— Dobrze, to jeszcze raz... — Thomas westchnął cicho nie odrywając wzroku od majaczących się w oddali zarysów jego rodzinnego gospodarstwa, a jego dłonie zacisnęły się na lejcach. — Stara Rita podstawiła ci nogę, przez co wylałaś piwo na jej męża podczas ich bardzo ważnej kolacji.
— Tak. — Stara, połatana płachta, pod którą siedziała skulona Jocelyn poruszyła się, kiedy dziewczyna skinęła głową.
— A kiedy przyniosłaś ścierkę, by wszystko powycierać, zabrała ci ją i sama zaczęła wycierać koszulę Hansa. Przy okazji urwała mu guzik od koszuli, bo była zbyt zajęta darciem się na ciebie.
— Tak i zwaliła, że to ja go urwałam i zjadłam, bo jestem głupią i wszystkożerną kozą. — Materiał, pod którym siedziała młoda Rockbell zagłuszył jej ciche prychnięcie, którego nie zdołała pohamować i dziewczyna zasłoniła usta dłonią. Gdyby to był ktokolwiek inny, już dostałaby po głowie.
— A guzik leżał pod stołem? — Jej rozmówca odezwał się dopiero po chwili, gdyby mogła zobaczyć jego twarz, z pewnością nie przeoczyłaby zaciśniętych w niezadowoleniu warg.
— Yhym. Chciałam jej go podać i zaproponować, że go przyszyję.
— Yhym. Chciałam jej go podać i zaproponować, że go przyszyję.
— Ale wtedy uderzyła cię szmatą, bo podeszłaś zbyt blisko.
Białowłosa położyła po sobie uszy, odruchowo dotknęła dłonią lekko zsiniałego policzka i ponownie skinęła głową, chociaż wiedziała, że siedzący tyłem do niej Thomas tego nie zauważy. Chociaż igła i nić należały do rzeczy niezwykle lekkich, wyraźnie czuła ich ciężar w małej kieszonce kremowej sukienki, którą miała na sobie.
— Odbiorę tę ciszę za tak. — Mężczyzna pospieszył konie i odwrócił na chwilę głowę, by zerknąć na Lyn. — I dlatego John uznał, że najlepiej będzie, jeśli na kilka dni znikniesz z miasta.
— Rita zrobiła taką awanturę, że po drugiej stronie ulicy wszyscy to słyszeli i niektórzy klienci się do niej dołączyli, więc nie widzieliśmy innej opcji. — Dziewczyna odruchowo przeczesała dłonią długie, puszyste włosy. Jeśli dobrze pamiętała, jak ostatnio przyglądała im się w lustrze, sięgały jej już nieco poniżej pasa. — Oficjalnie siedzę w piwnicy i zostanę wypuszczona dopiero w dniu strzyżenia. To chyba za jakieś dwa tygodnie będzie.
— I o przygarnięcie cię poproszono mnie, bo?
— Jesteś naszym najlepszym i najbardziej zaufanym dostawcą. — Jasnowłosa uśmiechnęła się pod nosem i oparła podbródek na kolanach. — I.. cytując, twoja matka jest praktycznie ślepa, więc nie zauważy, że jestem mutantem.
— Udam, że nie słyszałem tego o matce. — Mężczyzna parsknął, co rozluźniło nieco atmosferę. — Możesz już wyjść spod tej płachty, zaraz będziemy na miejscu.
Jocelyn posłusznie zwaliła materiał z głowy i odetchnęła świeższym, chociaż dalej parnym powietrzem. Z cichym pomrukiem przeciągnęła obolałe od siedzenia w skulonej pozycji nogi i ręce, po czym odwróciła się, by móc spojrzeć na majaczące się w oddali znajome, małe rancho rodziny Davis. Dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się, w końcu ostatni raz była tam mając... 17 lat? Czy 18? Nie pamiętała. Jedyne, co ostało się w jej pamięci, to omówione dawno temu zasady, jak unikać ujawnienia matce Thomasa, starszej, niemal całkowicie ślepej, ale pełnej werwy kobiecie, że to urocze dziewczę, z którym rozmawia, jest mutantem.
Ciekawe czy w ogóle ją pamiętała. Jocelyn przechyliła lekko głowę, nie odrywając wzroku od domostwa. Cóż, tak czy nie, wiedziała, że tutaj będzie mogła przez jakiś czas spać nieco spokojniej.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz