Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

25.10.2021

Od Abigail CD. Julesa

Przewróciła oczkami, ale bez pretensji, wręcz przeciwnie, ze śmiałym pierwiastkiem filuterności, pozwalając, by cień uśmiechu wymsknął się na blade lico, tak ślicznie wykrzywiając jej pełne, czerwone ustka w wyraźnym rozbawieniu. Paluszki zastukały o wypukły policzek, ten przyozdobiony niewielką warstewką różowego pudru, gdy ponownie zerknęła w stronę nieznajomego mężczyzny, zaraz po tym, jak nieszczęśliwą pijaczynę zdołała odprowadzić wzrokiem aż po samo wyjście. Westchnęła cichutko, pokiwała głową. W końcu nieraz alkohol okazywał się również wrogiem samej Abigail.
— Ostrzegano? — spytała z wyraźnym zaskoczeniem, może również nutką zadowolenia. Proszę, proszę, w oczach mieszkańców Blisstown była już smutną dziwką, słodką tancereczką, niezrównoważoną pijuską i brzydką złodziejką mężów, ale żeby kiedykolwiek jej się obawiano? Żeby innych przed jej osobą ostrzegano? Tego jeszcze nie grali, podsumowała głucho. — I co takiego o mnie mówili? — Przysunęła się bliżej rudogłowego, całkowicie obróciła w jego stronę, smukłej rączce pozwalając wymsknąć się wprost na męskie kolano. Paluszki zatańczyły na materiale czarnych spodni, śmiało zaczepiając osobę, jak zdążyła się właśnie dowiedzieć, Julesa. W zielonej tęczówce błysnęły iskierki groźnego podekscytowania. — Miło mi — wyszeptała do bladego uszka, dopiero po chwili wracając na swoje miejsce. Czuła na swej sylwecie nieprzychylny wzrok barmana, lecz jego własna, niewypowiedziana opinia zupełnie ją nie interesowała. Robiła zwyczajnie to, co szło jej najlepiej.
Zaróżowione paluszki oplotły zimno szklanki, szybko kolejną porcję trunku podnosząc do kobiecych ustek. Wciąż była za trzeźwa na całe to zamieszania.
— Oczywiście, że bym poradziła. Po prostu… nie chciałam wprowadzać niepotrzebnego zamieszania — usprawiedliwiła się szybciutko, półżartem, wciąż się z mężczyzną przepychając w tej ich słownej, nigdy ustalonej, gierce. Kostki lodu zastukały o ścianki naczynia, Abigail ściągnęła rude brewki. Jakim sposobem saloon na Bezkresach pozwolił sobie na coś tak w tych stronach abstrakcyjnego, jak lód? — Ale dziękuję. Przy mężczyźnie twojego pokroju, nie muszę się chyba niczego obawiać, prawda?
Mimo iż o mężczyznach jego pokroju, opinii najlepszej nie miała. Nie, kiedy już nieraz gościła takich w swym pokoju, kiedy nieraz przychodzili na jej występy, raz zachwycając się nią samą, raz swą własną ignorancją oraz czystą bezczelnością, gdy tak pyszni i pewni siebie, pozwalali sobie sięgnąć tam, gdzie nigdy nie powinni, musnąć ramię, pociągnąć za włosy, twarz siłą przycisnąć do materaca. Tak wiele razy płakała z ich powodu. Z powodu tych, równie podłych, co jej własny, najdroższy Perkins, którego całym swym jestestwem, ogromnie nienawidziła. I mogła dalej się okłamywać, że tym razem będzie inaczej, że nikt jej nie zagrozi. Każdy mężczyzna w tej przeklętej krainie był jednak tak samo, niezwykle zniszczony.
— Więc? Co dalej? — odezwała się po chwili, opierając odkryte łokcie o wystrzępioną powierzchnię drewnianego blatu. Kobiecy podbródek wylądował na wierzchu otwartej dłoni, prawa stópka kiwała się w rytm tylko sobie znanej piosenki. — Bohatersko ratujesz damę z opresji, stawiasz jej drinka, jak na dżentelmena przystało i… No właśnie, i.
Pozwoliła sobie na chwilę przerwy, westchnęła.
— Cieszę się, że mogliśmy się spotkać — zielone ślepka raz jeszcze zerknęły w stronę pozostałych klientów saloonu — w tak niezwykle renomowanym miejscu, ale chyba czas na nas, nie uważasz? O całej reszcie powinniśmy porozmawiać w nieco ustronniejszym miejscu. — Chyżo podniosła się z miejsca, poprawiła materiał prostej, błękitnej sukienki, po czym zbliżyła się niespodziewanie do Julesa, przysuwając swą twarzyczkę do tej jego, wygodnie układając blade rączki na męskich, smukłych ramionach. Uśmiechnęła się frywolnie, wciąż jednak z wymaganą od damy gracją. — Tylko ty i ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz