Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

5.05.2022

Event: Od Dennis — Próba (cz. 3 – Dominacja)

W bazie danych laboratorium znajdowało się zdecydowanie zbyt wiele informacji, żeby jakoś to wszystko ogarnąć, a już szczególnie w jakimś krótkim czasie. Dennis, która raczej nie należała do osób zbyt zahartowanych w boju z elektronicznymi papierzyskami, potrzebowałaby na to jeszcze więcej czasu. Prawdopodobnie można by liczyć to w tygodniach, a to i tak na zasadzie przeglądania, a nie faktycznego wczytywania się. Warto też zaznaczyć, że Hoover nie była zainteresowana absolutnie wszystkim, co tutaj badali. W gruncie rzeczy szukała informacji tylko o Obiekcie 16, bo niezwykle ją zaintrygował. Wydawał się być czymś naprawdę ważnym dla naukowca, którego dzienniki obejrzała wszystkie, niektóre nawet dwukrotnie.
Theodor Shepperd, bo tak się ów naukowiec nazywał, prowadził kilka badań w obiekcie badawczym, ale żadnego z nich nie doprowadził do końca. Dlaczego? Nie wiadomo, tego akurat nie zdradził w żadnym ze swych pogrupowanych dzienników skrupulatnie uszeregowanych w odpowiednich folderach.
Zdradził natomiast, jak tworzono Obiekt 16, jak odpowiednio ułożyć elementy, żeby działał, gdzie je w ogóle znaleźć, dlaczego się zepsuł.
I przede wszystkim — do czego służył.
Dennis nie była w sumie pewna, co bardziej ją cieszyło i interesowało: naprawa dysku czy może jednak potencjalne użycie go, bo to też musiało być niesamowite. A może po prostu samo to, że mogła podłubać w skomplikowanej technologii, której wcześniej nie znała, utworzonej przez kogoś na pierwszy rzut oka wybitnego? Tak, w tym też coś było.
Nagrania doktora Theodora Shepperda cały czas leciały w tle, kiedy dziewczyna próbowała naprawić dysk. Czasami już nie w formie instrukcji, ale po prostu dawało jej to złudne wrażenie, że jest ktoś obok niej. Ktoś, z kim może porozmawiać.
— Oczywiście, panie Shepperd. Nie jestem może tak mądra jak pan, ale coś nie coś chyba potrafię, prawda? — mruczała pod nosem. — Nigdy nie widziałam takiego nadajnika. Co prawda swego czasu znalazłam podobny gdzieś na wysypisku i użyłam go do swoich hologramów, w sensie odtwarzacza, ale to była jednorazowa sytuacja. Ale w obliczu tego czegoś, moje hologramy to było coś tak niewielkiego i mało skomplikowanego…
I tak Dennis mówiła do nagrania naukowca lub samej siebie, bo czasami trudno było stwierdzić, gdzie kieruje swoje słowa, dopóki ostatecznie nie udało jej się złożyć Obiektu 16, który w głowie nazywała po prostu dyskiem. Nie wyglądał jakoś szczególnie inaczej od tego, jak się prezentował, kiedy znalazła go w szufladzie, przynajmniej z zewnątrz. Teraz wystarczy go tylko włączyć za pomocą dostępu Shepperda i… dodać swój strumień, który był absolutnie konieczny do tego, żeby urządzenie działało, a dominacja nie tyle podziałała na maszyny, co pozwoliło na teoretyczną kontrolę przez konkretną osobę. A że nie było tutaj ani jednej żywej duszy, Dennis musiała użyć swojego. Wiedziała, jak to zrobić, bo mężczyzna i na to sporządził instrukcję.
Podekscytowało to ją, bo nigdy nie miała do czynienia z czymś podobnym. W tamtym momencie jednak nadal traktowała to jako swoistą ciekawostkę, sukces na Gardzieli, o którym nikt nigdy się nie dowie, o ile nie znajdzie dysku, nie wykona tej samej roboty z analizą wyników badań, danych i dzienników Theodora Shepperda, a potem nie wykryje strumienia Dennis w Szesnastce.
Taki stan utrzymywał się do momentu, kiedy już dla czystej rozrywki włączyła dziennik z okresu, kiedy Shepperd rozszerzał Obiekt 9 do 9.5.
— To absolutnie nie tak, że jestem jakkolwiek zaskoczony tym, że rozszerzenie do 9.5 kolejny raz nie zadziałało. Spodziewałem się tego — oznajmił, obracając w palcach długopis. — Ale chciałem spróbować. Bo nie ma chyba nic gorszego niż nie spróbowanie nawet w obliczu nieuchronnej porażki. I musiałem przepracować tutaj siedemnaście lat, żeby to zrozumieć — dokończył, po czym się zaśmiał.
Dennis zapętlała ten jeden fragment w nieskończoność.
Potem włączyła zegar i zdała sobie sprawę z tego, że do odlotu Omegi zostało zaledwie kilka krótkich godzin. Kilka godzin, które mogła spędzać na oglądaniu i słuchaniu Theodora Shepperda albo… spróbować wyjść z laboratorium i ruszyć na zachód.
I kiedy rozważała w swój wyjątkowy, pokrętny sposób wszelkie za i przeciw, przypomniał jej się niejaki Anthony Smith, jego serdeczny uśmiech oraz sarnie, smutne oczy. Głos, który brzmiał w pełnym osób pomieszczeniu, które paradoksalnie było tak puste, oraz jego rada — powspominaj trochę albo nastaw się na przeżycie i wróć.
— Proszę trzymać za mnie kciuki, panie Shepperd — powiedziała, wstawszy z biurowego krzesła.
Jej twarz rozjaśnił promienny uśmiech. Pierwszy raz od tak dawna.
Mocno trzymając w dłoni dysk, opuściła pokój badawczy doktora Theodora Shepperda, bo jak to się mówi — wóz albo przewóz.
Nadal bała się jak cholera. Serce biło jak oszalałe, mięśnie bolały, siniaki od upadku były ogromne. W pierwszej chwili trudno jej było nawet robić kroki, a mimo to szła dalej, nasłuchując cały czas spacerującej po korytarzu maszyny, która jej oczom ukazała się już chwilę później, gdy wychyliła łeb zza rogu. Jarzące się na zielono oczy dinozaura szybko zmieniły swój kolor na żółty, a tuż potem na czerwony, co oznaczało tyle, że przeszły w tryb ofensywy i miał zamiar zaatakować dziewczynę w trybie natychmiastowym. Była to tak naprawdę pierwsza oraz ostatnia szansa na to, żeby przetestować dysk, spróbować dominacji, przekonać się o ewentualnym sukcesie lub totalnej porażce. Nie miała czasu, by myśleć o tym, że nie jest na to gotowa.
To się po prostu wydarzyło.
W gruncie rzeczy używanie dysku było dość intuicyjne jak na tak skomplikowane urządzenie. Teoretycznie wystarczyło się tylko podłączyć, zhakować system maszyny i gotowe; w praktyce dochodził do tego jeszcze problem zbliżenia się, bo Szesnastka nie działała na odległość większą niż kilka (może kilkanaście) centymetrów, oraz fakt, że trzeba było część funkcji włączyć ręcznie podczas przesyłania danych i łamania kodu maszyny. Zajmowało to zaledwie chwilę, ale trzeba było wiedzieć co i jak. Pełna automatyka nie wchodziła w grę, przynajmniej nie na etapie, na którym znajdowała się Dennis.
A mimo to jakoś się udało.
Będąc zaledwie o krok od bycia rozszarpaną przez mecha-dinozaura, w ostatniej chwili udało jej się podłączyć do systemu (chwała doktorowi Shepperdowi, że wystarczył sygnał, a nie trzeba było grzebać w kablach!). Maszyna zatrzymała się i pozostawała w bezruchu, podczas gdy Hoover drżącymi dłońmi włączała odpowiednie funkcje, skonfigurowała ją pod swoje aktualne potrzeby. Zajęło jej to zaledwie chwilę, choć miała wrażenie, że zdecydowanie dłużej. Tym bardziej, że cały czas bała się, że dinozaura wcale nie uda się zdominować, a ona jedynie odkłada to, co bolesne i nieuniknione.
Oczy maszyny zmieniły się z czerwonych na niebieskie. Wycofała się lekko i po prostu grzecznie stała, nadal zachowując się w swój naturalny, standardowy sposób, ale nie próbując przebić gardła Dennis swoimi ostrymi jak brzytwa zębiskami. Dziewczyna odetchnęła cicho, a potem wysłała swój sygnał. Dinozaur przysiadł pod ścianą tak jak mu kazała, przechodził do wskazywanych przez nią miejsc. Chyba nie do końca potrafiła w to uwierzyć, ale dysk naprawdę działał. Przynajmniej chwilowo.
Kiedy już udało jej się uspokoić oddech, Dennis włączyła mapę całego laboratorium, którą pobrała razem ze wszystkim, co zostawił po sobie Shepperd. Szybko się tam odnalazła, a potem ruszyła w odpowiednią stronę, ku zachodniemu wejściu. Ostatecznie dziewczyna opuściła cały obiekt w towarzystwie podległej jej, niebezpiecznej maszyny.
Kiedy wyszła na zewnątrz, ostre promienie słońca, które świeciło nieustannie już od kilkudziesięciu godzin, raziły ją w oczy. Przymrużyła powieki i ruszyła przed siebie, a dinozaur tuż przy niej — niczym wierny piesek.
Wkrótce okazało się również, że nie dość, że jej nowy towarzysz świetnie radzi sobie w roli jej rozmówcy i obrońcy, to jeszcze wierzchowca. Pełna kontrola nad maszyną sprawiła, że nawet jeżdżenie na niej okazało się być dość proste, chociaż faktycznie najgorsze było chyba utrzymanie równowagi i sprawienie za pomocą siły woli, żeby nic jej nie bolało od siedzenia na twardej blasze. Potrafiła to jednak znieść ze względu na pełną świadomość, że w ten sposób porusza się zdecydowanie szybciej.
W gruncie rzeczy podróż na Omegę można było nazwać w pewien sposób niezwykle interesującą, biorąc pod uwagę fakt, że kilkakrotnie zmieniała transport, poruszała się w pełnym słońcu i co chwilę coś ją chciało zeżreć albo rozszarpać dla samego faktu. Po drodze znalazła kilka ciał, a najwięcej z nich (zarówno tych świeżych, jak i leżących od dawna) znajdowało się w okolicy legowisk tutejszych nierobotycznych stworzeń, a w porównaniu do nich, dinozaury wydawały się być naprawdę sympatyczne.
No i dało się je kontrolować, co było naprawdę ogromnym plusem.
Prawie pisnęła, kiedy zobaczyła przed sobą statek. Nadal był zacumowany w stacji, nadal się nie ruszał. Tak jakby tylko czekał, aż Dennis w końcu do niego dotrze. Problem był jednak taki, że te dwadzieścia godzin, które sprawiały wrażenie ogromnego zapasu czasu, kurczyły się zdecydowanie zbyt szybko.
Niektórzy z tych, którym udało się dostać do Omegi wcześniej, wyglądali przez barierę, której nie mogli przekroczyć, bo przepuszczała tylko z zewnątrz i tylko uczestników Próby, i obserwowali, jak kolejne osoby schodzą się na statek. Wśród nich był również Anthony Smith. Razem z kilkoma innymi patrzył z szeroko otwartymi oczami na pojawiającą się na horyzoncie Hoover, jadącą z ogromną prędkością na dość sporej maszynie o kształcie dinozaura, a za nią niemalże stado różnych stworzeń i maszyn, które chciały ją dorwać. Powiedzieć, że byli zdziwieni, to nie powiedzieć nic.
Kiedy Tony i jego nowi znajomi odzyskali rezon, zaczęli krzyczeć i dopingować Dennis, wiedząc, że została jej już tylko chwila.
— Dawaj! — rozlegało się po okolicy, a okrzyki mieszały się z ciężkimi krokami maszyn i metalicznymi rykami. — Dasz radę, zostało jeszcze trochę!
Dinozaur, na którym jechała, z całym impetem uderzył w barierę, rozległ się ryk i iskry, a dziewczyna przeleciała przez maszynę i upadła na ziemię, turlając się kawałek. Z jej ust wydobył się krótki, zupełnie niekontrolowany krzyk, a po policzkach kolejny raz tego dnia popłynęły łzy. Była już bezpieczna, ale w dziwny sposób jej to nie cieszyło. Trudno stwierdzić, co i czy w ogóle czuła coś w tamtym momencie. Chyba działo się wokół niej zbyt dużo.
— Hej, Dennis… — usłyszała obok siebie Anthony’ego, który pomógł jej się podnieść i razem z jeszcze jakąś dziewczyną wniósł ją na Omegę.
W ostatniej chwili, jeszcze zanim przekroczyła próg statku, Hoover spojrzała na maszyny i stwory zbierające się przed barierą. Oczy dinozaura, którego jeszcze przed chwilą bez problemu kontrolowała, znowu zmieniły kolor na czerwony. Dysk rozłączył się, bo dziewczynę i maszynę dzieliła już zbyt duża odległość, po czym upadł na ziemię, wznosząc w ten sposób niewielką chmurę dymu. Jej maszyna znowu zamieniła się w coś, co zamiast jej pomóc, chciało ją tylko zagryźć. Zupełnie jak w laboratorium. Kroczyła przed barierą, w wyniku czego ostatecznie stanęła na dysku i zupełnie go zgniotła. Po Obiekcie 16 zostały już tylko pokruszone resztki.
Dennis została wprowadzona do sali, w której wszyscy się zbierali. Jej holograficzny wizerunek widniejący na ścianie otoczył się zieloną ramką. A kiedy minęło ostatnie dwanaście sekund, podczas których dziewczyna z uporem maniaka wpatrywała się w zegar, obserwując jak wszystkie cyfry zmieniały się w zera, wszystkie te fotografie, które nie miały zielonej obramówki, poszarzały i otrzymały czerwone ramki. Prawie połowa osób, które przybyły na Gardziel, nie przetrwała Próby.
Dziewczyna przysiadła i dopiero wtedy dotarło do niej, że jej się udało.
Że naprawdę wróci.
Mimo to nadal trudno było jej w to uwierzyć.
— Dałaś radę.
Dennis kolejny raz usłyszała przy sobie głos Smitha. Mężczyzna przysiadł obok niej, a jego twarz rozjaśnił niewielki uśmiech. Dopiero w tamtym momencie Hoover zauważyła, że był cały brudny od kurzu, błota i krwi, włosy miał posklejane, usta poranione, a na czole i policzku znajdowały się długie, głębokie zadrapania.
— Ty też.
— Oboje daliśmy.
— Aż trudno w to uwierzyć — dodała po chwili milczenia. — W sensie. Nie, że ty, bo wiedziałam, że dasz sobie radę. Chodzi raczej o mnie. Byłam pewna, że mi się nie uda, a i tak trafiłam tutaj w dosłownie ostatniej chwili.
— Ale za to w jakim stylu! Wiesz, byłem tutaj jednym z pierwszych, dużo osób wróciło, jak już tutaj byłem, ale… Cholera, wszyscy przyszli na piechotę.
— No… Nie wszyscy — mruknęła, zerkając na tablicę, na której widniało tak wiele zaszarzonych twarzy.
— Wiesz, że co innego miałem na myśli.
— Wiem.
— To jak? Może opowiesz mi, jak to zrobiłaś?
Pokiwała głową, a potem przez kolejną godzinę opowiadali sobie o swoich przygodach, ignorując nie tylko innych uczestników, ale także ich przewodnika kolejny raz ukazującego się w postaci hologramu na środku pomieszczenia, który zaczął wykładać swoją pełną dumy gadkę o tym, że skoro przetrwali, to są godni dalej żyć w tym społeczeństwie i jakoś mu się przysłużyć. Nie słuchali go, chociaż dziewczyna doskonale wiedziała, że to trochę niegrzeczne. Wolała w tym czasie porozmawiać z Tonym i skorzystać z okazji, jeszcze zanim zaczęli ich regenerować i czyścić pamięć.
Ostatecznie, kiedy wylądowali na stacji, pamiętali tylko niektóre niektóre urywki wydarzeń i rozmów, ale nic konkretnego. Dennis zupełnie zapomniała o dinozaurach i potworach, o dysku, laboratorium, doktorze Theodorze Shepperdzie, wyczyszczono też wszystkie dane, które wtedy zebrała. Pustka. Tak jakby to wszystko nigdy się nie wydarzyło.
Na stacji kolejny raz zebrało się mnóstwo osób. Tłoczyli się przed wejściem na Omegę i czekali na swoje dzieci, braci, siostry, przyjaciół. Niektórzy zaczynali wyć z rozpaczy, nie dowierzali i odchodzili na chwiejnych nogach, nie mogąc uwierzyć w swoją stratę. Inni czekali dość obojętnie i odchodzili, rzucając kilka słów. Kolejni skakali z radości i ściskali z całych sił tych, którzy wrócili. Mama Tony’ego przytuliła go mocno, ucałowała w oba policzki i obiecała naleśniki z czekoladą syntetyczną, kiedy wrócą do domu.
Tony przeszedł obok Dennis stojącą samotnie wśród obcych jej ludzi. Próbowała dostrzec gdzieś kogoś z jej rodziny, ojca lub któregoś z braci, ale nie zauważyła nikogo. Chociaż miała nadzieję, że jednak ktoś się pojawił, to gdzieś z tyłu głowy była przekonana, że po prostu nie przyszli. Smith zerknął na nią co prawda, ale wynikało to po prostu z ciekawości, bo stała sama. Wymienili spojrzenia.
Siebie nawzajem też nie pamiętali, chociaż wydawali się sobie dziwnie znajomi. Oboje mieli poczucie, że powinni się kojarzyć, ale żadne z nich nie potrafiło sobie przypomnieć imienia i nazwiska tego drugiego. Wkrótce potem Tony o sarnich oczach zniknął w tłumie.
— Dennis!
Słysząc swoje imię wykrzyczane przez doskonale jej znany, dziecięcy głos, odwróciła się gwałtownie. Małe, wątłe ciało chłopca przytuliło się do niej mocno, a ona odwzajemniła uścisk brata bez najmniejszego wahania.
Dołączali do niej kolejni, tuląc ją na przywitanie. Widziała uśmiechy pełne niedowierzania, oczy pełne łez. Nie wiedziała, jak powinna się zachować, ale radość udzielała się i jej. Miała wrażenie, że to tylko piękny sen, bo dokonała czegoś, w co sama nie wierzyła ani trochę. Jackson też chyba nie do końca wierzył własnym oczom. Patrzył na nią z milczeniu, a jego oczach tliło się i kłębiło coś, co trudno było jakkolwiek nazwać. Szczególnie jemu — miał straszny mętlik w głowie i w sercu.
Dennis ostatecznie puściła chłopców i stanęła naprzeciw niego. Patrzyła na ojca, ojciec patrzył na nią. Milczeli, chociaż można było odnieść wrażenie, że w ten sposób ze sobą rozmawiają, przekazują sobie coś, czego nie sposób wyrazić słowami. Tak jakby milczeli o czymś.
Ostatecznie Jackson skinął głową, zrobił dziwny ruch dłonią, zupełnie jakby chciał ją położyć na ramieniu córki w geście oczywistego uznania, ale ostatecznie zrezygnował. Chyba nie potrafił do końca okazać jej czułości w jakiejkolwiek formie, mimo że Dennis doskonale wiedziała, że przecież ją kocha i docenia. Potem otworzył słowa, żeby coś powiedzieć:
— Wracajmy już do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz