Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

2.12.2021

Od Vasi cd. Nathaniela

Vasily przywykł do przeszywającego zimna. Wychowywał się w kraju, gdzie zimy zwykle były mroźne, a śnieg nieraz sięgał po kolana. Przypominał sobie lepienie bałwana i wyczekiwanie na pierwszą gwiazdkę, by w końcu móc rozpocząć skromną wieczerzę wigilijną po zabawie na śniegu od której piekły policzki. Nigdy nie opuszczał ojczyzny, więc nie znał innych warunków.

Podobnie obce było dla niego tworzenie trwałych relacji, wchodzenie w związki czy spełnianie marzeń. Gdy był młodszy pragnął dla siebie innego życia. Chciał rozwijać swoje pasje, zarabiać na talencie artystycznym, ale wychowująca go babcia nie miała funduszy na finansowanie nauczycieli ani kosztownych przyborów. Później został zaciągnięty do armii, wbrew sobie przelewając krew wrogów kraju.

Kiedy został snajperem, kazano mu się nie wahać. Nauczył się więc beznamiętnie celować do oddalonych celów i pociągać za spust, odbierając tym samym życie. Nie zastanawiał się kim byli ci ludzie, czy mieli rodziny, dzieci, kogokolwiek kto by po nich zapłakał. Wolał nie dręczyć tym swojej psychiki, a może wolał myśleć, że wypełniał polecenia kogoś z góry, by zagłuszyć poczucie winy.

Kiedy kazano mu rzucić się w pogoń za poszukiwanym niebezpiecznym wrogiem ruszył z bronią w ręku w gęsty las. Gałęzie drzew uginały się pod ciężarem białego puchu, który nieustannie padał z nieba. Warunki były trudne, palce zaciśnięte na karabinie kostniały z zimna mimo rękawic, a na rzęsach tworzyła się pierzyna ze śnieżynek. Co jakiś czas wsuwał sobie do ust trochę śniegu, by zamaskować tym chmury tworzące się pod wpływem gorącego oddechu, by nie zdradzić swojej pozycji.

Nie miał pojęcia jak długo czuwał na mrozie, ale wystarczył moment by zostać postrzelonym. Opuścił azyl, co okazało się złą decyzją, która w konsekwencji mogła spędzić go do grobu. Na jego twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia. Ból pojawił się dopiero po chwili, kiedy padł jak długi w zaspę. Krew, którą się krztusił brudziła mu zmasakrowaną twarz, długi wojskowy płaszcz i puch znajdujący się wokół. Przekręcenie się na bok wymagało od niego niemal nieludzkiego wysiłku. Czuł jak mięśnie drżą już nie tylko pod wpływem wychłodzenia, ale zmęczenia.

Widok przed oczami z każdą chwilą stawał się coraz bardziej niewyraźnym. Starał się zachowywać przytomność, ale po chwili i tak ją stracił. Ostatnie co miał przed oczami to twarz tego, który przestrzelił mu policzki, jego ciemne nieruchome spojrzenie i czarny kosmyk szarpany przez powiew zimnego wiatru. Później wszystko poczerniało, rozpłynęło się i zniknęło. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się ta niepokojąca myśl, że może to koniec.

W końcu jednak obudził się, ku nawet swojemu zdziwieniu. Otworzył gwałtownie oczy, ale szybko zacisnął je z powrotem, oślepiony promieniami słońca przedzierającymi się przez korony drzew. Chciał się podnieść, ale ból przyprawił go o zawroty głowy. Powoli położył się z powrotem na miejsce. Był zdezorientowany, bo nie pamiętał co działo się z nim po postrzale. Rozejrzał się, starając ustalić jak długo mógł być nieprzytomny i jak daleko znajdował się od miejsca w którym doszło do wydarzeń, które już na zawsze miały pozostawić po sobie ślad na jego twarzy.

Najpierw dostrzegł karą klacz, która zastrzygła uchem przez to, że się poruszył. Później zwrócił uwagę na mężczyznę w siodle. W pierwszym odruchu chciał złapać za karabin, który zwykle miał pod ręką, ale tym razem było inaczej. Mruknął coś, poszukując wzrokiem swojej broni. Uspokoił się, gdy zobaczył, że jest oparta o pobliskie drzewo.

Był zaskoczony i zmieszany tym, że nieznajomy zdecydował mu się pomóc. Najwyraźniej oddał mu jedyny koc jaki posiadał, a na dodatek starał się jakoś zaopatrzyć rany, jakich doznał. Taka bezinteresowność wobec żołnierza, których podróżnicy raczej nie darzyli sympatią, wydawała mu się codzienna, a tym samym zastanawiająca. Nie czuł niepokoju, bo przecież gdyby mężczyzna chciał mu wyrządzić krzywdę, miał do tego idealną okazję, kiedy Vasily był nieprzytomny.

Zamrugał, widząc, że jasnowłosy najwyraźniej się obudził. Tym razem Vasia wyciągnął wnioski i postarał się dźwignąć do siedzącej pozycji mniej raptownie. Dotknął bandaży, które zasłaniały mu teraz większość twarzy. Wydawały się starannie owinięte wokół rany. Może jednak dopisywało mu szczęście, skoro nie tylko przeżył taki uraz, ale trafił jeszcze na medyka, który zdecydował się mu pomóc.

Chciał mu podziękować i spytać o to, gdzie się dokładnie znajdują, ale z opuchniętych ust wydobył się tylko niski, niezrozumiały pomruk. Wyciągnął więc rękę w stronę torby, którą miał przy sobie zeszłej nocy, by móc wyciągnąć z niej nieduży szkicownik wraz z przymocowanym do niego ołówkiem. Kilka luźnych kartek wypadło na koc, którym był okryty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz