wie, bo wciąż czuje na sobie skutki przegrzania, rany, głodu i złego układu planet, przez który obraz skutecznie się rozmazuje i wiruje.

halko, ktosiu, proszę nas nie zabijać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz