Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

5.04.2022

Od Nathaniela CD. Stanleya

Czasami świat stawia cię naprzeciwko wyzwań, które ciężko przekroczyć jednym porządnym krokiem jak ma się często w zwyczaju. Jedno rozwiązanie nie wystarcza i trzeba się nagłowić jak rozegrać całą akcję tak aby nie zabić, siebie, nikogo innego i przy tym tego innego nie zabić samemu. Przed taką właśnie ścianą stanął Nathaniel. Uparty, stary mężczyzna przed nim zachowywał się jakby jego prosty umysł wiedział znacznie więcej o medycynie niż doświadczony od wielu lat lekarz. Hah. Cóż za nieprzyjemne zrządzenie losu, kiedy pacjent który ledwo stoi na nogach i zapewne widzi na oczy z bólu, kłóci się z tobą że z nim wszystko w porządku i jakoś sam dojdzie do domu. Że ma „lekarzyna” się odczepić od pacjenta, bo pacjent wie lepiej, choć pacjent pewnie zdechłby w lesie po spotkaniu z niedźwiedziem.
Jakby się tak zastanowić w sumie to może by i przeżył. Parę dni, aż by go ten niedźwiedź nie znalazł znowu i nie zżarł słabego od zakażeń czy innego gówna. Ale nie. Pacjent wie lepiej. Pacjent będzie się kłócił!
—życie Ci nie miłe? Nie można poleżeć dwa dni! Dwa dni bez ruchu pod drzewem przy ogniu. Człowieku, padniesz po dwóch krokach. — Nathaniel zawył w końcu. Czy do tego zakutego łba tak ciężko było przemówić. Blondyn nie wiedział ile lat był młodszy, ani ilu ludzi spotkał, ale tak upartego osła to jeszcze nie widział. A nawet osły jakie minął były bardziej kooperatywne niż ten facet.
—Nie... — i nie skończył swojego genialnego argumentu gdyż ich uwagę zwróciło szeleszczenie. Oboje skupili swoją uwagę całkowicie na tym fakcie. Zapewne z dwóch różnych powodów. Kara klacz parsknęła gdzieś w tle, posyłając jedynie cały przemarsz ciarek po plecach blond doktorka. Cóż bowiem mogło się kryć w osłoniętych liśćmi gęstwinie? Otóż wszystko, włącznie z nadchodzącą ich, możliwą, śmiercią. Chociaż Nathaniel może zdążyłby dosiąść konia w największym popłochu porzucając nieszczęsnego, aczkolwiek zapewne znacznie bardziej ogarniętego, faceta w tle. Cóż. Byłby to tylko jedna więcej skaza na tle każdej kropli krwi jaka spłynęła mu po rękach. Czy to z winy choroby, czy ta należąca do niego samego, kiedy delikatna jeszcze skóra napotykała się na kamienie. Kto wie. Może niewiele by to znaczyło dla jego dobrego serca, gdyby to nie było takie... dobroduszne. Po co mu było więc w ogóle zatrzymywać się przy tym upartym, głupim... nie ważne. Ważne było jak jego serce powoli przystanęło swojej szarży kiedy spomiędzy liści wyłoniła się ludzka głowa. Mała ludzka głowa pragnę dodać. Za zaraz za nią następna.
Dwójka dzieci, jak gdyby nigdy nic wkroczyła na tą jakże przytulną polankę, skrytą w cieniu drzew i powoli schodzącego ze swojego tronu słońca. Blondyn zamrugał dwa razy i odetchnął może odrobinę za głośno, gdyż zdało mu się że echo odbiło mu ten prosty dźwięk tysiące razy w głowie.
zaraz potem „pacjent” splunął głośno przez własne ramię. Błękitne oczy medyka powoli zaczynały blednąć w poddaniu się. Cóż. Na niektórych nie ma lekarstwa.
Minęła chwila ciszy. Godziła ona może trochę w uszy, ale Nathowi zupełnie nie przeszkadzała. Była wręcz na rękę, gdyż nie za bardzo wiedział skąd te dzieciaki się tu wzięły. Chociaż przyznać trzeba było, że strachu przed tym napakowanym i opatrzonym facetem jakiegoś zbyt mocnego to nie miały. Podobnie jak przed chuderlawym medykiem, bo w końcu jedno z nich podeszło dwa kroki bliżej zaglądając na niego z ciekawością... czy może oceniając jak dobrać się do jego kości? Kto to wie. Ludzie tej Krainy czasem byli nieprzewidywalni.
—Jestem.. — zaczęła. Nieco kultury jakby przemówiło przez to młode serce.
—Zamknij się. — ale nie skończyła. Oczywiście. Kultury za grosz, a uparty jak diabeł.
—Nie spoufalaj się z jegomościem, szturchać go zacznij. — No jakby mu jednego niekulturalnego poobijanego worka treningowego niedźwiedzi brakowało. I dzieci nastawiał przeciw niemu. Czy sens był jeszcze trzymać się tu i czy może już nie zgłupiał w tym lesie? To o to. To było bardzo dobre pytanie dla jego biednej świadomości zgubionej we własnym istnieniu.
—O nic się wujku nie martw! — dziewczynka, wnioskując z głosu, wydobyła prawie jak znikąd nóż. Nóż? Kto wie. Na pewno nie medyk, który najwięcej co umiał to strzelać z łuku, szyć igłą i płynnie władać sarkazmem. Jednak ostrze błysnęło wesoło w świetle promieni tańczących na wietrze.
—Oh jak miło... Rodzina wariatów. — wywnioskował, a że jego słowa w milczeniu poniósł wiatr, nikt ich nie dosłyszał.

A gdzieś w oddali jedynie słyszeć się dało pomruk, jakby coś wielkiego zirytowane żaliło się bogom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz