Kolumna góra

Słuchy z Krainy
Aktualny rok: 1846

Na ulicach słychać szepty o wielkim wyścigu mającym ciągnąć się przez całą Krainę – za wygraną przewidywana jest gigantyczna suma pieniędzy, amnestia wszystkich przestępstw oraz zapewnienie bezpieczeństwa na okres roku. Co ambitniejsi już poszukują wierzchowców na ten morderczy wysiłek.

W Saint Thomas w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął kolejny szeryf. Za każdą przydatną informację przewidziana jest nagroda.

Już niedługo w Jackburg: cyrk! Kobieta-guma, linoskoczkowie i najsilniejsi ludzie w całej Krainie. Przyjedzcie zobaczyć to na własne oczy.

Aktualnie poszukiwani są: Otelia Crippen
Dziękujemy za pomoc w schwytaniu Clide'a 'Smiley' Byersa. Aktualnie oczekuje na wyrok sądu.

5.05.2022

Event: Od Dennis — Próba (cz. 2 – Laboratorium)

Trudno stwierdzić, co w tej całej sytuacji było najgorsze. Świadomość nieuchronnej śmierci? Fakt, że umrze w zapomnieniu? Czy może to, że właśnie stoi na końcu ciemnego korytarza, a ogromne drzwi właśnie się odsuwają?
Wrota przesuwały się coraz wyżej, a szczelina u samego dołu, z której wypływała smuga światła, jedyne, co oświetlało wąski korytarz spowity nieprzeniknioną ciemnością, powiększała się stopniowo. Dennis ukazywał się nowy świat, który całkowicie ją przerażał, niemalże paraliżował. Drzwi otworzyły się już w pełni, a jedynym, co dzieliło dziewczynę od Gardzieli, była bariera ochronna, której nic nie było w stanie przebić.
Kiedy tarcza się wyłączyła, zegar ruszył. Minęła pierwsza sekunda, druga, trzecia. Przez głowę Hoover przemykała tylko jedna myśl – że to początek jej końca.
Dennis nigdy nie myślała katastroficznie, zawsze wychodziła z założenia, że wszystko będzie dobrze. Pomagała, starała się, okazywała współczucie, empatię, wyróżniała się na tle wszystkich tych, którzy myśleli o sobie lub dobru materialnym. Wiadomo, że nie była taka jedyna, ale jedna z nielicznych w jej dzielnicy, gdzie panowała wszechobecna bieda, a czasem nawet i walka o przetrwanie. Tymczasem teraz, kiedy musiała przejść Próbę, chyba pierwszy raz w życiu nie potrafiła spojrzeć na to wszystko ze swoim optymistycznym zacięciem. Nie sposób było przekonać samą siebie, że wszystko jakoś się ułoży. Miała przecież mnóstwo czasu, wiele potrafiła, nie była przecież głupia. A mimo to jakoś tak…
Dziewczyna zrobiła pierwszy krok. Przekroczyła próg drzwi, a kiedy to zrobiła, bariera znowu się za nią włączyła. Znaczyło to tyle, że Alfę zostawiła już za sobą.
Rozejrzała się wokół siebie.
Trudno stwierdzić, czego się spodziewała, ale chyba nie do końca tego, mimo że przecież widziała mapę terenu, po którym miała się poruszać. Przed sobą miała wyjałowioną pustynię, na której gdzieniegdzie jedynie rosły jakieś marne krzewy czy odrobina trawy, ale nic poza tym. Wszystko było suche, marne, ledwo żywe tak naprawdę. Taki widok rozciągał się niemalże aż za horyzont – niemalże, bo w pewnym momencie nicość zamieniała się w jedną ciemnozielono-brunatną plamę… czegoś. Kiedy jeszcze jakąś godzinę wcześniej Dennis spoglądała na mapę, ta plama “czegoś” wyglądała według niej na coś w rodzaju lasu. Gdzieś niedaleko jeszcze jakieś ruiny i kilka wąwozów. I to w sumie było wszystko, co Gardziel była w stanie zaoferować. W Hoover budziło to wręcz okrutny niepokój. Miała bardzo złe przeczucia.
Udając, że wie, co robi, Dennis ruszyła w odpowiednią stronę – na zachód, czyli tam, gdzie zacumowana była Omega. Piach rzęził pod jej stopami, wiatr hulał gdzieś w oddali, co i raz poruszając na wpół martwymi roślinami. Dziewczyna była sama pośrodku niczego, nie widziała nawet śladu innych uczestników Próby – każdego z nich wysłano do innego tunelu, żeby przypadkiem im niczego nie ułatwiać. Jeśli kogoś spotkają po drodze i będą chcieli nawiązać współpracę, proszę bardzo, ale nikt z góry nie miał zamiaru w to ingerować. Ostatecznie więc Dennis musiała iść zupełnie samotnie przez zawrotne siedem i pół minuty.
Bo dokładnie siedem i pół minuty minęło, zanim z odległości kilkudziesięciu metrów usłyszała donośne kroki czegoś bardzo dużego. Powiedzieć, że się przestraszyła, to nie powiedzieć niczego – byłby to wyraźnie wyolbrzymiony eufemizm.
W pierwszym momencie miała nadzieję, że tylko jej się wydawało, ale ociężałe kroki nie ustawały. Co więcej – z każdą chwilą wydawały się być coraz wyraźniejsze, może nawet szybsze. Ledwo mogąc złapać oddech, Dennis szybko umknęła gdzieś za jedną z dużych, czerwonych skał. Kucnęła tuż za nią, by się schować, a potem resztkami jakiejkolwiek ciekawości i odwagi, ostrożnie wychyliła głowę, żeby móc spojrzeć na to, co wyłania się z jednego z zapewne bardzo głębokich wąwozów.
Jej oczom ukazał się ogromny, spokojnie spacerujący po okolicy mecha… dinozaur?
I w sumie tak właśnie Dennis ten wytwór w głowie nazwała – mecha-dinozaur.
Wysoki na blisko cztery metry, długi na ponad dziesięć, z ostrymi pazurami, ogromnym łbem, dwoma rzędami kilkunastu centymetrowych zębów, wytworzony w całości z szarosrebrnej blachy i przezroczystych, grubych przewodów, w których płynęła jakaś maź. Jego oczy świeciły się ostrym, zielonym światłem.
Tyle informacji młodej Hoover w pełni wystarczyło, żeby nie móc się otrząsnąć i przestać patrzeć na maszynę. Trzeba przyznać, że była w tym wszystkim też nieprzenikniona ciekawość. Dennis nigdy w życiu nie widziała czegoś podobnego. Już abstrahując od stopnia rozwinięcia technologicznego i robotyki tak powszechnej, że trudno bez niej funkcjonować, ale mechaniczne dinozaury? Kto je stworzył? I jak one się tu w ogóle znalazły?
I skoro już w ciągu niecałych dziesięciu minut przebywania w Gardzieli dziewczyna natknęła się na coś takiego, aż strach pomyśleć, co będzie potem. O ile, oczywiście, przeżyje spotkanie z tą maszyną, bo to przecież też nie było jeszcze przesądzone.
Dinozaur zbliżał się coraz bardziej. Ziemia drżała, Dennis trzęsła się jeszcze bardziej. Niewielkie kamienie podskakiwały na suchym podłożu, huk rozlegał się echem po okolicy. Hoover czuła, że zaczyna brakować jej tchu. Miała mroczki przed oczami, chaos w głowie i serce bijące tak mocno, że miała wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z piersi – szczególnie w momencie, kiedy ogromna łapa maszyny wylądowała tuż przy niej. Wystarczyło jedynie wyciągnąć rękę, żeby móc dotknąć lekko zarysowanej, zakurzonej blachy.
Bliskość robota sprawiła, że Dennis już zaczęła żegnać się ze światem, chociaż nie była tego do końca świadoma. Natłok różnych bodźców i emocji, od których aż szumiało jej w głowie, sprawiał, że nie była w stanie o niczym pomyśleć. W tamtym momencie zapewne nie pamiętała, jak się nazywa, ani co tak właściwie tam robi.
Nie zarejestrowała momentu, w którym maszyna, mając już kilka kolejnych kroków za sobą, co dziewczyna uznała za doskonałą okazję do tego, by okrążyć skałę i znów się schować, nagle się odwróciła, jej oczy zmieniły kolor na żółty, zaczęła skanować okolicę, a gdy wiązka natrafiła na Dennis, stały się czerwone. Potem jakoś tak szybko się to potoczyło: dinozaur wydał z siebie bardzo głośny metaliczno-mechaniczny ryk, który sprawiał wrażenie, jakby wwiercał się w czaszkę i miał sprawić, żeby eksplodowała, a potem dziewczyna szybko wstała i ruszyła w pogoń, mając nadzieję, że coś to pomoże, chociaż miała świadomość, że maszyna dorwie ją w ciągu kilku sekund.
Miała poczucie, że biegnie w nieskończoność. Jej stopy posuwały się po suchym piachu, nad ziemią unosił się kurz, twarz wykrzywiała się w nieodgadnionym grymasie, w oczach zbierały się łzy, całe ciało oblewał zimny pot, za nią cały czas rozlegał się głośny ryk. Oczywiście, do momentu, kiedy maszyna ruszyła w pościg za nową ofiarą, a ciężkie kroki sprawiały, że dziewczęce ciało aż podskakiwało.
I kiedy mogłoby wydawać się, że to już koniec Dennis Jessie Hoover – tak właśnie Próba rozszarpie na strzępy kolejną młodą osobę, która, jak się okazuje, nie zasługuje, żeby dalej żyć – kolejny krok mecha-dinozaura sprawił, że ziemia po prostu pękła, a następny lekko ją rozsunął. Na tyle, że dziewczyna straciła równowagę i wpadła prosto do wytworzonej szczeliny.
Odbijała się od skalnych ścian, próbowała się czegoś złapać i złagodzić uderzenia, cały czas słysząc ryki mechanicznego dinozaura nad swoją głową. Na niewiele się to jednak stało, bo gdy ostatecznie wylądowała na stabilnym podłożu, wszystko ją bolało, a z oczu płynęły łzy cierpienia, tęsknoty i strachu jednocześnie. Rażące, migające, czerwone światło pochodzące z niewielkiej lampki sufitowej również nie pomagało.
Podniosła się po dobrej chwili, z niemałym trudem trzeba przyznać. Dopiero kiedy się rozejrzała, zdała sobie sprawę z tego, że znajduje się w czymś, co przypominało na wpół rozkruszony korytarz. Przypominał te nowoczesne, które znała, ale miał w sobie coś niezwykle archaicznego. Jakby był już stary, wybudowany kawał czasu temu. Nie zmieniało to jednak faktu, że mogłaby tam zostać i przeczekać, dopóki Próba się nie skończy, a ona znajdzie sobie jakiś spokojny kąt, w którym posiedzi do końca wieczności, ale fakt, że biegła stamtąd bezpośrednia droga na powierzchnię, gdzie był co najmniej jeden ogromny, bardzo niebezpieczny, mechaniczny dinozaur, zmotywował Dennis do przeniesienia się do innego pomieszczenia. Miała problem z rozchyleniem drzwi, które kiedyś prawdopodobnie otwierały się same po zbliżeniu jakiegoś klucza lub karty – obok znajdował się niewielki czytnik. Ostatecznie jednak jej się udało, a po długim korytarzu donośnym echem rozległo się metaliczne skrzypienie.
Przekroczyła próg i znalazła się w kolejnym korytarzu, już nieco szerszym i o wiele dłuższym, ale nadal oświetlonym jedynie migającym, czerwonym światłem. Dennis mrużyła oczy, szła, opierając się o ścianę. Jej kroki były ciężkie i dość powolne.
Zupełnie tak samo jak kolejnego mechanicznego stworzenia, którego kroki usłyszała tuż za rogiem. Łzy znowu jej się wezbrały — powoli przestawała mieć na to wszystko siłę. Minęło cholerne dziesięć minut odkąd opuściła Alfę, a już czuła, że kolejnych dziesięciu nie przetrwa. Zacisnęła jednak zęby i w akompaniamencie skrzypiących, mechanicznych drzwi, zupełnie takich samych jak te poprzednie, które otwierała, wsunęła się do dość sporego pomieszczenia. Zamknęła się w nim w momencie, kiedy kolejny mecha-dinozaur, tym razem o wiele mniejszy, ale również zbudowany z blachy i wypełnionych czarną mazią przewodów, wyszedł zza rogu.
Dennis przylgnęła do ściany, żeby móc nasłuchiwać, czy przypadkiem nie postanowi wejść za nią, ale nic takiego nie miało miejsca. Po prostu przeszedł dalej, jakby nigdy nic. Dziewczyna przysiadła i oparła się, a potem westchnęła głęboko. Gorzkie łzy mieszały się z potem na jej twarzy, a palce wplątywały się w warkocz. Dopiero po prawie dwudziestu minutach bezczynnego siedzenia, niemyślenia o niczym i próbach wyrównania płytkiego, przyspieszonego oddechy, Hoover postanowiła wstać. Czuła, że wkrótce na całym jej ciele pojawią się ogromne siniaki. Mogłaby co prawda siedzieć dłużej, ale nie była już w stanie wytrzymać tego irytującego światła. Zerknęła na lampę i zeskanowała ją, a jej oczom ukazał się schemat przewodów, które prowadziły do kolejnego niewielkiego pokoju. Aglomeracja korytarzy i pomieszczeń powoli przypominała labirynt. Ruszyła za przewodami, a już wkrótce potem dotarła do niewielkiej skrzynki elektrycznej. Otworzyła interfejs, naklikała.
— Wyłączenie trybu awaryjnego. Aktywuję tryb działania standardowego — usłyszała głos systemu.
Czerwone światła zniknęły, a wszystkie pomieszczenia rozświetliły się chłodnym, białym światłem, o wiele przystępniejszym niż to, z którym Dennis męczyła się dotychczas. Drzwi i czytniki w niektórych miejscach też zaczęły świecić. Dziewczyna przyjęła to dość spokojnie, bo przynajmniej mogła się rozejrzeć, czymś się zająć, a może i nawet przeczekać Próbę i zorganizować sobie jakiś spokojny kąt na ostatnie chwile.
Wróciła do poprzedniego pomieszczenia, tego dużego, które nagle okazało się być pełne blatów, stołów badawczych, ekranów zwykłych i holograficznych, narzędzi, przedmiotów… A wszystko skąpane w nieprzeniknionej bieli. Mało tego — wszystko wyglądało na sprawne. Dennis przysiadła na jednym z foteli, a potem tak po prostu włączyła jakiś, obojętnie jaki, folder z różnymi plikami. Ledwo go włączyła, a automatycznie odpalił się jeden z nich.
Oczom dziewczyny ukazał się mężczyzna w białym kombinezonie, równie śnieżno białym kitlu, w okularach. Miał podkrążone oczy i wyglądał na cholernie zmęczonego. Przetarł dłońmi twarz, po czym westchnął cicho.
— Eksperyment właśnie się skończył — oznajmił zmęczonym głosem. — Mam już tego wszystkiego dość. Obiekt 16 da się jeszcze naprawić, oczywiście, że tak. I to dość prosto. Wystarczy po prostu wymienić czip H24 i L17, trochę pogrzebać w cyrkulatorze, nadajnik w sumie… A zresztą. To i tak nieważne. Po cholerę mi to było…
Dennis przekręciła głowę lekko w prawo i wygodniej rozsiadła się na miękkim fotelu.
— Ale jestem idiotą, więc Obiekt 16 znajduje się w szufladzie A. Jest zabezpieczona skomplikowanym zamkiem kodowym — dodał mężczyzna po chwili, machając niedbale ręką. — Teoretycznie po to, żeby się nie dostała do niepowołanych rąk. Ale kto by miał to źle wykorzystać? Te cholerne maszyny czy potwory? Dobre sobie. W tym samym folderze znajduje się kod dostępu. Wystarczy pobrać i można mieć dostęp do wszystkiego w całym laboratorium.
Dennis kątem oka spojrzała na szufladę A. To wszystko ciekawiło ją coraz bardziej z każdą chwilą. Podczas słuchania tego mężczyzny, jak się domyśliła — pracownika tego laboratorium — zdążyła nawet chwilowo zapomnieć o tym, że kończy jej się czas, że siedzi tutaj sama, wokół chodzą mechaniczne dinozaury, a on sam wspomniał jeszcze o jakichś potworach. Pełen pakiet.
— Tak w gwoli ścisłości, wszystko, czego użyłem do Szesnastki, znajduje się w tym pomieszczeniu. I to by było chyba na tyle. Dzienników nie usuwam, można je włączyć po pobraniu dostępu. Bez odbioru.
Nagranie się wyłączyło. Dennis jeszcze przez chwilę patrzyła na plik dostępu, a potem zaczęła go pobierać. Jej oczy rozjaśniały na niebiesko, a sam proces trwał kilka minut.
W szufladzie A natomiast znajdował się rozsuwany dysk o średnicy kilkunastu centymetrów. Jeszcze nie miała pojęcia, do czego służył, ale biorąc pod uwagę fakt, że pobrała dostęp do wszystkiego, to miała zamiar się dowiedzieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz