Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

12.12.2021

Od Dennis cd. Ruby

— J-ja? — zająknęła się, a jej oczy otworzyły się jeszcze nieco szerzej. — Ale, Ruby, nie jestem pewna, czy to w ogóle dobry pomysł, żeby się w to mieszać… Przecież…
Dennis chciała powiedzieć coś jeszcze. Zarzucić swoją rozmówczynię całą litanią na temat tego, że mieszanie się w takie sprawy nie może skończyć się dobrze, a mogą jedynie narobić sobie więcej problemów. Sytuacja dla wielu była już wystarczająco trudna i dla nich też mogła się zaraz taka stać, o ile już się nie stała – ostatecznie przecież podczas ich nieobecności wiele mogło się wydarzyć.
Wystarczyło jednak jedno spojrzenie Ruby McConnell, żeby Hoover zamknęła usta i nie powiedziała już ani słowa jakiegokolwiek sprzeciwu. Tym bardziej, że ona naprawdę chciała pomóc – po prostu nie wiedziała, jak mogłaby to zrobić, a ranczerka podała dokładne instrukcje. W związku z tym Dennis nie zostało już wtedy nic innego, jak uważnie się ich trzymać, nawet jeśli nadal ani trochę nie wierzyła w jakąkolwiek moc sprawczą jej własnych dłoni.
Ruby miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że wiele osób jej słuchało, nawet jeśli nie chciało. Niezależnie od tego, czy ktoś ją lubił czy nie, czy ktoś nią gardził czy szanował, wiele osób z Jackburga i okolic ulegało surowości spojrzenia Ruby McConnell, jej apodyktycznemu tonowi głosu oraz pewnej siebie postawie.
Było to coś, co Dennis bezsprzecznie podziwiała.
W związku z tym umówiły się, że jeszcze tego samego dnia, późnym popołudniem, spotkają się z Toddem Tonkinem. Tym samym, który siedział obok młodej Hoover na obradach z szeryfem i zdecydowanie zbyt głośno poinformował zgromadzonych, że na jego farmie padło aż sześć krów, co w oczach dziewczyny stanowiło niewyobrażalną stratę.
Pierwszym co zrobiła, kiedy już wróciła do domu, było zajrzenie do Klotyldy i Róży, czy oby na pewno wszystko u nich w porządku, ale obie krasule były w świetnych humorach. Nie wyglądały, jakby miały zaraz paść, co chwilowo uspokoiło Dennis. Niestety – tylko chwilowo, bo regularnie, co godzinę, rzucała na nie okiem, mając ten strach z tyłu głowy. Wizyty u krów jedynie utwierdzały ją to w tym, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale ostrożności nigdy nie za wiele. Zrobiła to nawet wtedy, gdy już miała wyjeżdżać. Nie chciała się spóźnić na spotkanie z Ruby, ale przecież zajmowało jej to tylko chwilkę, a mogło przecież wiele zmienić…
Oczywiście – nie zmieniło, więc ruszyła w drogę z niewielką ulgą, za którą nadal krył się niepokój związany z tym wszystkim. Miała jeszcze mnóstwo pracy na farmie, ale zakasała rękawy, mając na uwadze, że ojciec wróci pewnie późno i do tej pory ze wszystkim zdąży się uporać.
Todd Tonkin był wysokim i opalonym nałogowym palaczem, a Dennis naprawdę rzadko widywała go bez papierosa w ustach. Powierzchowność miał dość nieprzyjemną, ale z jakiegoś powodu miał wokół siebie grono wieloletnich przyjaciół, młodą żonę o wdzięcznym imieniu Mary oraz gromadkę dzieci. Najstarsze z nich, na oko może dziesięcioletnie, było pierwszą osobą, która przywitała Dennis i Ruby na ziemi Tonkinów. Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko, ukazując brak prawej jedynki, po czym pognała po ojca, który kręcił się gdzieś obok niemalże całkowicie opróżnionej obory.
Nietrudno było zauważyć, że Todd nie był zbyt zadowolony z ich wizyty, jednak starał się być miły, nawet jeśli przychodziło mu to z trudem. Myślami nadal był gdzieś koło rachunków, jak wiele strat przyniesie mu ta cholerna zaraza i ile czasu zajmie mu odbudowa dawnego stanu rzeczy.
— O co chodzi? — mruknął.
— Nie chcemy panu przeszkadzać, panie Tonkin — zaczęła Dennis, chcąc wytłumaczyć powód tej niespodziewanej wizyty. — Dałby pan radę poświęcić nam małą chwilkę na rozmowę? Bo ja i Ruby bardzo przejęłyśmy się tym, co się ostatnio dzieje, to znaczy, tym, o czym mówił dzisiaj szeryf, i wspomniał pan, że to już się u pana wydarzyło, więc byłybyśmy wdzięczne, jakby pan nam rzekł nieco o tym, co się dokładnie stało. Pana pomoc by była nieoceniona, panie Tonkin.
Mężczyzna milczał przez krótką chwilę.
— Pani McConnell, panno Hoover — westchnął, nadal marszcząc brwi. — Jeno dwie sztuki mi zostały, a miałem aż osiem. Nie mam czasu na pogaduchy. Jak macie pytanie, odpowiem, ale nic innego, bo mam mnóstwo roboty.
— Jeju… Aż nie wiem, od czego zacząć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz