Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

14.08.2021

Od Adama

Ostroga błysnęła ponownie, bo zwrócono jej dawny blask i pozwolono cieszyć się łapaniem iskr w swą srebrzystą powłokę. Palec przejechał po jej delikatnym łuku, ku końcowi, gdzie paznokieć zahaczył o gwiazdkę. Tej ramię uciekło, umknęło przed pochwyceniem, jak to gwiazdy miały w swym gwieździstym zwyczaju. Zakręciła się, zadrżała, a właściciel owej westchnął cicho, garbiąc się ciut bardziej, bo dzięki czystym, srebrzystym i pięknie brzmiącym, gdy stukało się nimi o siebie, ostrogom w ostateczności nic nie zyskiwał. Nie miał człowieka po swojej prawicy, który parsknąłby i rzucił pytaniem, na cóż to i po cóż tak się stroi, nie miał nawet cudzego uważnego spojrzenia na własnych plecach czy niezwykle upierdliwych docinków, które zasugerowałyby mężczyźnie, że jednak jakąś drobną, zaschłą plamkę ominął.
Adam Walsh ponownie był sam i, jak przynajmniej podejrzewał, tak miało zostać na dłuższą chwilę. I tak miało być lepiej. I może należało w końcu się do tego przyzwyczaić, zająć się wędrówką, poszukać sensowej roboty. Na pewno znalazłoby się stado, którego należałoby dopilnować czy obronić przed ewentualną grabieżą. Bez trudu zerwałby z tablicy ogłoszeń mniejszej, prześmierdłej stęchlizną dziury przypadkowy list gończy z niezwykle prostym celem poszukiwanym za, załóżmy, kradzież kufla z pierwszego lepszego saloonu. Adam Walsh nie miał zielonego pojęcia po chuj komukolwiek brudne i nadtłuczone szkło, ale przecież nie z takimi przypadkami miał już do czynienia, nie do takich ludzi swą bronią celował – nie zawsze do nich strzelał, ale za spust w odpowiednim momencie pociągnąć też ostatecznie potrafił.
Jednak na wszystkie te propozycje kręcił nosem, odpowiadając tak, jak zawsze. Nie brudzę sobie rąk dla marnych pobudek. I miesiąc temu może jeszcze by w to uwierzył, ale teraz sakiewka z pieniędzmi zrobiła się wyjątkowo lekką, a ewentualnych przyjaciół, którzy poratowaliby go pieniędzmi, w tych okolicach po prostu nie miał – jeżeli gdziekolwiek znalazłby jakichkolwiek. W dodatku wielki Adam Walsh zbyt dumnym był, by kogokolwiek błagać o drobną monetę.
Mężczyzna wyciągnął się na kocu i wziął się za zakładanie ostróg. Należało ruszać dalej, a Krowa, która w rzeczywistości krowę przypominała jedynie w swym umaszczeniu machnęła łbem, niby zmuszając jej właściciela do szybszych, zwinniejszych ruchów, bo stanie w miejscu zaczynało jej się nudzić. Muchy nieustannie atakujące biedny łeb jedynie przyspieszały ten proces.
Krową w rzeczywistości zwany był nie najwyższy, aczkolwiek dobrze zbudowany ogier o karosrokatym umaszczeniu. Teraz, wyjątkowo spokojny jak na siebie, stał przywiązany do pobliskiego, lekko przyschniętego drzewa, które w każdej chwili mogło runąć – czy to pociągnięte przez nagle spłoszonego judziciela, czy to pochylone przez mocniejszy powiew wiatru, choć tego w tamtej chwili było jak na lekarstwo, a okropna duchota jedynie pogłębiała walshową irytację. Ta, nie do końca wiadomo czym spowodowana, z każdą mijającą sekundą oraz każdym wykonanym przez mężczyznę ruchem wydawała się być coraz większą.
Rewolwerowiec przeklnął przed nosem, gdy srebrna ostroga ponownie zablokowała się na obcasie jego buta. Pociągnął więc mocniej.
Ramię pękło. Ułamało się. Odłamek prysnął, dzięki losowi, że nie prosto w jego twarz. Coś zaszeleściło w krzakach po jego prawej, czymś jednak nie był kawałek ostrogi, który leżał teraz na jednym z rogów koca. 
Adam Walsh zerwał się na nogi, pochwycił za broń i wycelował. Szybko i na pewno tam, gdzie lufa powinna była być skierowana.
— Wyjdź i spróbuj tylko coś odpierdolić, a odstrzelę ci stopę. Lub łeb — warknął, gdy drewno rewolweru paliło go w dłonie. — Jeszcze nie zdecydowałem, ale nie stresuj się, decyzje podejmuję wyjątkowo szybko i trafnie.
Połyskujący zielenią wisior znajdujący się w jednym z walshowych tobołków obił się o znajdującą się tuż obok sakwę z wodą. Dar losu, że biżuteria cały czas bezpiecznie spoczywała w objęciach smoczej skóry. Krowa zastrzygł uszami i będąc szczerze zainteresowanym całym tym niespodziewanym zamieszaniem, przestąpił z nogi na nogę w nieskrywanej ekscytacji.
Adamowi Walshowi niezwykle brakowało jego rękawiczek.

ktosiu, wyjdź z krzaczorów

1 komentarz: