Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

22.08.2021

Od Claire

Claire usiadła na siedzisku, pewnie postawiła stopy na pedałach. Naciągnęła mocniej rękawiczki, następnie założyła gogle i ścisnęła mocniej pasek, by na pewno jej nie spadły. Była gotowa. Długie tygodnie spędzone nad projektem, mozolne obliczenia, doświadczenia, aż w końcu budowa prototypu i - pierwszy test. Co prawda jej ludzie usilnie próbowali ją namówić, by za sterami usiadł ktoś inny, żeby ona sama się nie narażała, że maszyna nie jest przecież bezpieczna i tym podobne. Ale Claire wiedziała lepiej. Poza tym - nigdy by sobie nie darowała, gdyby ktoś inny, nie zaś ona, pierwszy w świecie naprawdę wzniósł się w przestworza! Co tam balony i sterowce - jej projekt był inny, lepszy, bardziej innowacyjny! Jeśli zadziała, zrewolucjonizuje cały transport!
Maszyna była gotowa - obite starannie nawoskowanym materiałem skrzydła lśniły w popołudniowym słońcu, złote refleksy tańczyły w metalowych śmigłach. Claire skinęła głową, a jej główny mechanik, Chester, zakręcił korbą w silniku. Zębatki zawirowały, powietrze rozdarł napad kaszlu i rzężenia, czarny dym wylał się z rury wydechowej. Przez fotel przebiegła ta charakterystyczna fala wibracji, gdy silnik zaskoczył. Śmigła ruszyły. Samolot zaczął powoli toczyć się po rampie.
Chester odskoczył, zamachał ręką. Trochę po to, by reszta ekipy odsunęła się na bezpieczną odległość, a trochę do Claire. Kobieta nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi - liczyło się teraz tylko to, co przed nią. A przed nią była sława i uznanie, było zapisanie jej imienia na kartach historii!
Ale najpierw - trzeba było pokonać rampę.
Claire szarpnęła dźwignią, silnik znów kaszlnął, a maszyna przyspieszyła tak, że kobietę wgniotło w fotel. Ale to nie był koniec, to było za mało! Claire przesunęła kolejną dźwignię, i jeszcze następną. Za każdym razem ryk silnika stawał się coraz głośniejszy, pęd powietrza bezlitośnie smagał twarz. Samolot mknął w dół po rampie, nabierając prędkości w zastraszającym tempie, mknął szybciej, niż najszybszy koń czy nawet pociąg.
— Rozbije się, no nie ma opcji! — Chester złapał się za głowę.
Samolot śmignął po wywiniętym końcu rampy, a Claire poczuła, jak poranny posiłek wywija w jej żołądku karkołomne salto. Poczuła jednak jeszcze coś innego.
Nie było już podłoża.
Maszyna mknęła przez przestworza. Odważnie, niczym fantastyczny okręt, zwracała dziób ku bezkresowi błękitu. Chmury zdawały się nagle bliskie, niemal na wyciągnięcie ręki, a spieczona słońcem ziemia uciekała hen daleko.
— To działa! Działa! — krzyknęła Claire, jej głos kompletnie utonął w wyciu wiatru i silnika. Leciała. Tylko to się liczyło.
Ciężka maszyna dygotała, silnik sapał, dyszał, pokasływał. Dygotały też skrzydła, gdy wiatr szarpał materiałem, a śmigła z wysiłkiem cięły powietrze.
— A cóż to takiego? — zapytała samą siebie Claire wyciągając z fałdów skórzanej kurtki jakiś metalowy przedmiot.
Małą śrubkę.
Taką akurat od poszycia samolotu.
Podniosła wzrok, zlokalizowała pusty nawiert i w tym momencie, jakby to wszystko było zaplanowane, od kadłuba oderwał się płat metalu. Zgrzytnęło, gwizdnęło, kawał blachy wyciął fikołka i wpadł w ramiona najbliższego śmigła. Claire bezsilnie obserwowała, jak oba elementy lecą w dół, ku spalonej słońcem ziemi i ostrym trawom.
Ona zaraz miała do nich dołączyć.
Pozbawiony jednego śmigła samolot tracił wysokość, a chmury, które jeszcze przed chwilą wydawały się tak bliskie, oddalały się gwałtownie. Maszyna spuściła nos na kwintę i obrała kurs prosto w dół, ciągnąc za sobą czarną chmurę dymu i spalin.
— Uwagaaaa! — krzyknęła tylko Claire widząc to, czego nie powinno tam być.
Podróżnego.
Na środku pustej drogi.
Patrzącego na nią okrągłymi oczyma.
„No to kaplica” zdążyła tylko pomyśleć.

1 komentarz: