
Odette "Odie" Warren
looking for trouble; and if I cannot find it
I will create it
I will create it
Illusion & Doubt
Sugar & Joy
31 lat — sierota — złodziejka — członkini bandy — oszustka — koniokradka — ♫
Jesteś pierwszym odwiedzającym chałupę odkąd stara Connorowa umarła na gruźlicę. Starasz się być wyrozumiały i uprzejmy – nie jesteś przecież największym skurwysynem jakiego mogli posłać. Wciąż jesteś nowy w branży, wciąż się uczysz, wciąż posiadasz jakieś śladowe ilości empatii. Otwiera ci dziewczynka, której na oko dajesz około dziesięć lat. Siadacie razem do stołu i zaczynasz monolog pełen skomplikowanych zdań i jeszcze bardziej skomplikowanych słów wiedząc, że i tak większości z nich nie zrozumie. Jesteś tu po to by zająć ziemię po starej i to robisz. Wyuczona formułka pada, a dziewczyna przyjmuje ją z obojętnością i zrezygnowaniem tlącym się w czerwonych tęczówkach. Domyślasz się, że to nie pierwszy raz, kiedy traci dach nad głową i opiekę. Współczujesz jej.
Poznałeś sierotę.
Prowadzisz z powodzeniem miejski sklep. Pod ladą masz tytoń, na ladzie ser w kostkach, a na regale pęczki marchewki. Za rogiem masz dubeltówkę, w stojaku na parasol chowasz solidny kij. Jesteś poważnym gościem prowadzącym poważny biznes i nie dasz sobie w kaszę dmuchać; bezdomnych, przybłędy i sieroty przepędzasz kopniakiem, bo w życiu nie ma niczego za darmo – tego nauczono cię w domu i tego się trzymasz. Złodziei nie znosisz, kieszonkowców tym bardziej, a koniokradów obdarłbyś żywcem ze skóry. Kiedy do twojej świątyni przedsiębiorczości wchodzi chuda, białowłosa dziewucha, od razu masz podejrzenia i śledzisz każdy jej krok. Z narastającą irytacją obserwujesz jak błąka się po sklepie, bo wiesz, że niczego nie kupi, a jeszcze potencjalnie okradnie. Zapobiegasz stratom w postaci jednego obitego jabłka, łapiesz ją za zbyt dużą, brudną koszulę i wyrzucasz ze sklepu. Czujesz się jak bohater.
Jednocześnie nie wiesz, że w kieszeni zbyt dużych spodni (trzymających się jedynie na jednej szelce i solidnym słowie honoru) spoczywa bezpiecznie płaska puszka tuńczyka i tubka oleju do broni.
Poznałeś złodziejkę.
Razem z bandą kradniesz dyliżans pocztowy i zabijacie przy tym wszystkich pasażerów, woźnicę i konduktora. Pojazd jest w całkiem dobrej kondycji i jeśli tylko włoży się w niego trochę pracy (czym zajmą się wasi – odpowiedniej profesji - znajomi) to na pewno znajdzie odpowiednio bogatego kupca na czarnym rynku. Dla was zostają skarby w postaci przesyłek pocztowych i tego, co podróżnicy mieli przy sobie. Są więc listy (te ckliwe i te mniej), są paczki wszelkiej maści, jest skradziona trupom biżuteria, jeden złoty ząb i całkiem nowe buty dla szefa. To dobry dzień, jesteś zadowolona.
Siedzicie pośrodku pustkowia, jest środek nocy. Do obozu zbliża się jeździec, który okazuje się być członkiem bandy. Zauważasz, że przez siodło ma przerzucone ciało. Wierzgające i zdecydowanie żywe ciało należące do jakiegoś szczenięcia. Nie jesteś już zadowolona, bo więcej gęb do wykarmienia wam nie trzeba, zwłaszcza bezużytecznych. Jake opowiada o tym jak białowłose chuchro okradło go z konia, portek i kapelusza zanim zdążył zorientować się o co chodzi i od razu ci lepiej.
Zawsze macie miejsce na kolejną gębę, która jest potencjalnie przydatna.
Poznałaś członkinię bandy.
Jest przyjemnie ciepły wieczór, a ty siedzisz w gwarnym saloonie, tnąc zaciekle w karty. Masz całkiem dobrą rękę, szczęście ci dopisuje, a rozwodniona whisky nie jest aż tak tragiczna w smaku. Na stole walają się rzucone karty, pierścionki, złote broszki i inne precjoza, w powietrzu wisi ciężki, cygarowy dym. Hołdujesz – a przynajmniej się starasz – zasadom fair play i masz szczerzą nadzieję, że towarzysze dzisiejszej rozgrywki także podzielają to stanowisko. Obserwujesz ich uważnie, doszukujesz się dobrze znanych sztuczek, ale nie jesteś w stanie się skupić. Zawsze miałeś słabość do płci przeciwnej i dobrze wiedziałeś, że w chwili kiedy przy stole usiądzie kobieta, to po prostu stracisz głowę i tak właśnie się dzieje. Czerwone tęczówki cię intrygują, niewinny uśmiech rozciągający wargi sprawia, że szumi ci w uszach. Rozkoszny kosmyk białych włosów plączący się po czole aż sam się prosi o to by odgarnąć go najczulszym gestem na jaki cię stać. Przegrywasz, ale dokładnie tego się spodziewałeś. Urokowi nie sposób się oprzeć, a karty jakoś same z siebie przestają przynosić ci szczęście.
Nie masz pojęcia o tym, że pod rumianymi policzkami kryje się wyrachowana graczka, która jest w zmowie z krupierem.
Poznałeś oszustkę.
Pracujesz na ranczu niedaleko Armadillo Springs. Jesteś uczciwym chłopakiem, lubisz konie i krowy, choć tych ostatnich trochę ci szkoda. Czyścisz końskie kopyta, doglądasz treningu tych obiecujących, opiekujesz się źrebakami i pilnujesz poziomu wody w korytach. Państwo są znośni, koledzy ze stajni i pastwiska nie dokuczają, a nawet całkiem dobrze się dogadujecie. Dzisiejszy dzień jest słoneczny, promienie nie palą skóry tak jak mają to w zwyczaju czynić. Znajdujesz chwilę by z westchnieniem schronić się w cieniu szopy na narzędzia. Zdejmujesz kapelusz i przeczesujesz wilgotne od potu włosy zastanawiając się nad losem okulawionej przez kojoty Krasuli, a w międzyczasie przez głowę przemyka ci myśl o tym, że dawno nie widziałeś Jack’a czy Tom’a. Wokół jest podejrzanie cicho, ale nim zdążysz założyć kapelusz na głowę czujesz ostry ból w tyle czaszki i osuwasz się na ziemię, obraz zaciemnia się i gaśnie. Kątem oka dostrzegasz jeszcze jakąś białowłosą kobietę, ale szczegóły ci umykają. Oczy zamykają ci się same, w oddali słyszysz kwik spłoszonego konia i niknący tętent kopyt.
Poznałeś koniokradkę.
Poznałeś sierotę.
Prowadzisz z powodzeniem miejski sklep. Pod ladą masz tytoń, na ladzie ser w kostkach, a na regale pęczki marchewki. Za rogiem masz dubeltówkę, w stojaku na parasol chowasz solidny kij. Jesteś poważnym gościem prowadzącym poważny biznes i nie dasz sobie w kaszę dmuchać; bezdomnych, przybłędy i sieroty przepędzasz kopniakiem, bo w życiu nie ma niczego za darmo – tego nauczono cię w domu i tego się trzymasz. Złodziei nie znosisz, kieszonkowców tym bardziej, a koniokradów obdarłbyś żywcem ze skóry. Kiedy do twojej świątyni przedsiębiorczości wchodzi chuda, białowłosa dziewucha, od razu masz podejrzenia i śledzisz każdy jej krok. Z narastającą irytacją obserwujesz jak błąka się po sklepie, bo wiesz, że niczego nie kupi, a jeszcze potencjalnie okradnie. Zapobiegasz stratom w postaci jednego obitego jabłka, łapiesz ją za zbyt dużą, brudną koszulę i wyrzucasz ze sklepu. Czujesz się jak bohater.
Jednocześnie nie wiesz, że w kieszeni zbyt dużych spodni (trzymających się jedynie na jednej szelce i solidnym słowie honoru) spoczywa bezpiecznie płaska puszka tuńczyka i tubka oleju do broni.
Poznałeś złodziejkę.
Razem z bandą kradniesz dyliżans pocztowy i zabijacie przy tym wszystkich pasażerów, woźnicę i konduktora. Pojazd jest w całkiem dobrej kondycji i jeśli tylko włoży się w niego trochę pracy (czym zajmą się wasi – odpowiedniej profesji - znajomi) to na pewno znajdzie odpowiednio bogatego kupca na czarnym rynku. Dla was zostają skarby w postaci przesyłek pocztowych i tego, co podróżnicy mieli przy sobie. Są więc listy (te ckliwe i te mniej), są paczki wszelkiej maści, jest skradziona trupom biżuteria, jeden złoty ząb i całkiem nowe buty dla szefa. To dobry dzień, jesteś zadowolona.
Siedzicie pośrodku pustkowia, jest środek nocy. Do obozu zbliża się jeździec, który okazuje się być członkiem bandy. Zauważasz, że przez siodło ma przerzucone ciało. Wierzgające i zdecydowanie żywe ciało należące do jakiegoś szczenięcia. Nie jesteś już zadowolona, bo więcej gęb do wykarmienia wam nie trzeba, zwłaszcza bezużytecznych. Jake opowiada o tym jak białowłose chuchro okradło go z konia, portek i kapelusza zanim zdążył zorientować się o co chodzi i od razu ci lepiej.
Zawsze macie miejsce na kolejną gębę, która jest potencjalnie przydatna.
Poznałaś członkinię bandy.
Jest przyjemnie ciepły wieczór, a ty siedzisz w gwarnym saloonie, tnąc zaciekle w karty. Masz całkiem dobrą rękę, szczęście ci dopisuje, a rozwodniona whisky nie jest aż tak tragiczna w smaku. Na stole walają się rzucone karty, pierścionki, złote broszki i inne precjoza, w powietrzu wisi ciężki, cygarowy dym. Hołdujesz – a przynajmniej się starasz – zasadom fair play i masz szczerzą nadzieję, że towarzysze dzisiejszej rozgrywki także podzielają to stanowisko. Obserwujesz ich uważnie, doszukujesz się dobrze znanych sztuczek, ale nie jesteś w stanie się skupić. Zawsze miałeś słabość do płci przeciwnej i dobrze wiedziałeś, że w chwili kiedy przy stole usiądzie kobieta, to po prostu stracisz głowę i tak właśnie się dzieje. Czerwone tęczówki cię intrygują, niewinny uśmiech rozciągający wargi sprawia, że szumi ci w uszach. Rozkoszny kosmyk białych włosów plączący się po czole aż sam się prosi o to by odgarnąć go najczulszym gestem na jaki cię stać. Przegrywasz, ale dokładnie tego się spodziewałeś. Urokowi nie sposób się oprzeć, a karty jakoś same z siebie przestają przynosić ci szczęście.
Nie masz pojęcia o tym, że pod rumianymi policzkami kryje się wyrachowana graczka, która jest w zmowie z krupierem.
Poznałeś oszustkę.
Pracujesz na ranczu niedaleko Armadillo Springs. Jesteś uczciwym chłopakiem, lubisz konie i krowy, choć tych ostatnich trochę ci szkoda. Czyścisz końskie kopyta, doglądasz treningu tych obiecujących, opiekujesz się źrebakami i pilnujesz poziomu wody w korytach. Państwo są znośni, koledzy ze stajni i pastwiska nie dokuczają, a nawet całkiem dobrze się dogadujecie. Dzisiejszy dzień jest słoneczny, promienie nie palą skóry tak jak mają to w zwyczaju czynić. Znajdujesz chwilę by z westchnieniem schronić się w cieniu szopy na narzędzia. Zdejmujesz kapelusz i przeczesujesz wilgotne od potu włosy zastanawiając się nad losem okulawionej przez kojoty Krasuli, a w międzyczasie przez głowę przemyka ci myśl o tym, że dawno nie widziałeś Jack’a czy Tom’a. Wokół jest podejrzanie cicho, ale nim zdążysz założyć kapelusz na głowę czujesz ostry ból w tyle czaszki i osuwasz się na ziemię, obraz zaciemnia się i gaśnie. Kątem oka dostrzegasz jeszcze jakąś białowłosą kobietę, ale szczegóły ci umykają. Oczy zamykają ci się same, w oddali słyszysz kwik spłoszonego konia i niknący tętent kopyt.
Poznałeś koniokradkę.
Nazywasz się Odette Warren, choć imion i nazwisk w życiu przyjęłaś już tak dużo, że niespecjalnie przywiązujesz do nich wagę. Odkąd pamiętasz byłaś po prostu pechową sierotą, której zawsze i ciągle przydarzały się mniejsze lub większe katastrofy. Nie dla ciebie spokojnie życie na ranczu, nie dla ciebie mąż i wianuszek dzieci; Dziwka Fortuna wybrała dla ciebie los w którym ryzyko stanowi wyjątkowo mało sycący chleb powszedni, a z kłamstwem obcujesz na tyle często by zapomnieć jak posługiwać się prawdą. By przetrwać w Krainie wykształciłaś swój własny kodeks oszustki, dzięki któremu o wiele prościej się żyje, a każdy dylemat potencjalnie moralny sprowadzasz do porównania z wyznawanymi zasadami w ten sposób zagłuszając głos sumienia, który raz po raz przebija się na powierzchnię warrenowej kłamliwości i przemawia najbrutalniejszą prawdą jaką zna.
Wyznawaną zasadą pierwszą i na której cały świat oszustki stoi jest zasada o byciu elastyczną: elastyczność o poranku, elastyczność w środku nocy, elastyczność w saloonie i wszędzie indziej. Nie ma sytuacji do której nie da się dostosować, bez względu na to jak byłoby to trudne i pozornie niemożliwe.
Zasada druga mówi o chwilach kompletnego osamotnienia, kiedy sumienie gryzie mocniej niż zazwyczaj, a w głowie świtają inne, potencjalne zakończenia spraw przeszłości. Wszystko to jednak – nim rozkręci się na dobre – kończy proste stwierdzenie: nigdy się nad sobą nie użalaj, Warren.
Trzecia w kolejności, ale wcale nie mniej ważna: jeśli być szczerą, to tylko przed samą sobą. A jeśli na jakiś temat nie jest się w stanie, to nie myśleć i zapomnieć, oszczędzając sobie przy tym dalszych nieprzyjemności w imię dobrego samopoczucia. Nie ma co sobie dokładać, Dziwka Fortuna zrobi to i tak lepiej.
No i jebać konsekwencje. Czwarta zasada oszustki.
Wyznawaną zasadą pierwszą i na której cały świat oszustki stoi jest zasada o byciu elastyczną: elastyczność o poranku, elastyczność w środku nocy, elastyczność w saloonie i wszędzie indziej. Nie ma sytuacji do której nie da się dostosować, bez względu na to jak byłoby to trudne i pozornie niemożliwe.
Zasada druga mówi o chwilach kompletnego osamotnienia, kiedy sumienie gryzie mocniej niż zazwyczaj, a w głowie świtają inne, potencjalne zakończenia spraw przeszłości. Wszystko to jednak – nim rozkręci się na dobre – kończy proste stwierdzenie: nigdy się nad sobą nie użalaj, Warren.
Trzecia w kolejności, ale wcale nie mniej ważna: jeśli być szczerą, to tylko przed samą sobą. A jeśli na jakiś temat nie jest się w stanie, to nie myśleć i zapomnieć, oszczędzając sobie przy tym dalszych nieprzyjemności w imię dobrego samopoczucia. Nie ma co sobie dokładać, Dziwka Fortuna zrobi to i tak lepiej.
No i jebać konsekwencje. Czwarta zasada oszustki.
Whip out my knife, take everything you got
I'll leave you broke and lonely in a burial plot
And the bitch is me
Don't give a fuck about you
And they say that God's the one who judges us
Not ashamed of the things I do
There's nothing more here
This soul is dead and gone
I kick and scream but there's no life left in these lungs
I sold my soul, afterdeath is so much more
I will live out the afterlife as the devil's little whore
I'll leave you broke and lonely in a burial plot
And the bitch is me
Don't give a fuck about you
And they say that God's the one who judges us
Not ashamed of the things I do
There's nothing more here
This soul is dead and gone
I kick and scream but there's no life left in these lungs
I sold my soul, afterdeath is so much more
I will live out the afterlife as the devil's little whore
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz