Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

11.10.2021

Od Claire cd. Julesa

Chester przebierał nogami z taką prędkością, że wydawało mu się, że zdoła prześcignąć parowóz. Gnał ile tchu starczyło, ziemia umykała mu spod stóp, kapelusz już dawno gdzieś odleciał i tylko ta czerwona chustka pod szyją powiewała dziko, niczym szarpana wiatrem flaga.
Chester gnał i gnał. Może i przegoniłby parowóz, ale w starciu z samolotem - nie miał szans. Mężczyzna wiedział, że pomysł panienki Claire to samobójstwo - po prostu czuł w kościach, że coś pójdzie nie tak, że coś się posypie, i jeśli ktoś będzie poszkodowany, to właśnie Claire. I teraz, kiedy jego przeczucia stały się rzeczywistością, nie mógł darować sobie, że nie naciskał bardziej, że nie opierał się mocniej i że nie doprowadził do tego, by za sterami tej wrażej maszyny siedział ktokolwiek inny.
Chester pędził, podążając wytrzeszczonymi oczami za tą koszmarnie czarną smugą dymu wyłaniającą się z maszyny. Zakreślającą łuk na nieboskłonie, ostry i kanciasty, niczym niewprawnie pociągnięta węglem kreska. Łuk kończył się niemożliwie daleko, dla Chestera niemalże za horyzontem. Nie zdąży!
Tymczasem Claire zarejestrowała tylko przerażone spojrzenie jakiegoś człowieka na drodze, a potem - gwałtowny wstrząs i kompletna ciemność.
Nie poczuła swądu palącego się paliwa, nie poczuła też z każdą chwilą coraz bardziej rozgrzewającego się metalu kadłuba samolotu. Nie poczuła, jak jakiś nieznajomy wyciąga ją z kabiny pilota, jak niesie te parę długich kroków od samolotu, byle dalej od coraz mocniej rozpalającego się ogniem inferno.
Wisiała, zanurzona w kompletnej ciemności i bezruchu, gdzie nie dochodziły żadne dźwięki ani wrażenia. Było to kompletne i absolutne nic. Idealna, kosmiczna pustka nieistnienia.
I wtedy bystry umysł Claire przypomniał sobie, że coś miała zrobić. Coś ważnego, na co czekała tyle czasu. Iskra świadomości błysnęła w owej ciemności, zgasła, a potem błysnęła znowu - nie wiedząc nawet, że ów migoczący rytm dopasowuje się do biegnących z zewnątrz odgłosów pstryknięcia.
To był pierwszy krok. Przez nieosłonięte goglami powieki przeświecało słońce - padało Claire prosto na twarz, rozganiało ciemność. I był jeszcze głos, dochodzący z oddali, jakby zza grubej szyby, wykrzykiwał jakieś słowa, jednak Claire nie wiedziała, jakie.
Z głębi swojej nieświadomości, zaczęła powoli, powoli, pełznąć ku przytomności. Jej umysł nie znosił próżni, nie znosił ciemności i marazmu, sam podążał za tym, co obie te rzeczy przeganiało.
Samolot.
Coś kliknęło i zaskoczyło, niczym rozpalający się silnik. Claire gwałtownie otworzyła oczy.
Pierwszym, co zobaczyła, był bezkres błękitu nieba - jasny, oślepiający, nieskalany ani jedną chmurką. Na jego tle - czyjaś twarz. Blada, przecięta czarną opaską, okolona lekko wzburzonymi włosami o zapadającej w pamięć barwie. Mężczyzna popatrzył na nią, chwilę chyba mu zajęło by zarejestrować, że Claire już oprzytomniała. Dłuższą chwilę zajęło Claire połączenie wszystkich kropek - choć nie było ich wiele, zadanie niemal ją przerosło. Niemal.
— Panien…
Claire zerwała się do siadu, niemal przyskrzyniła mężczyźnie w nos. Z przerażeniem popatrzyła w bok, jej oczy rozszerzyły się na widok stojącej w ogniu maszyny.
— Mój samolot! — krzyknęła rozpaczliwie, gramoląc się na nogi. Niewiele to dało, te ugięły się pod nią i Claire wylądowała na klęczkach. — Nieee!!!
Wokół nie było niczego, żeby wziąć się za gaszenie, płonące paliwo dokonało reszty dzieła zniszczenia. Od skrzydła oderwała się kolejna część poszycia, a następnie cała konstrukcja zapadła się do wewnątrz w fontannie iskier.
Claire odwróciła się do nieznajomego mężczyzny. Usta wygięte miała w podkówkę, ciemne oczy pełne łez.
— Mój samolocik…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz