Pulsujący ból głowy nie pomagał, nawet jeżeli był już trzeźwy, na zdrową ocenę tego co się dzieje. Niby wiedział, słyszał, rozumiał, ale po chwili wypuszczał w niepamięć. Słysząc jakże trafny komentarz Rosjanina sprawił że zmarszczył swoją twarz jeszcze bardziej, a podczas tego przygarnął dodatkowy materiał, który zapewniałby mu więcej ciepła. Nie był wdzięczny, raczej uznawał to za coś oczywistego. Owinął się jeszcze szczelniej i odwrócił na drugi bok, obserwując jak drugi mężczyzna się rusza, zbierając coraz to więcej ofiar poprzedniej nocy. Położył się płasko na plecach i przewrócił… okiem. Niczego nigdy nie żałował, ale w tym momencie… Miał złe przeczucia. Strzelanie do losowych niewinnych ludzi, pakowanie kulek między oczy (albo palcy w oczy, taka opcja też istniała) czy machaniem przeróżnymi, niezbyt bezpiecznymi i moralnymi rzeczami nigdy go nie martwiło, nie, skądże, ale obecność Ruska, obok którego pozwolił sobie na to… co się stało? Martwiło. Prychnął pod nosem i postanowił także ruszyć swoje dupsko, przeklinając jak szewc pod nosem. Nigdy do tego się nie przyzwyczai – zwłaszcza gdy świat dookoła wyglądał jakby chciał mu śliwę nabić.
Do domku wpadło świeże powietrze którym można było oddychać. Ogata miał ubrane już spodnie i sięgał po koszulę, gdy wziął głębszy oddech. Zerknął ponownie na towarzyszącego mu, również dezertera, który to był jakże zainteresowany światem zewnętrznym na który patrzył w tej chwili.
Nie odezwał się, mieląc w głowie wcześniejsze wydarzenia i szukając momentu w którym się stoczył, nie, w którym popełnił błąd, w którym przesadził. Błąd popełnił… znacznie wcześniej. Stając się zbyt nieostrożnym. Pozwalając sobie na zostawianie śladów, nie dbając o rany, a potem wyszło że się schlał jak ostatni rasowy pijak. Nie mówiąc już o… innych substancjach i doświadczeniach. Jasna cholera. Zdusił ziewnięcie i zerknął na szafkę nocną, już bardziej trzeźwy niż wcześniej. To co zobaczył… Mrugnął parę razy, ignorując nieproszonego od wczoraj towarzysza, niegdyś wroga, sięgając po szkicownik i przypatrując się postaci. Czy to on? Prychnął, gotowy żeby wyrwać kartkę i wyrzucić do ognia, zbulwersowany wizerunkiem siebie jako coś innego niż… No właśnie, co? Wstrzymał się jednak po dwóch centymetrach, czując się podobnie tak, jak kiedyś.
— W cholerę ze wszystkim — wymamrotał wstając, a koszula zafalowała wraz z jego ruchem. Podszedł do Vasyi i wcisnął mu jego własny przedmiot w ręce, agresywnie się garbiąc i odwracając wzrok, odchodząc na parę metrów.
— My żadnych planów nie mamy. Zabierasz swoje manatki i spadasz, póki nie mam rąk na karabinie. Zobaczę cię raz jeszcze to tym razem szczęścia mieć nie będziesz i faktycznie będziesz zimny i martwy. Rozumiesz? — oziębły i głęboki ton głosu wydobywał się z jego gardła kiedy ten szturchnął palenisko i zajął się ubieraniem reszty odzienia. Nie odwrócił się do niego, bo po co? A tak przynajmniej sobie wmawiał, utrzymując twarz w spiętej mimice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz