Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

26.08.2021

Od Mae CD. Loretty

Modre ślepia błysnęły pod ciężarem miejskiego słońca. Zakurzone, brudne powieki podskoczyły raz, dwa, kiedy młoda, rudowłosa dziewucha spróbowała wyostrzyć wzrok, z wyraźnym zainteresowaniem wpatrując się w pożółkły, przyozdobiony starannym pismem skrawek papieru, wiszący na rynkowej tablicy. Alston pociągnęła nosem, niedbale wycierając jego opalony czubek rękawem kraciastej koszuli.
Raz jeszcze znaleźli się w Blisstown. Znowu. Choć jeszcze nie tak dawno Dorsey ostrzegał, iż przez długi czas będą musieli omijać jakiekolwiek, większe aglomeracje, wystarczył niecały miesiąc, by ponownie przekroczyli granicę największego miasta Krainy, gdzie głodnych kopano po żebrach i gdzie smród wylewanej do Melipawa Lake ropy, mdlił przez pierwszy tydzień każdego, kto postanowił tutaj zawitać. Mae, zbyt przyzwyczajona do ciszy Bezkresów czy słodkich zapachów borów i lasów Gęstwiny, nigdy nie przepadała za mdłymi kolorami Blisstown – za szarością i malującą się w oczach miejscowym pogardą, zawsze tak niezwykle dla niej zatrważającą.
Wybór kolejnego przystanku nie należał jednak do niej, a że starszy, poczciwy Dorsey miał na miejscu do załatwienia kilka, mniej lub bardziej moralnie ambiwalentnych spraw, cała ich grupa musiała zatrzymać się właśnie tutaj – nad spokojnymi wodami Malipawa Lake. Ostatecznie, nie mogąc sobie znaleźć żadnego, lepszego zajęcia w mieście będącym dla młodych tak wyjątkowo niebezpiecznym, bezsłownie ruszyła śladami Harveya, którego dzisiejszym zadaniem było uzupełnienie niezbędnych do dalszej podróży zapasów. Mae grzecznie zaoferowała pomocną dłoń. Drobne kradzieże były w końcu jej cichą specjalnością, lecz tym razem nie było modrookiej dane się popisać. Mieli na głowie wystarczająco dużo kłopotów. Kolejne były zupełnie zbędne.
Zerknęła kątem oka w stronę swego młodego towarzysza, teraz próbującego targować się o lepszą cenę puszkowanej fasoli. Łobuzerski uśmiech wkradł się na lico dziewczyny, drobna dłoń powędrowała w stronę tablicy, pospiesznie łapiąc za pożółkły skrawek nietypowego ogłoszenia. Morderstwo, zamtuz, a w samym środku ona, nieznośne dziewuszysko próbujące jakkolwiek odgonić ogarniającą ją nudę.
Pewnie przekroczyła próg nie tak już pewnego przybytku, by zatrzymać się niemal w samym wejściu, ogarniając ciekawskimi oczyskami całe jego wnętrze. Jednak to nie czarne, połyskujące drewna czy szykowne, zdobione lustra przyciągnęły jej uwagę. Podróżowała wzrokiem po obcych sylwetach, tych kobiecych i tych męskich, które tak chętnie odkrywały zasłonięte rozkloszowanymi spódnicami cielska, swe dłoni zatrzymując dopiero w miejscach, które jakkolwiek ofiarowały im to drobne ziarenko władzy oraz wyższości. Mae przełknęła głośno ślinę, ściągnęła rude brewki, lecz nikt nie zwrócił na nią uwagi, póki sama nie postanowiła się odezwać.
— Ja rozwiążę zagadkę waszego tajemniczego morderstwa! — sprawnie przekrzyczała wylewającą się z pianoli melodię, swe rączki twardo opierając o niewyraźne jeszcze bioderka. Stanęła w lekkim rozkroku, wyczekując ze strony tłumu jakiejkolwiek reakcji i dopiero po kilku, dłuższych sekundach odwróciła wzrok w stronę baru, słysząc kroki zbliżającej ku niej, młodej blondyneczki. Nieznajoma, równie wystrojona co cała reszta znajdujących się na miejscu kokietek, posłała młodej Alston słodki, niewinny uśmieszek, pochylając się leciutko nad jej rudą czupryną.
— Słoneczko, to nie jest odpowiednie miejsce dla ciebie — wyszeptała cichutko, doskonale zdając sobie sprawę, iż niemal wszyscy zwrócili swe spojrzenia właśnie w ich stronę.
Mae prychnął z niezadowoleniem, kręcąc zaraz głową.
— Jestem wystarczająco duża, by oglądać gołe cyce.
— Możesz też pokazać swoje!
Po pomieszczeniu przelał się obrzydliwy rechot męskiej części owego towarzystwa. Modrooka przygryzła dolną wargę, dłonie zacisnęła w pięści, wszystko by jak najszybciej stłamsić rosnący w klatce piersiowej gniew. Wiadome jednak było, iż Alston nigdy nie potrafiła radzić sobie z własnymi emocjami. A tacy jak on, budzili w młodej pokłady największej złości.
— Lawrence! — Spojrzenie nieznajomej blondynki pognało w stronę starszego żartownisia.
— Wciąż ci mało bab, stary oblechu?!
I wtedy dostrzegła w ślepiach mężczyzny wyraźną dezaprobatę. Ten zacisnął mocniej dłonie na talii jednej z kurtyzan, brutalnie zrzucając ją ze swego kolana, by pospiesznie podnieść się z miejsca i ruszyć w stronę piętnastolatki z zamiarem nauczenia rudowłosej odpowiednich manier. Mae zrobiła krok w tył, unosząc powoli rączki mające ochronić ją przed nadchodzącym ciosem. Gotowa się bronić, jak i gotowa oddać. Stojąca nieopodal panieneczka westchnęła w poddańczym geście, pokręciła głową. Ten bałagan mogła uprzątnąć tylko jedna osoba.
szefowo pomusz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz