Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

1.12.2021

Od Ezry cd. Aliana

Dwie pary szorstkich palców ujęły dwa końce sponiewieranego, trzymającego w ryzach paczkę sznurka i, zanim adresat włożył w to jakikolwiek wysiłek, węzeł z niejaką łatwością został rozplątany. Ezra Walroth pozbawił przesyłkę zbędnego papieru (co by nie mówić — najtańszego, ponieważ dostawca lubował się chodzenia po linii najmniejszego oporu i nie narażał na zbyteczne koszta), który prędko znalazł swoje miejsce w śmietniku i z dumą zaprezentował światu — trzem kotkom z kurzu i potworowi z sypialnianej szafy — pudełko pełne pozłacanych cygar. W rzeczywistości tytoń nie miał w sobie nic ze złota — ba, „pozłacany” samo w sobie zdawało się znacznym przesadzeniem — ponieważ jedyne, co w oczach biednego sprzedawcy podnosiło jego wartość, był fakt, iż towar ten był towarem eksportowanym znacznie bardziej, niżeli wszystkie dotąd — jeśli tylko dało się być eksportowanym bardziej lub mniej. W każdym razie cygara pochodziły zza morza, toteż Ezra przyglądał im się, niby matka zabrudzonemu we krwi i mazi noworodkowi. Z pokrzepiającym uśmiechem przedziurawił wieczko i rozerwał je wystarczająco, żeby umożliwić potencjalnym klientom sięganie po pożądany w Blisstown towar. Saikhatevl — jak za oceanem nań wołano — były sprzedawane w paczkach liczących dziesięć sztuk, toteż Walroth, coby nie zapłacić wielokrotności kwoty zamówienia, zmuszony był ściągnąć ich dwadzieścia, nie skazując się tym samym na straty o równowartości ceny jego prawej, zdrowszej nerki. Pozostałe dziewiętnaście przesyłek schował skrzętnie pod strzechą, przykrywszy stertę starą, zabrudzoną szmatą i pękniętą doniczką. Tym sposobem chciał zmusić potencjalnego złodzieja do dwukrotnego przemyślenia tego, czy aby na pewno zamierza ryzykować stłuczeniem doniczki z pomocą jednego chwytu.
— Nie dotykaj, Hosea — zbeształ okolicznego powsinogę, gdy ten zajrzał do niego, jak zwykł robić w każde wtorkowe, czwartkowe i piątkowe popołudnie. I środowe zresztą też. Tamten dzień był poniedziałkiem, więc odwiedzał go także poniedziałkami. Hosea był wierny jak stary pies i cuchniał równie mocno.
— Przepraszam, przepraszam. — Uniósł chude ramiona w obronnym geście, odwracając zawadiacki wzrok. — Zapomniałem o tej chorobie przenoszoną przez dotyk. Sam wiesz, tą, którą mnie zaraziłeś.
Walroth przewrócił oczami i skierował pełne troski spojrzenie ku beżowemu pudełku z kwiecistymi zdobieniami po bokach. Hosea i jego zabrudzone od błota dłonie zamierzał trzymać od cygar jak najdalej.
— Myślałeś kiedyś nad tym, jak te głupie cygara niszczą ludzi, Ezra? Ezro? Pani Walroth? — Wykrzywił zniekształconą od licznych zmarszczek twarz. Hosea był jednym z przyjaciół Ezry, którzy dowcipy o kobietach uważali za szczyt komedii, stąd też skłonność do zwracania się do Walrotha niby do pani. — Wszyscy, których znam, i którzy palą te szatańskie skręty, prędzej czy później tracą rozum, pracę, ludzkie… ludzkie wnętrze, ludzkie piękno, głębię, Ezra, głębię! Jestem przerażony tym, dokąd zmierza świat. Och, Aberam, Aberam, i na co ci to było, no na co, mój najprzystojniejszy i najserdeczniejszy przyjacielu?
— Mam gdzie mieszkać, Horsea.
— Co to za osiągnięcie, głupku?
— Najwyraźniej spore, bo ty śpisz pod kartonami.
— Materialiści! Jedyny, patrzysz i nie grzmisz! — Wyrzucił ręce w powietrze. — Wiesz, co ci powiem, moja zachęto do pobudek i suszenia kartonów po każdej ulewie? Pierdol się, tyle ci powiem! Tak, Ezra, rucham ci starą.
Ezra uniósł brew znad czytanej gazety, nie odrywając od niej wzroku. Prasa okazała się niezwykle interesująca gdzieś w połowie monologu Hosei.
— No dobrze, dobrze, w porządku, przesadziłem, nie pieprzę się z truchłem, za zimne, jak na moje. Tak czy inaczej, masz się pierdolić, ty i twoje luksusy. I cygara zza wody. Walroth! — wymamrotał Hosea w desperackiej próbie zwrócenia na siebie uwagi, tylko po to, żeby Walroth zamruczał w odpowiedzi. — Powiem ci… powiem ci tak — nie wierzę w wodę! Nie wierzę w te twoje morza, bo nigdy ich nie widziałem. Tak naprawdę sprowadzasz te cygara z… z… niech cię szlag trafi, Ezra. Opuszczam to domostwo.
W czterech ścianach sklepu z cygarami zapanowała zwyczajowa cisza, ledwo Hosea zdążył zacząć i zakończyć kolejny wywód, wystarczająco nieistotny, żeby Ezra słuchał go ledwie jednym uchem. Drzwi zamknęły się z hukiem i nie musiało minąć pięć minut, żeby otworzyły się na powrót.
— Wyjmę drzwi z nawiasów. Otwieranie ich i zamykanie pięć razy dziennie musi być męczące, Ho-... — Uniósł głowę, spodziewając się, że spojrzeniem napotka rozjuszony wzrok posiwiałego brodacza. Widząc czającego się w progu młodziaka, na dodatek wcale nie tak siwego, złożył wpół gazetę i wstał z krzesła, prostując zastałe stawy. Zacisnął usta i popatrzył na niego z niemą prośbą pośpiechu.
Chłopak nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat, a mimo to zdawał się równie speszony, co dziecko posłane do szkoły po raz pierwszy. Niepewność ustąpiła wraz z momentem zbliżenia się do lady i odtąd chłoptaś, wydawało się, że tak mocno, co sam Ezra, pragnął załatwić swoje sprawy i czym prędzej zniknąć, nie marnując czasu na uprzejmości.
Przyszedł odebrać zamówienie Leony Bellett. Syn, być może siostrzeniec albo bratanek, przeszło przez myśl Walrotha. Wspomnienie śpiewaczki rozlało się ciepłem w sercu Ezry — mimowolnie, ponieważ jedynie w jego głębi przyznawał, że Leona była jedną z nielicznych kobiet, której ośmielał się poświęcać więcej uwagi niżeli jakiejkolwiek innej, z odpowiednią dozą rezerwy, co jasne. Obrócił się więc, po omacku odszukał odłożoną specjalnie paczuszkę zawiniętą w ozdobny papier upstrzony kropkami — najładniejszy, jaki Abraham był w stanie znaleźć przy okazji przygotowywania przesyłki adresowanej do swojej siostry — i postawił na ladzie, podsuwając ją blisko do klienta. Chłopak napiął się jak struna, ale zdołał wydusić słowa podziękowania. Pospiesznie obrócił się, coby, jak Ezra się spodziewał, z niejaką ulgą wypaść na zewnątrz.
Poniedziałkowe popołudnia były naprawdę nużące, a Hosea zostawił u Walrotha swój rewolwer. Ezra nie był specjalistą od broni i nie wiedział do końca, jak ją obsługiwać, ale poradził sobie z przeładowaniem jej i wymierzeniem w przeciwległą ścianę, na metr od chłopięcej głowy. Leona Junior zatrzymał się z trwogą.
— Chłopcze, jesteś niemal równie wysoki, co ja, znalazłbyś w sobie trochę odwagi. Ten rewolwer jest starszy od ciebie i prawdopodobnie kula zmieniłaby trajektorię, ostatecznie trafiając gdzieś… — przesunął rękę o parę metrów — ...tam. Zostaw te cygara, są specjalne i nie widzi mi się, żeby ktoś poza twoją matką, ciotką, babką, kuzynką, czy kimkolwiek Bellett dla ciebie jest, rżnął mnie na kasę tak, jak robi to ona. Podejdź tu, proszę, opróżnij swoje kieszenie i wybierz sobie cokolwiek innego, co nie kosztuje mnie ani czasu, ani nerwów. Jeśli nie będziesz oponował, nie powiem twojej matce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz