Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

14.01.2022

Od Aliana CD. Ezry

    Brunet postarał się przyjąć postawę, która nie zdradzałaby aż tak jego niepewności, ale mógł się tylko domyślić, że wyglądał, jakby srał pod siebie. Tak czy siak postanowił cicho parsknąć na rozluźnienie sytuacji i obrócił się powoli unosząc ręce ku górze ni to w geście obronnym.
— Pan wyluzuje. Ja sprawdzałem tylko Pana czujność. — Jedną rękę opuścił, żeby wyciągnąć z kieszeni cygara. — Muszę przyznać, że matka wie z jakich usług korzysta. Nic dziwnego, że tak Pana chwaliła. — Uniósł kącik ust podchodząc do lady, żeby odłożyć na niej skradzione przedmioty.
    Kłamstwo nie było czymś dobrym, ale w takim świecie było czymś niezbędnym do przetrwania. Alian rzecz jasna ani słowa nie usłyszał o mężczyźnie znajdującym się naprzeciwko. Nie wiedział nawet jak mu na imię albo ile ma lat, ale wyglądał na kogoś w okolicach matki, więc wspomnienie o paru miłych słówkach z jej ust, mogło zrobić swoje. Ludzie nie są tacy trudni w obsłudze. Wystarczy, że ktoś wyrazi nimi zainteresowanie lub dowiedzą się, że się o nich dobrze prawi to zmiękną im serca. W tym przypadku było to dla Aliana kołem ratunkowym, a ten łapał się w swoim życiu każdego jakie tylko mu rzucono.
— Ja podziękuję jednak Pana propozycji. Nie powinienem palić. — Każdy, kto pali nie powinien tego robić, więc żadna to była wymówka. — Sam odradzam matce, bo przecież w jej zawodzie nie wypada, ale wie Pan jak to jest z kobietami. Tak czy siak zrobią swoje — dodał ze śmiechem i nie odwracając się plecami do mężczyzny, zaczął wycofywać się do drzwi.
    Wciąż czuł na sobie jego obojętny wzrok i choć nie miał już wycelowanej w siebie broni to i tak czuł lekkie zagrożenie. Alian był mało ufnym chłopakiem i bardzo dużo rozmyślał, co przeważnie prowadziło go do zguby. Możliwe też, że jeżeli zostałby dłużej to dodałby coś nieodpowiedniego. W końcu oparł się plecami o drzwi, które lekko zaskrzypiały.
— Jestem pewien, że matka ucieszy się, jak złoży nam Pan nawet kiedyś niespodziewaną wizytę. Domyślam się, że Leonka ma dużo znajomych, ale rzadko kogo zaprasza — wydukał, kiwając zachęcająco głową i nie czekając na odpowiedź, wyszedł za drzwi.
    Stało się. Alian źle wymierzył czas i powiedział o parę zdań za dużo. Po jakiego grzyba zaprasza do siebie jakiegoś gacha, który może bez problemu sprzedać go matce? Ona nie wiedziała o tym, co wyczynia w Jackburgu i że ku jej przestrogom poszedł w ślady ojca. Sam nie był z tego dumny, ale nie chciał stracić jeszcze w oczach rodzicielki, bo choć ta momentami nim gardziła, to przynajmniej miała go za najbardziej ułożonego członka rodziny, którą opuściła. Alian zawsze miał nadzieję, że to za nim tęskni najbardziej i tak samo jak on, wspomina ich wspólne chwile z łezką w oku. Jeżeli jednak dowie się o tym, że jej ułożony synek jest złodziejem, może równie dobrze więcej nie przyjeżdżać do Blisstown.
    Pech zdecydowanie nie odstępował dzisiaj chłopaka na krok. Po drodze do domu przechodził ciemną uliczką mając nadzieję, że okaże się ona skrótem i szybciej schowa się w zaciszu wielkiego domu matki, jednak los miał inne plany. Widząc trzech mało zadbanych mężczyzn, którzy choć byli wychudzeni, wyglądali na groźniejszych od tego typa sprzed baru, Alian spiął barki i odwrócił wzrok. Chciał jak najszybciej przemknąć obok nich, ale słysząc głośne chrząknięcie tuż obok ucha wiedział, że nic z tego. Zatrzymał się słysząc groźbę zza pleców.
— Ładną masz kurtkę, pięknisiu — zachrypnięty głos coraz bardziej się zbliżał. — Ciekawi nas, co kryje się w jej kieszeniach.
    Alian spodziewał się takiego towarzystwa, ale on przecież nigdy nie uczy się na swoich błędach i nie słucha głosu rozsądku.
— A dziękuję. — Postanowił założyć tą samą, fałszywą maskę, jaką miał na sobie przy konfrontacji z mistrzem cygar. — Niestety kieszenie są dziurawe — zaśmiał się smutno, odwracając się do nich na wypadek, gdyby chcieli zadać mu cios od tyłu.
    Wolał być świadomy i gotowy na unik.
— Niemożliwe. Taki materiał szybko się nie niszczy. — Podszedł do niego prędko i łapiąc za kołnierz, przyciągnął bruneta bliżej siebie. — A ty nie wyglądasz mi na kogoś, kto nie dba o swoje ubrania — Zjechał go wzrokiem i, fakt faktem, Alian był ubrany o wiele lepiej od reszty, a jego kurtka wcale nie była dziurawa, bo była w idealnym stanie.
    Syn Leony miał dosyć tej rozmowy, która ciągle trzymała go w niepewności. Odważył się więc w końcu szarpnąć w tył, aby uciec od uścisku chudego mężczyzny, ale nie zauważył kiedy jego wspólnik stanął tuż za nim tym samym uniemożliwiając mu ucieczkę. Nieco niższy opryszek odepchnął jego plecy, a brunet wylądował na facecie, od którego chciał się odsunąć. Ogarnij się Alian, to nie pierwszy i nie ostatni raz, pomyślał. Musi dostarczyć matce jej zamówienie. Musi mieć jakikolwiek powód do dumy. Muzyk wstrzymał oddech i szybkim ruchem odwrócił się, jednocześnie pochylił i wyminął mężczyznę, który blokował mu drogę ucieczki. Później już tylko wziął nogi za pas i ruszył jak piorun przed siebie. Po prawie sekundzie usłyszał gwizdanie i ziemia zaczęła się trząść, gdy cała trójka zaczęła go gonić. Biegnąc jeszcze szybciej niż rano, spojrzał przez ramię, aby ocenić szanse zbirów na dogonienie go, ale widząc, że jeden z nich zniknął, zabiło mu mocniej serce. Musiał skręcić w jakąś uliczkę, żeby zablokować go z innej strony. Uciekinier w końcu dobiegł do rozwidlenia uliczek i z racji, że nie miał zbyt dużo czasu na przemyślenia, skręcił w lewo. Biegł dalej, a jego płuca powoli nadążały z pompowaniem tlenu. Jedynym plusem było to, że rabusie byli całkiem sporo w tyle i Alian miał coraz większe szanse na zgubienie ich. Niestety jak się spodziewał, przed nim znikąd pojawił się ich zaginiony kolega. Dopiero teraz zorientował się jak szybko biegł, bo nie zdołał wyhamować i tym samym wpadł na mężczyznę. Oboje polecieli na bruk, Alian dodatkowo przejechał po nim twarzą. Przez chwilę trwał w szoku, ale udało mu się pozbierać szybciej od jego przeszkody i ruszył dalej przed siebie. Przynajmniej opóźni tym całą trójkę, a jego zadrapaniami zajęła się już adrenalina. Nie odwracając się już ani razu, wybiegł w końcu na główną ulicę, skąd już bez problemów dotarł do domu matki. Wpadł do środka jakby na ganku leżała tykająca bomba, zatrzasnął za sobą drzwi i opadł na schody. Dobre paręnaście minut starał się wyrównać oddech i przyrzekł sobie, że kończy z bieganiem. Gdy już nieco się uspokoił, sięgnął do kieszeni po pudełeczko cygar i poczuł ukłucie w brzuchu.
— Nie no kurwa, błagam was — zaklął głośno wyciągając pogniecione pudełko z przynajmniej dwoma połamanymi cygarami w środku.
    Głowa opadła mu na stopień i głośno jęknął. Czy on naprawdę niczego nie potrafi dobrze zrobić? Nie dość, że nie wpuścili go na występ, to matka nie wzięła go na próbę, potem podpadł jeszcze sprzedawcy, następnie zbirom, a teraz to już w ogóle matka odeśle go z powrotem do ojca. Żeby tego było mało, zaprosił jeszcze gościa bez wiedzy Leony. Może niech po prostu spakuje się sam i wyjedzie zanim zrobi się gorzej?

<Ezra?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz