Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

23.08.2021

I don't want to set the world on fire

Sierpień 14, 1831
Alston,
ty pieprzony sukinsynu, nigdy ci nie ufałem. Ale teraz nie mam innego wyjścia. Nie proszę byś pomógł mi, ale pomóż jej. Pozwól małej na wolność, której ja się wyparłem. — Tilghman
Mae Al
ston.
Spogląda w słońce. Mruży opalone powieki, ściąga rude brewki. Pozwala, by gorąc otaczających ją pustyń pochłonął młode cielsko, zabierając modrookie dziewczę na skraj ludzkiej egzystencji, nad przepaść, przy której stawiała się już nieraz, zawsze jednak dając radę zrobić ten jeden, bezpieczny krok w tył. Nasłuchuje niedalekiego pisku samotnego bielika, skomlenia kojotów, już nie tak samotnych, nie tak śmiałych, by pojedynczo przemierzać zdradliwe tereny krasnych Bezkresów. Zniecierpliwiony grzechotnik chowa brunatne łuski pod niewielkim cieniem unieruchomionego przez głaz biegacza, raz po raz wygrywając swym zwinnym niczym wstążka ogonem wysokie, alarmujące o niebezpieczeństwie dźwięki. I tylko nawoływania, te dobrze jej znane i przyjemnie ciepłe, jednak nieparzące jak powietrze, które wypełniało młode płuca, wybudzają ją z ciężkiego snu upalnego popołudnia. Odwraca wzrok, gruby warkocz przerzuca przez ramię i kiwa leciutko głową. Czas wracać do domu.
Mierzy obce sylwety. Wyłapuje nieznajome twarze, obserwuje reakcje i zachowania, a zimne spojrzenia traktuje niczym zaproszenie, by raz a dobrze mogła ustalić, kto już dawno zrezygnował ze słuchania o ludzkim nieszczęściu, a kto być może, choć okrucieństwo drugiego znała zbyt dobrze, zachował w ostatniej szufladce zgorzkniałego serca jakiekolwiek pokłady faktycznego współczucia. Spogląda w stronę barmana, wąsatego i starego, który nie zdołał jeszcze dostrzec w dziewczęcym licu ostatnich rys niedojrzałości, które sprawnie chowała pod cieniem przydużego kapelusza, po czym pozwala smukłym paluszkom objąć szkło niedomytej szklanki, zaraz przesuwając jej krawędź do młodych, zaróżowionych warg. Alkohol pali niemiłosiernie – Harvey postanowił zapewnić panience odpowiedni trunek dla nieco lepszej wiarygodności – a ona, ukrywając grymas zniesmaczenia w kołnierzu błękitnej koszuli, podnosi się wreszcie z miejsca, ruszając ku jednemu z miejscowych, który dorobił się majątku na nielegalnym pędzeniu księżycówki. Potyka się leciutko, ramię obija o rękę mężczyzny, ustka układają się w ciche przeprosiny. Nikt jeszcze nie wie, że jego sakiewka wylądowała właśnie na dnie skórzanej, należącej do młodziutkiej Mae torby. Uśmiech zdobi piegowatą twarzyczkę, pełną przesadnego samozachwytu, kiedy to kieruje się w stronę wyjścia z saloonu. Czas wracać do domu.
Obserwuje drogę księżyca. Liczne gwiazdy, drobne punkciki pokrywające czarny nieboskłon niby to jedyne źródło światła w cieniach otaczających ją lasów, odbijają się w przeszklonych, modrych źrenicach, gdy siedzi tak w zupełnej ciszy, kolejną noc nie będąc nawet w stanie zmrużyć oka. Nasłuchuje pohukiwań siedzącej na świerku obok sowy, cichych westchnień śpiącego po jej prawicy, maluczkiego Shauna. Pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno sama była w stanie wyzbyć się niepokoju oraz lęków, pozwalając sobie na te kilka, krótkich godzin wytchnienia w towarzystwie przyjemnie ciepłych, pomarańczowych języków ogniska. Nie teraz jednak dana jej była podróż do zony snów słodkich i przebrzydle niewinnych. Nie, kiedy ukryty w najciemniejszych zakamarkach umysłu lęk, zaciskał swe szpony na dziewczęcych płuckach, kiedy łapał za krtań, paraliżując młode cielsko, nie pozwalając na upragniony wdech. Stary, krótki list, dawno już zżółkły i dawno już zmięty, spoczywa między bladymi, kościstymi paluszkami, kiedy raz po raz spogląda na malujące się w dolnym, prawym rogu nazwisko. Młodziuchna Margaret Tilghman nigdy już nie wróci do domu.
one. two. three. four.
Margaret Mae Tilghman / 15 lat, 23.06.1831 / bandytka / Blisstown

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz