Jocelyn Rockwell
| 21 lat | 12.12 | Armadillo Springs | Pomocnica w Saloonie |
Nie było w okolicy Gardzieli osoby, która nie znałaby Rockwellów. Nieodpowiedzialnych, szalonych Rockwellów, którzy pchali się tam, gdzie nikt o zdrowych zmysłach, by się nie udał i wyciągali dłoń do każdego, nie ważne, co miał na sumieniu i jak bardzo zmutowany był.
Dlatego też nikt nie był zdziwiony, gdy pewnego dnia słuch o nich zaginął. Z niewyobrażalną łatwością zdobywali zarówno przyjaciół, jak i wrogów, a ich zainteresowanie Gardzielą i cypraintem nie mogło ściągnąć na nich nic dobrego. Niektórzy od dawna obstawiali zakłady, jakie licho i kiedy pozbawi ich życia.
Jednak nawet o tej małej dziewczynce wszyscy zdążyli zapomnieć i nikt nie rozpoznał jej, kiedy pięć lat później powróciła do Armadillo Springs. Bowiem kto mógł się spodziewać, że wychudzony, zalękniony mutant, nowy nabytek właściciela lokalnego saloonu to mała Jocelyne, która niegdyś plątała się ludziom pod nogami podczas zabawy z lokalnymi dziećmi.
Być może to białe, przypominające w dotyku wełnę, kręcone włosy zmyliły wszystkich, w końcu Rockwellowie byli blondynami. Może to owcze uszy, pokryte błotem kopyta i trwający w bezruchu krótki ogon odwróciły uwagę od niby znajomej twarzy utrudniając rozpoznanie. A jeśli nie była to żadna z tych rzeczy to z pewnością oczy, chociaż tak samo zielone, sprawiały, że ludzie skreślali ją od razu. Normalny człowiek nie posiadał prostokątnych źrenic.
Ku niezadowoleniu miejscowych została w mieście. Jonathan Andrews wyraźnie zaznaczył, że nie pozbędzie się nastoletniej sieroty, która prędko stała się nieodłącznym elementem saloonu, małą służącą reagującą na każde skinienie dłonią.
Z początku było ciężko, zielonooka nie potrafiła pohamować przywodzących na myśl zagonione w róg zwierzę, reakcji obronnych, kiedy czuła się zagrożona. Cokolwiek ją spotkało w minionych latach, wywarło ogromny wpływ na młodą psychikę i nawet jeśli z czasem zrozumiała, że powróciła pomiędzy ludzi i nie znajdowała się już w Gardzieli, pewnych nawyków nie dało się już zniwelować. Tak samo, jak niektórych zmian nie dało się cofnąć.
W przeciwieństwie do innych szybko zaakceptowała swoją owczą mutację. Nie przeszkadzały jej zmienione kończyny, prędko przywykła, że do regularnego strzyżenia i sprzedawania włosów. Pomimo tego wszystkiego, czego w niej nie tolerowano, czuła się ludzka, taka sama jak normalni ludzie. I zaczęła robić wszystko, by inni jej człowieczeństwo dostrzegli.
Nieważne jak bezczelne słowa były do niej kierowane, nieważne, że ktoś po raz kolejny utrudnił jej pracę. Chociaż cichy głos z tyłu głowy podpowiadał białowłosej: „to nic nie da", „ludzie jej nie podziękują i nie zaakceptują", posłuszeństwo i akceptowanie wszystkiego z łagodnym uśmiechem uznała za jedyną drogę powrotną do społeczeństwa. Swoją ostatnią szansę na odnalezienie przyjaźni, o której zawsze marzyła, a nigdy nie zaznała. Ostatnią szansę na znalezienie miejsca, które nazwie domem i swoją bezpieczną przystanią.
*Wychyla się zza rogu* Dzień dobry, dzień dobry, z Owcą się witamy i jak mija dzień pytamy.
W przypadku sterowania prosimy o drobne konsultacje, Mistrza Gry prosimy o dowalenie wszystkim, co trzyma w zanadrzu lol
Jeśli idzie o wąteczki to muszę z góry zapowiedzieć, że piszę powoli, ale mam nadzieję, że nikogo to nie zniechęci do zabawy z Lyn, ona tylko chce znaleźć przyjaciół ;w;Ale wrogów też możemy pozbierać.
Art by Marik
Ahoj!
W przypadku sterowania prosimy o drobne konsultacje, Mistrza Gry prosimy o dowalenie wszystkim, co trzyma w zanadrzu lol
Jeśli idzie o wąteczki to muszę z góry zapowiedzieć, że piszę powoli, ale mam nadzieję, że nikogo to nie zniechęci do zabawy z Lyn, ona tylko chce znaleźć przyjaciół ;w;
Art by Marik
Ahoj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz